Ustrzyki Dolne
czwartek, 16 sierpnia 2018

Bieszczady na starej fotografii. Zalesianie Bieszczadów.

Bieszczady na starej fotografii. Zalesianie Bieszczadów.

Kontynuujemy cykl prezentujący Bieszczady w archiwalnych fotografiach. Zbigniew Maj z Wetliny, przewodnik turystyczny, redaktor naczelny czasopisma „Bieszczady Odnalezione”, inspirowany starymi fotografiami, przypomina czytelnikom Gazety Bieszczadzkiej, jak to onegdaj w Bieszczadach bywało.

Do 1946 roku Bieszczady Zachodnie były gęsto zaludnione, a duże jak na górskie warunki wioski zajmowały doliny wszystkich większych rzek. Mieszkający tu od setek lat Bojkowie, a na zachód od Cisnej – również Łemkowie, starali się wykorzystać wszystkie dogodne tereny na pastwiska, łaki i pola uprawne. Powstały nie tylko rozległe połoniny na których wypasano liczne stada bydła (dzisiaj już powoli lecz nieubłaganie zarastające) ale również setki polan śródleśnych które wykaszano dla pozyskania siana, a na najwyżej położonych koszarowano1 bydło.

Dla pozyskania pól uprawnych wykarczowano wszystkie nadające się pod uprawę tereny, również te o sporym nachyleniu. Wykorzystywano pola, któych nachylenie dochodziło nawet do czterdziestu procent. Jeśli spojrzymy na zdjęcia zasiedlonych dolin bieszczadzkich z okresu międzywojennego zauważymy, że niemal w całości pozbawione były one lasów, a pola uprawne łączyły się łąkami pnącymi się bardzo wysoko, niekiedy nawet łączącymi się z rozległymi łąkami połoninnymi. W najdalej na południe położonych wioskach tereny rolne sięgały wysokości nawet powyżej tysiąca metrów n.p.m.

Po wysiedleniach z lat 1945-47, Bieszczady opustoszały niemal całkowicie. Dotyczy to dolin takich rzek, jak – Wołosaty, Solinka (z wyjątkiem Cisnej), Wetliny, Jabłonki oraz częściowo – lewobrzeżnej części doliny Sanu powyżej Rajskiego, Osławy i Osławicy powyżej Komańczy. W Bieszczadach Wysokich zniknęła też cała zabudowa dawnych wiosek spalona w większości przez polskie wojsko. Prawobrzeżna część doliny Sanu natomiast, opustoszała całkowicie w 1951 roku, z tą jednak różnicą, że tam pozostała po wysiedleniach zabudowa wszystkich wiosek.

W ciągu kilku kolejnych lat nie uprawiane pola uprawne zaczęły w szybkim tempie zarastać, głównie samosiejkami olchy, a wyżej położone, o gorszych glebach - jałowca i brzozy. W połowie lat pięćdziesiątych niektóre dawne pola orne pokrywał już zwarty las olszynowy, inne zamieniły się w piękne, kwieciste łąki, porośnięte z rzadka kępami olszyny i różnych krzewów. Bezleśne pozostały niemal wszystkie polany śródleśne, zwłaszcza te wyżej położone. Na zdjęciach z początków lat sześdziesiątych widoczne są jeszcze rozległe polany na stokach połonin, czy w grzbietowych partiach m.in. - Działu, Otrytu Magury Stuposiańskiej, Dwernika Kamienia, Wysokiego Działu, Łopiennika. Pomimo tego oczywiście lasy bieszczadzkie zajmowały przed wojną ogromne obszary, zwłaszcza w ich wyższych partiach. Były to w większości lasy prywatne należące do właścicieli miejscowych majątków ziemskich, bądź różnych spółek prywatnych.

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ruszyła w Bieszczadach akcja zalesiania terenów porolnych i polan leśnych. Najwcześniej działania takie podjęto w okolicach Ustrzyk Dolnych i Czarnej, gdzie zniszczone zostały przez sowietów ogromne obszary leśne, co miało miejsce przed wymianą terenów przygranicznych z 1951 roku. Mój tato, który pojawił się w Ustrzykach Dolnych już w 1952 roku opowiadał o ogołoconych z lasów wzgórzach wokół miasta. Zwarte lasy świerkowe i sosnowe w tych okolicach są efektem zalesień z lat pięćdziesiątych. W późniejszych latach pracami zalesieniowymi objęto również tereny na zachód od Sanu. Do pracy „przy sadzonkach” - jak wtedy mawiano – przyjeżdżała głównie młodzież z biednych, przeludnionych wsi z okolic Jasła, Brzozowa, Dynowa a nawet Rzeszowa i Tarnowa. Nierzadko pojawiali się tutaj górale z okolic Nowego Targu i Limanowej. Kwaterowano ich w barakach zwanych hotelami robotniczymi, oczywiście tam, gdzie było to możliwe. Na terenie Nadleśnictwa Wetlina hotele takie znajdowały się w Kalnicy, Smereku i w Wetlinie, gdzie takich hoteli było w tym czasie cztery, pod dwa w Wetlinie-Zabrodziu i w Moczarnym.

