Ustrzyki Dolne
poniedziałek, 7 maja 2018

Majówka zakończona. Na drogach spokojnie, w górach trochę mniej.

Zdjęcie ilustracyjne<br/>fot. Bieszczadzka Grupa GOPR
fot. Bieszczadzka Grupa GOPR

W tym roku na wydłużony weekend majowy zjechała w Bieszczady rekordowa liczba turystów. Na szczęście na bieszczadzkich drogach było spokojnie. Interweniowali natomiast goprowcy, nawet z użyciem śmigłowca LPR.

Słoneczna pogoda sprawiła, że w trakcie tegorocznego weekendu majowego w Bieszczadach pojawiła się rekordowa liczba turystów – ile dokładnie będzie wiadomo dziś popołudniu bo wciąż trwa liczenie. Okazuje się, że na szczęście nie przełożyło się to na liczbę wypadków drogowych. – Muszę przyznać, że tegoroczne działania związane z wydłużonym weekendem majowym nie odbiegały od normy. Było spokojnie, nie wydarzyło się nic szczególnego, było bardzo spokojnie – mówi mł. asp. Aleksandra Wołoszyn-Kociuba, rzecznik prasowy KPP w Ustrzykach Dolnych.

Według danych policyjnych, podczas wydłużonego weekendu, na podkarpackich drogach doszło do 46 wypadków, jedna osoba zginęła, a 59 zostało rannych. Policjanci udaremnili dalszą jazdę 126 nietrzeźwym kierowcom.

Na brak pracy nie narzekali natomiast ratownicy z Bieszczadzkiej Grupy GOPR. W trakcie majowego weekendu interweniowali 17 razy. Najwięcej było złamań i skręceń.

Kamil Krechlik, ratownik z Bieszczadzkiej Grupy GOPR przyznaje, że w tym roku ruch na szlakach był bardzo duży. – Interweniowaliśmy przez cały długi weekend 17 razy, od momentu kiedy się zaczął, czyli od kwietnia. Zgłoszenia dotyczyły przeważnie urazów kończyn, złamań, skręcenia nóg czy zachorowań. Bardzo krytycznych sytuacji jednak nie było – dodaje.

W kilku akacjach ratownikom GOPR pomagał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. LPR raz uczestniczył w ściąganiu mężczyzny, który utknął na szlaku między Haliczem a Kopa Bukowską, a dwa razy w akcjach nad Połoniną Caryńską. - Na Połoninie Caryńskiej w jednym czasie mieliśmy zgłoszenie dwóch wypadków, praktycznie w tym samym miejscu. Najpierw jedna osoba zgłosiła nam złamanie nogi, a 10 min później, po dotarciu ratowników, okazało się, że trochę wyżej jest osoba, która również złamała nogę – wyjaśnia ratownik. – Ze względu na to, że jest to dość trudny i wymagający teren, nie mogliśmy tam dotrzeć ze sprzętem, dlatego zdecydowaliśmy się, że skorzystamy z pomocy śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i za pomocą technik długiej liny przetransportujemy te osoby w bezpieczne miejsce. Jedna z tych osób została przekazana do karetki pogotowia z Lutowisk, druga śmigłowcem została odtransportowana do szpitala w Lesku.

Ratownicy mówią, że od lat widać znaczna poprawę jeśli chodzi o przygotowanie turystów do wyjścia w góry. – Tu nie ma jednak reguły, zdarzają się osoby nieprzygotowane do takich wycieczek, jednak wydaje się, że ludzie podchodzą z większym rozsądkiem do wyjścia na szlaki. Mamy nadzieję, że tu odnoszą skutek nasze działania profilaktyczne – dodaje ratownik.

 

autor: paba


powiązane artykuły: