Ustrzyki Dolne
niedziela, 29 lipca 2018

Bieszczady na starej fotografii. Jak upiększano Bieszczady

Bieszczady na starej fotografii. Jak upiększano Bieszczady<br/>fot. Dariusz Sobota
fot. Dariusz Sobota

Kontynuujemy cykl prezentujący Bieszczady w archiwalnych fotografiach. Zbigniew Maj z Wetliny, przewodnik turystyczny, redaktor naczelny czasopisma „Bieszczady Odnalezione”, inspirowany starymi fotografiami, przypomina czytelnikom Gazety Bieszczadzkiej, jak to onegdaj w Bieszczadach bywało.

Tuż po zakończeniu II wojny światowej przystąpiono do tworzenia nadleśnictw na terenie polskich Bieszczadów w ówczesnych ich granicach. Obejmowały one całe geograficzne Bieszczady Zachodnie, gdyż granica ze Związkiem Radzieckim przebiegała korytem Sanu od Sianek, aż do Soliny. Po stronie sowieckiej pozostawały tereny prawobrzeżnej (wschodniej) części doliny Sanu oraz leżące dalej na północ, z Lutowiskami, Czarną i Ustrzykami Dolnymi.

Pod koniec 1945 roku, w jednym z dokumentów wymieniono sześć istniejących już wtedy w Bieszczadach, a utworzonych tuż po wojnie nadleśnictw: Wetlina, Stuposiany, Cisna, Baligród, Komańcza i Lesko. Była to całkiem nowa struktura, zupełnie różna od przedwojennej, gdy w Bieszczadach Wysokich istniały wtedy jedynie leśniczówki i gajówki, a siedzibą nadleśnictwa były Brzegi Dolne.

Najwyżej położone tereny były do 1947 roku w strefie działania partyzantki ukraińskiej, potem zaś opustoszały na kilka kolejnych lat, toteż takie nadleśnictwa jak: Stuposiany i Wetlina, praktycznie istniały wtedy jedynie na papierze.

W latach pięćdziesiątych powstały w Bieszczadach dwa nowe nadleśnictwa. Były to Nadleśnictwo Lutowiska, powstałe w 1953 roku (do 1951 roku Lutowiska i okolice znajdowały się w granicach ZSRR) oraz powstałe rok później Nadleśnictwo Dwernik, które zostało utworzone wkrótce po akcji, którą nazwano „prowizorycznym urządzaniem lasu”, co miało miejsce w 1954 roku. Do przeprowadzenia owej lustracji wyznaczono dwóch pracowników Rejonu Lasów Państwowych w Ustrzykach Dolnych. Zadanie to wykonali - Zdzisław Czaban i Zygmunt Rygiel. Zadaniem ich było dokonanie lustracji terenów leśnych po lewej stronie Sanu - od Ustrzyk Górnych do Hulskiego, pod kątem oceny jakości i wieku znajdujących się tam drzewostanów i dostępności terenu.

Właściwa historia Nadleśnictwa Dwernik, rozpoczyna się praktycznie dopiero w 1957 roku, w którym to stało się jednostką samodzielną. Powodem tego był brak personelu administracyjnego i osad służbowych, które wybudowano dopiero w 1956 roku. Do tego roku, obręb tego nadleśnictwa administrowany był przez Nadleśnictwo Lutowiska, w tymże roku włączono go do Nadleśnictwa Stuposiany. W roku 1957 Nadleśnictwo Stuposiany zostało podzielone na trzy jednostki: Dwernik, Stuposiany i Tarnawa. Znacznie później, bo dopiero w roku 1973 doszło do kolejnych zmian, w wyniku których połączono Nadleśnictwo Dwernik z Nadleśnictwem Lutowiska, i taki stan trwa do dzisiaj.

Dwernik to stara, niegdyś dosyć duża jak na górskie warunki miejscowość, pięknie ulokowana nad końcowym odcinkiem potoku Dwernik, przy jego ujściu do Sanu. Pod koniec lat pięćdziesiątych było to niemal całkowite pustkowie. Kilka drewnianych osad leśnych, hotel robotniczy, park konny oraz wspomniany budynek nadleśnictwa. W miejscowości tej nie było jeszcze elektryczności, a mieszkania oświetlane były lampami naftowymi. Droga w obydwu kierunkach, zarówno do Lutowisk, jak i do Berehów Górnych była błotnista i rozjeżdżona przez ciężkie, samochody marki ZIS produkcji radzieckiej, wywożące stąd solidne ładunki drewna.
W okolicach Dwernika zachowały się piękne bukowe i bukowo-jodłowe lasy porastające północe stoki połonin - Caryńskiej i Wetlińskiej, oraz południowe - Otrytu. Toteż prowadzono tutaj już wtedy, w drugiej połowie lat pięćdziesiątych wyrąb lasów na dużą skalę, oczywiście na miarę ówczesnych możliwości. Podobnie jak w całych Bieszczadach, dominował wtedy transport konny. Tylko zaprzęgami konnymi można było dostarczyć drewno na składnice przy drogach głównych, skąd można je było już wywieźć transportem samochodowym. Dlatego też obok drwali, to właśnie wozacy stanowili dominującą grupę zawodową wśród pracowników leśnych. Pomimo niezwykle trudnych warunków mieszkaniowych i skrajnie ciężkiej pracy w lesie, chętnych nie brakowało. Dla wielu wystarczającym magnesem były wysokie zarobki, zwłaszcza wozaków.