Praca przy sadzonkach była monotonna i do łatwych nie należała, a warunki zakwaterowania bardzo surowe, ale można było całkiem nieźle zarobić więc chętnych nie brakowało. Była to oczywiście praca sezonowa. Corocznie późną wiosną autobusami PKS marki San, a potem Jelcz, przyjeżdżały do pracy w Bieszczadach setki młodych ludzi. Podstawowym narzędziem pracy przy zalesieniach była motyka. Zalesiano głównie świerkiem, a w Bieszczadach Niskich także sosną. Również w wyższych partiach gór sadzono - zapewne eksperymentalnie - sosnę a nawet modrzewia. Takie modrzewiowe zagajniki możemy dzisiaj spotkać w wielu miejscach, np. przy szlaku niebieskim wiodącym na Tarnicę. Eksperymentem zapewne było też – gdyż trudno to inaczej wytłumaczyć – posadzenie świerków wysoko na Połoninie Wetlińskiej (można je ujrzeć po południowej stronie przy granicy lasu, pomiędzy Hasiakową Skałą a Osadzkim Wierchem). Dzisiaj już wiadomo, że klimat bieszczadzki nie sprzyja świerkom (wyjątkiem jest enklawa naturalnych świerczyn w widłach potoków – Smerek i Wetlinka). Zaczęto też wtedy zakładać szkółki leśne na których hodowano sadzonki, głównie świerkowe.

Organizowano akcje zbierania szyszek które następnie przechowywano w specjalnych wyłuszczarniach, gdzie pozyskiwano z szyszek nasionka wysiewajęc je na szkółkach leśnych. Jedną z takich wyłuszczarni mogła być swego czasu  nie użytkowana po wysiedleniach, greckokatolicka cerkiew w Żłobku. Szyszki zbierano na potrzeby szkółkarstwa, a uczestniczył w takich zbiorach na przełomie lat 50/60. również mój tato. Od pewnego czasu wysadza się już właściwe dla tego terenu gatunki drzew. W karpackich lasach dominuje buk, a główną domieszkę w miejscowych lasach stanowi jodła. I te właśnie dwa gatunki drzew dominują także we współczesnych uprawach leśnych. Młodniki chroni się grodząc je wysoką siatką stalową, na tyle wysoką by nie przeskoczył jej jeleń, smakosz modych pędów jodłowych.

W latach sześćdziesiątych zalesiono większość terenów porolnych stanowiących wtedy własność Lasów Państwowych oraz polan leśnych. Zniknęły piękne malownicze polany na stokach połonin, które cieszyły oczy ówczesnych turysów, i na których miejscowi oraz przyjezdni „jagodziarze” zbierali wcześniej borówki. Zniknęło też wiele polan szczytowych, a wśród nich te na Łopienniku, Magurze Stuposiańskiej, Dwerniku Kamieniu, Korbani i wiele innych. Zalesiono wiele łąk w obrębie dawnych wsi - m.in. rozległe pola, dawniej dworskie, w Wetlinie, rozciągające się pomiędzy dawną siedzibą nadleśnictwa a Hnatowym Berdem, czy też rozległe łąki w Stuposianach. Wystarczy dzisiaj spojrzeć z Przełęczy Wyżnej na stoki Połoniny Caryńskiej, aby uzmysłowić sobie skalę owych zalesień. Ciemniejsze plamy pokrywające niemal cały masyw połoniny to zagajniki świerkowe powstałe wskutek zalesienia dawnych polan widocznych jeszcze na pocztówkach z przełomu lat 50/60. XX w.

Na prezentowanej tu starej fotografii z początku lat siedemdziesiątych, widzimy grupkę młodzieży pracującej przy zalesieniach. Zdjęcie jest oczywiście ustawione, młodzi ludzie stoją w szeregu jak pod sznurek i niemal w identycznej pozycji. Jest to typowe zdjęcie propagandowe, tak charakterystyczne dla tamtej epoki. Pomimo tego ma ono dla nas wartość  historyczną. Udokumentowano na nim pewien epizod w powojennych dziejach tego zakątka Polski, niemal już zapomniany, a przecież jakże ważny dla poznania najnowszej historii regionu.  Akcja zalesieniowa stworzyłą możliwość dodatkowych zarobków dla sporej grupy młodzieży. Przez Bieszczady przewinęło się wtedy tysiące młodych chłopców i dziewcząt, a niektórzy z nich pozostali tutaj na stałe. Wiele dziewcząt wyszło za mąż za miejscowych drwali i leśników i mieszka tu do dzisiaj. Młode dziewczyny pracujące przy sadzonkach nazywano wtedy żartobliwie „rumbami”2. Na zdjęciu widzimy przy pracy modnie jak na owe czasy ubraną młodzież (pracującym przy sadzonkach nie zapewniano ubrań roboczych, więc wszyscy pracowali w swojej „cywilnej” odzieży).

Fakt, że młodzi ludzie pozują do zdjęcia nie oznacza, że zostało ono upozorowane. Świadczy o tym zarówno obuwie gumowe na nogach „sadzonkarzy” jak i posadzony właśnie młody świerczek widoczny na pierwszym planie. Piękna kwiecista łąka uwidoczniona na zdjęciu zrobionym w letni słoneczny dzień zamieni się po kilku latach w gęsty młodnik. W tle natomiast widzimy młode sosny, najprawdopodobniej efekt wcześniejszych zalesień.

Prace zalesieniowe w Bieszczadach prowadzone są nadal, jednak już nie na taką skalę jak w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Widok dziesiątek młodych ludzi wyruszających z motykami do pracy przy zalesieniach należy już do przeszłości. To kolejny rozdział w historii powojennego leśnictwa bieszczadzkiego który możemy uznać za zamknięty.

FOT. ARCH. ZBIGNIEWA MAJA

 

autor: ZM