Ustrzyki Dolne
wtorek, 4 grudnia 2018

Jeepem gonili watahę. Zajmie się nimi policja.

Jeepem gonili watahę. Zajmie się nimi policja.

Para turystów urządziła sobie rajd samochodem terenowym za watahą wilków w obszarze chronionym w Bieszczadach. – Czy naiwnie chodziło im o to, by zrobić zauważonym płochliwym zwierzętom chronionym zdjęcia telefonem komórkowym z bliska? – zastanawia się znany fotograf przyrody Mateusz Matysiak, który był świadkiem zachowania pseudoturystów. Nadleśnictwo Lutowiska, na którego terenie doszło do zdarzenia, wszczęło postępowanie w sprawie złamania zakazów z ustawy o ochronie przyrody i ustawy o lasach.

W niedzielę 2 grudnia na profilu Facebookowym Bieszczadzcy Mocarze prowadzonym przez znanego fotografa przyrody Mateusza Matysiaka pojawił się wpis, nawiązujący do sytuacji jakiej był świadkiem. Fotograf od kilku dni śledził z aparatem watahę wilków, przebywającą w okolicach Doliny Sanu (dokładnej nazwy nie podajemy z uwagi na ochronę tych zwierząt). W pewnym momencie, w miejsce w którym obserwował watahę, nadjechał samochód terenowy marki Jeep Grand Cherokee, który zatrzymał się na górze polany. Siedząca w samochodzie para turystów przez krótką chwilę obserwowała teren, a następnie, zauważyła zwierzęta i pędem puściła się za nimi, najwidoczniej bezmyślnie próbując to wszystko zarejestrować telefonem komórkowym.
- Zauważyli te wilki z „bezpiecznej odległości” z górki i stamtąd mogli całkiem komfortowo poobserwować naturalne zachowania watahy, bo to duża gratka, a mimo to z premedytacją postanowili „dojeździć” watahę galopem w las - denerwuje się fotograf. - Na mój widok, gdy wychyliłem się z zarośli zatrzymali się skonsternowani, spytałem ich czy mają pozwolenie na wjazd. Odpowiedzieli, że formalnego pozwolenia nie mają, ale leśniczy pozwolił im na wjazd i odjechali na teren rezerwatu. Zrobiłem zdjęcia i o wszystkim zawiadomiłem Nadleśnictwo Lutowiska, na którego terenie doszło do zdarzenia, dopytując o to rzekome ustne pozwolenie.

Sprawa trafi na policję
Jak poinformował nas zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Lutowiska Rafał Osiecki, procedura ustalenia ustalenia kim były osoby, które bez pozwolenia wjechały na teren chroniony i płoszyły zwierzęta już ruszyła. Postępowanie o złamaniu zakazów zostało wszczęte z ustawy o ochronie przyrody i ustawy o lasach. Nadleśnictwo o wszystkim poinformowało Straż Leśną, Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Rzeszowie oraz Policję, która po numerach rejestracyjnych powinna ustalić właściciela auta. - Ten człowiek złamał kilka zakazów: wjechał w ostoję żubrów, płoszył i gonił wilki, które są zwierzętami chronionymi oraz wjechał bez pozwolenia na leśne drogi i do rezerwatu - wylicza Rafał Osiecki.

