Ustrzyki Dolne
piątek, 12 maja 2017

Cesarstwa upadały, wiara przetrwała

Cesarstwa upadały, wiara przetrwała<br/>fot. Zbigniew Kosakiewcz
fot. Zbigniew Kosakiewcz

Gdy w 1951 roku „uszczęśliwiono” Polskę wymianą terenów z ówczesnym ZSRR, otrzymaliśmy w spadku dawne cerkwie. Panująca wówczas ideologia nakazywała zniszczyć wszystko, co wiązało się między innymi z religią.

Dawną cerkiew w Łodynie zamieniono na magazyn węgla drzewnego. A że węgiel potrzebował pomieszczenia suchego, nie była ona w tragicznym stanie. Inny los spotkał cerkiew w Brzegach Dolnych. Składowano tam nawozy sztuczne. Wilgoć i zagrzybienie dokonały spustoszenia. Na początku lat 1971-1973 powstała parafia z siedzibą w Łodynie, która odziedziczyła dwa obiekty. Proboszczem został ks. Władysław Lasota. Prawdziwy ksiądz, który oprócz głoszenia słowa bożego nie bał się pracy fizycznej, pomagając w pracach polowych gospodarzowi u którego mieszkał. Po skończonej niedzielnej mszy świętej, gdy była pogoda i czas zbiorów siana, czy zboża nakazywał resztę niedzieli wykorzystać do tych celów. Zwrócił się do mnie , jako leśniczego leśnictwa Łodyna, na którym to terenie znajdowały się owe cerkwie, o pomoc w odbudowie tych obiektów jako kościołów rzymskokatolickich. Właśnie, w 1973 roku powiększono obszar mojego leśnictwa z 1530 ha do 2990 ha, po rozwiązaniu leśnictwa Ropienka, zostałem gospodarzem lasu między innymi w Dźwiniaczu Dolnym. W oddziale 115 był piękny drzewostan jodłowy, w którym robiliśmy pozyskiwanie drewna. Gonne, bezsęczne drzewa, dumnie sięgały ku niebu. Takie sztuki odpowiadały na budulec. W „czynie społecznym” pozyskaliśmy i dostarczyliśmy drewno na plac przy kościele. Zespół cieśli wykonał zadanie bardzo szybko. Pogoda nam pomagała. W nocy w niedzielę spadł obfity śnieg i pokrył zakryte plandekami brezentowymi, gotowe elementy do kościoła. Również do odbudowy kościoła w Brzegach Dolnych należało pomóc. Nie będę wyliczał ile krzyży misyjnych przy kościołach powstało z moją pomocą. Jeden z takich epizodów mógł zakończyć się dla mnie tragicznie. Miano budować kościół na osiedlu PCK w Ustrzykach Dolnych. Należało postawić krzyż. Ówczesny proboszcz z Ustrzyk Dolnych ,zażyczył sobie aby krzyż był z drewna modrzewiowego. Było to na początku stanu wojennego, kiedy zezwolono nam jako leśniczym korzystać ze swoich samochodów do celów służbowych. Załadowaliśmy dwa klocki modrzewiowe na wóz konny. Pan Józef, wozak z Dźwiniacza Dolneg , wspólnie ze swoim synem pojechali do Ustrzyk Dolnych. Ja pilotowałem ich swoim samochodem wspaniałą „Syreną 105 L”. Przy wjeździe do Ustrzyk Dolnych stał barakowóz z zomowcami (ZOMO - zmotoryzowane oddziały milicji obywatelskiej) i opuszczana rogatka zatrzymująca ruch na szosie. Jechałem pierwszy, rogatka otwarta, wóz z klockami minął ją, w tym momencie zomowiec zamyka za nimi rogatkę i zaczyna kontrolę pojazdów. Na głowie miałem czapkę służbową leśniczego. Czuję jak moje włosy na głowie podnoszą czapkę i obfity pot zalewa moją twarz. Zimne ciarki przechodzą po plecach. Już bez przeszkód dowieźliśmy drewno na plac budowy kościoła. „Bóg zapłać” podziękowanie od księdza. To prawda, że Bóg czuwał nad nami. W marcu 2000 roku, ksiądz Józef proboszcz Parafii Rzymskokatolickiej w brzegach Dolnych zwrócił się do mnie o zezwolenie postawienia kapliczki przy drodze Brzegi Dolne-Łodyna. Ustaliliśmy warunki budowy tej kapliczki. Miała ona stanąć na części terenu przeznaczonego do składowania drewna. Nie mogłem sam decydować w tej sprawie. Po mojej telefonicznej rozmowie z zastępcą nadleśniczego i pisemnym zwróceniu się księdza do nadleśnictwa, uzyskaliśmy zgodę na budowę. Jako, że życie wiele mnie nauczyło zachowałem pismo ze zgodą z nadleśnictwa. W 2008 roku nowy nadleśniczy zarzucił mi „samowolę budowlaną” i ten dokument z mojego archiwum uchronił mnie przed konsekwencjami. Po ustawieniu kapliczki w 2000 roku ogrodziłem ja 14 kamieniami z „Laworty” jako stacje „Drogi Krzyżowej”. Posadziłem żywopłot świerkowy oddzielając teren kapliczki od składu drewna, umieściłem przy kapliczce dwa modrzewie i wierzbę płaczącą. Razem z moim ówczesnym pracownikiem panem Józefem z Brzegów Dolnych wykonaliśmy sześć ławek. Obok na pagórek zrobiłem schody utwardzone kamieniami i posadziłem skalniaki. Po kilku latach zniknęła jedna ławka, drugą „rozrywkowicze” przenieśli w głąb lasu, aby delektować się „napojami”. Skalniaki „przepadły”. Pan Bolesław ze swojej posesji podłączył kablem ziemnym światło do kapliczki. Do teraz wieczorem dwie małe lampki dodają otuchy ludziom przechodzącym tamtędy. Las przy kapliczce miał złą sławę. Było kilka przypadków samobójstw przez powieszenie się w lesie, zgon po spożyciu „siwuchy” denaturatu. Kapliczka powstała w 2000 roku w „Roku Jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa”. Proponowałem umieszczenie tablicy informacyjnej o tej intencji. Turyści odwiedzający moje muzeum lub ci których spotykam przy kapliczce, pytają o jej historię. Od dziewięciu lat jestem na emeryturze. Otoczenie wokół kapliczki przygnębia mnie. Pozostałe ławki już się rozsypują, schody na pagórek zniszczone, rowerzyści crossowcy zrobili sobie tor do zjazdów. Jedynie jest zadbany trawnik w około i cieszy fakt, że nie tylko tutejsi mieszkańcy przynoszą kwiaty i zapalą znicze.
Darz Bór

P.S.
Może wydać się dziwne, że wymieniam cały czas pełne nazwy miejscowości: Ustrzyki Dolne, Brzegi Dolne, Dźwiniacz Dolny, a to dlatego, gdyż w sercu Bieszczad są też nazwy: Ustrzyki Górne, Brzegi Górne( Berehy Górne), Dźwiniacz Górny.

autor: Zbigniew Kosakiewicz, emerytowany leśniczy leśnictwa Łodyna