To tutaj właśnie, w Nadleśnictwie Dwernik, miała miejsce ciekawa i nieco zabawna sytuacja opisana przez jednego z leśników. Otóż dokonując kontroli tegoż nadleśnictwa, ówczesny inspektor obwodowy zaczął sprawdzać jego dokumentację kasową i księgową. Dokonał wtedy zaskakującego odkrycia. Otóż w kasie leżało kartonowe pudełko po butach, wypełnione banknotami i świstkami papieru pokrytymi jakimiś gryzmołami. Zaskoczonemu inspektorowi wytłumaczono, że są to końcówki wypłat, które potrącano robotnikom bo pani kasjerce często brakowało drobnych przy wypłacie, a nie chciało jej się pieniędzy rozmieniać. By pozbyć się kłopotu postanowiono, że będzie ona potrącać końcówki i przeznaczać na jakiś pożyteczny cel. Utworzono zatem „Fundusz Upiększania Bieszczadów”.

Pieniądze przeznaczano na zakup różnych rzeczy mających, w zamyśle pomysłodawców, Bieszczady upiększyć, np. szlachetnych róż, czy nowy dywan do pokoju nadleśniczego itp. Pani kasjerka nie musiała już biegać do sklepu by rozmienić pieniądze, a każdy z pracowników nadleśnictwa mógł sobie pożyczyć z tego pudełka dowolną kwotę, zostawiając pokwitowanie w postaci świstka papieru z nieczytelnym podpisem. Nikt z pracowników nie miał pojęcia ile w pudełku tym jest w danej chwili pieniędzy, ani ile być powinno. Robotnicy nie buntowali się przeciwko potrącaniu pieniędzy z ich wypłat. Przecież zarabiali dużo, cóż znaczyło dla nich kilka, czy kilkanaście złotych? Nie widzieli też niczego złego w upiększaniu Bieszczadów.

I taki oto ciekawy eksperyment wcielali w życie już od kilku lat pracownicy miejscowego nadleśnictwa, i trwałoby to zapewne jeszcze długo, gdyby nie wspomniana kontrola. Okazało się przy okazji, że „upiększanie Bieszczadów” w wykonaniu pracowników Nadleśnictwa Dwernik to niełatwa sprawa, a do tego kosztowna. Posadzone przed wejściem do siedziby nadleśnictwa róże wymarzły przy pierwszych przymrozkach. Natomiast zakupiony do gabinetu nadleśniczego piękny nowy dywan, po kilku miesiącach i wizytach składanych nadleśniczemu przez wozaków w ubłoconych gumiakach, upodobnił się do wycieraczki. Skutkiem kontroli była utrata pracy przez kilku pracowników nadleśnictwa.

Na fotografii archiwalnej widzimy budynek Nadleśnictwa Dwernik z czasów jego funkcjonowania. Był to piękny, drewniany budynek kryty gontem, ogrodzony gustownym, drewnianym płotem ze sztachetami. Był - bo chociaż budynek istnieje nadal, to wygląda nieco inaczej. Dokonano pewnych przeróbek, które spowodowały, że już tak pięknie nie wygląda. Dach pokryto blachą, a ściany oszalowano deskami. Zmienili się jego właściciele, zmieniło się też jego przeznaczenie. Dzisiaj obiekt ten jest własnością osoby prywatnej. Pomimo tych przeróbek budynek zachował swój charakter. Nawet otaczający go płot ze sztachetami, chociaż nieco inny niż ten widoczny na starym zdjęciu, nawiązuje jednak do tradycji tamtych lat. Stojący w dolnej części Dwernika budynek, nieopodal miejsca, gdzie w okresie międzywojennym istniał folwark, przypomina o czasach, gdy Dwernik był siedzibą nadleśnictwa w najtrudniejszych, pionierskich czasach lat 50. i 60. XX w.

 

Bieszczady na starej fotografii. Jak upiększano Bieszczady<br/>fot. Zbigniew Maj
fot. Zbigniew Maj
autor: ZM