Leśnicy przyznają, że wjazdy samochodami terenowymi na obszary chronione w Bieszczadach i niedalekim Beskidzie Niskim zdarzają się co raz częściej. - Przeciwdziałamy takim zdarzeniom, bo chociaż może nie płoszenie zwierzyny jest celem takich wjazdów, a przeżycie przygody, to niestety co jakiś czas mamy zgłoszenia o amatorach jazdy terenowej. W Polsce jest zakaz jazdy po lesie bez pozwoleń, dlatego takie przypadki należy natychmiast zgłaszać do Straży Leśnej, która może działać na terenach leśnych - mówi Edward Marszałek, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Policję o całej sytuacji poinformuje też Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie, co potwierdził w rozmowie z nami rzecznik prasowy RDOŚ Łukasz Lis. - Wilk to gatunek objęty ochroną ścisłą i w rozporządzeniu Ministra Środowiska w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt jest wprowadzony zakaz umyślnego płoszenia lub niepokojenia. Pościg za watahą samochodem terenowym z pewnością należy to takich przypadków. Dodatkowo z informacji jakie pozyskaliśmy wynika, że samochód wjechał na teren rezerwatu, co jest również niedopuszczalne - informuje Łukasz Lis.

Przedstawiciele RDLP i RDOŚ jednym głosem przyznają, że tego typu zachowania należy stanowczo piętnować. Niestety takie zdarzenia są według prawa traktowane jako wykroczenie i bardzo często umarzane, ze względu np. na problem z ustaleniem sprawcy. W tym przypadku są jednak zdjęcia, które mogą stanowić dowód w postępowaniu i ułatwić pracę funkcjonariuszom.

Pokazać się z "selfikiem"
Oburzony zachowaniem turystów jest też fotograf Mateusz Matysiak, który przez tydzień przebywał „na dziko z wilkami” w ramach realizowanego projektu fotograficzno-filmowego „Leśni Mocarze”, który ma ukazywać życie tzw. „Wielkiej Piątki”: niedźwiedzia, wilka, rysia, orła przedniego, bielika, ale również innych drapieżników i ich roślinożernych ofiar. - Gdy z daleka zauważyłem wilki podkradałem się tu przed świtem lasem i zaroślami tarnin, na koniec czołgałem pod wiatr, wyczekując przez cały dzień do zmierzchu na ruchy watahy, która najwyraźniej pilnowała swojego łupu w pobliskim jarze, na przemian odpoczywając lub wręcz śpiąc po obfitym posiłku. Niestety para ubrana w kolorowe, narciarskie ciuchy postanowiła zupełnie nieodpowiedzialnie ten wilczy porządek zburzyć. Pognali autem za watahą z komórką w ręku, gdy byłem schowany w tarninach - denerwuje się fotograf. - Tego typu akcje zdarzają się coraz częściej. Ganianie i nękanie zwierzyny w lasach to już przykra norma - np. prześladowanie jeleni na zrzutach na przedwiośniu, zimą żubrów na pastwiskach, czy wilków i rysi po tropach - wylicza fotograf.

Według niego zwierzęta w Bieszczadach nie mają lekko, bo w społeczeństwie jest coraz większa chęć kontaktu z dziką przyrodą, wytwarza się ogromna presja, ale dzieje się to często w sposób nieumiejętny, głupi, bez przygotowania i pozwoleń. - Bez jakiejkolwiek wiedzy, byle się pokazać w mediach społecznościowych najlepiej z „selfikiem”. Dla mnie jest oczywiste, że powołany teren chroniony ma pewne obostrzenia i zakazy, by tego nie zniszczyć, nie roztrwonić, nie zajeździć i w ten sposób dać choć trochę swobody chronionym zwierzętom. Jako zawodowy fotograf przyrody posiadam wszystkie wymagane przepustki i zezwolenia na wykonywanie swojej pracy w takich miejscach. Mimo iż mam pozwolenie na wjazd autem, to z reguły chodzę tam pieszo, by w możliwie największej dyskrecji rejestrować naturalne zachowania zwierząt. Ale w końcu nie trzeba mieć specjalnej wiedzy, by wiedzieć, że znaków zakazu i szlabanów nie przekracza się dla zabawy i bez zezwoleń - kończy Mateusz Matysiak.

FOT. MATEUSZ MATYSIAK

 

Jeepem gonili watahę. Zajmie się nimi policja.
Jeepem gonili watahę. Zajmie się nimi policja.
autor: paba


powiązane artykuły: