Ustrzyki Dolne
wtorek, 9 stycznia 2018

Bieszczady na starej fotografii - Parki konne – tego już nie zobaczymy...

Bieszczady na starej fotografii - Parki konne – tego już nie zobaczymy...<br/>fot. Hans Christoph Struck
fot. Hans Christoph Struck

Kontynuujemy cykl prezentujący Bieszczady w archiwalnych fotografiach. Zbigniew Maj z Wetliny, przewodnik turystyczny, redaktor naczelny czasopisma „Bieszczady Odnalezione”, inspirowany starymi fotografiami, przypomina czytelnikom Gazety Bieszczadzkiej, jak to onegdaj w Bieszczadach bywało.

Bieszczady w latach 50.XX w. były niezwykle trudnym terenem do prowadzenia wszelkich prac leśnych, a w szczególności do transportu drewna. Pojawił się wtedy pomysł tworzenia tzw. parków konnych. W Bieszczadach powstawały takie kolejno w: Cisnej, Baligrodzie, Czarnej, Kalnicy, Moczarnem, Zatwarnicy, Stuposianach i Wołosatem.

Na park konny najczęściej składały się następujące zabudowania: stajnie dla koni, stodoły na siano, magazyny na paszę dla koni oraz budynki w których mieściły się warsztaty - stolarskie, rymarskie i kowalskie. Na terenie każdego parku znajdował się budynek zwany brygadierówką. Mieszkał w nim brygadier z rodziną, w późniejszym czasie nazywany kierownikiem parku konnego. Hotele dla wozaków znajdowały się na terenie parków, bądź w niewielkiej od nich odległości. Parki konne zaplanowane były tak, by pomieścić około dwudziesta koni. Pracowało z reguły sześć lub siedem par, a pozostałe odpoczywały. Zwierzęta były oczywiście państwowe. Potężne, zimnokrwiste konie zakupywano na Białostocczyźnie i przywożono w Bieszczady.

Fot.1. Na prezentowanej tutaj, starej fotografii z początku lat 60.XX w. widzimy zabudowania należące do parku konnego w Stuposianach Górnych, obecnie zwanych Pszczelinami. Widzimy na niej trzy budynki gospodarcze i brygadierówkę. Zdjęcie zrobione zostało przez niemieckiego turystę, którego uwagę przykuł zapewne konny zaprzęg. Uznał widocznie ten obrazek za dosyć jak na owe czasy już egzotyczny, godny uwiecznienia. Był słoneczny, lipcowy dzień. Układ cieni wskazuje na godziny przedpołudniowe. Widok pracownika parku z łopatą oznacza, że był to dzień powszedni. Obiekty parku zbudowane były z drewna, o dosyć prostej konstrukcji, pokryte papą. Widoczne na dachach kominy świadczą o tym, że były one ogrzewane, a wewnątrz nich znajdowały się jeszcze funkcjonujące na potrzeby parku warsztaty.

Gdy powstawały parki konne, nie było jeszcze dróg. Często musieli je sobie budować sami wozacy. Tak było np. w Moczarnem, gdzie układano na starych drogach dylowankę, by następnie pokryć ją grubą warstwą żwiru, wybieranego z rzeki i przewożonego na miejsce wozami.

Do pracy w owych parkach przyjmowano wtedy różnych ludzi, nie zawsze odpowiednio wykwalifikowanych. Co więcej, zdarzało się, że zatrudniano osoby nie mające niemal żadnego doświadczenia w tym fachu. Zapotrzebowanie na wozaków było tak duże, że wystarczyły szczere chęci i zapewnienia, że kandydat na wozaka umie obchodzić się z końmi. Praca w skrajnie trudnych warunkach była wystarczającym sprawdzianem ich umiejętności. Pozostawali tylko najlepsi. Niestety nie wszyscy obchodzili się właściwie z końmi. Byli również tacy, którzy eksploatowali zwierzęta ponad ich wytrzymałość. Pamiętam opowieść jednego z wozaków który wyznał, że konie pracowały wtedy przy zrywce w lesie średnio przez trzy lata. Potem wykorzystywano je do lżejszych prac lub trafiały do rzeźni. Cóż, konina w tamtych czasach nie była rzadkością w sklepach. Czasy te, gdy większość prac leśnych, głównie zrywkowych, wykonywano zaprzęgami konnymi, należą już do przeszłości.

Konie zastąpione zostały przez ciężki sprzęt leśny. Niemniej jeszcze i dzisiaj można w Bieszczadach zobaczyć ostatnich wozaków, wykonujących swoimi zaprzęgami niektóre prace leśne. Stanowi to już jednak niebywałą rzadkość. Widok furmanek na bieszczadzkich drogach i bezdrożach, który niegdyś był codziennością, należy już do przeszłości. Niemal wszystkie prace zrywkowe i transportowe wykonuje się z użyciem specjalistycznego sprzętu zmechanizowanego. Parki konne stały się już niepotrzebne, toteż z biegiem czasu były stopniowo likwidowane. W niektórych miejscach dzisiaj jeszcze można ujrzeć pozostałości po nich. (...)

(Więcej w GB 25 - zapraszamy do zakupu PDF)

 

autor: ZM


powiązane artykuły: