Ustrzyki Dolne
środa, 6 kwietnia 2016

O powstaniu leskim z 1932 r.

O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda

W okresie Polski Ludowej tworzono historiografię, która miała być zgodna z obowiązującą propagandą. W powstających wówczas pracach naukowych i popularnonaukowych przemilczano wiele niewygodnych faktów, kreowano nowych bohaterów narodowych, a niektóre wydarzenia przedstawiano w sposób zupełnie odbiegający od prawdy.

Przykładem takiego manipulowania historią, w kontekście Bieszczadów, może być opisywanie dziejów tzw. powstania leskiego z 1932 r.

Samo wydarzenie jest moim zdaniem mniej interesujące niż próba wykreowania go na sztandarowy przykład walki klasowej ludności bieszczadzkiej. Zniekształcanie obrazu „powstania” przyczyniło się do tego, że także obecnie nie są powszechnie znane wśród osób interesujących się naszym regionem przyczyny i przebieg rozruchów leskich z 1932 r. Chciałbym jednak skupić się bardziej na sposobie przedstawienia „powstania” w opracowaniach historycznych, krajoznawczych i literaturze pięknej niż szczegółowym opisie tego wydarzenia.

Mianem powstania leskiego określono zajścia, które miały miejsce w powiecie leskim w końcu czerwca i na początku lipca 1932 r. Pierwszym aktem owych wydarzeń było poturbowanie przez tłum powiatowego instruktora rolnego Stefana Zięby, który 21 czerwca przybył do miejscowości Berehy Dolne (dziś: Brzegi Dolne) zorientować się w nastrojach ludności chłopskiej w związku z zaplanowanym zorganizowaniem w tej wsi „święta pracy”. Chodziło o propagowaną przez hrabiego Jana Potockiego, właściciela dóbr rymanowskich, pracę społeczną na rzecz gminy. Chłopi odebrali ideę „święta pracy”, jako próbę przywrócenia pańszczyzny i aby do tego nie dopuścić zaczęli gromadzić się w lasach wzdłuż drogi z Berehów do Łodyny. Ostatecznie sytuacja została szybko uspokojona, aresztowano przy tym 32 mężczyzn. Starosta i komendant powiatowy policji uznali, że problem został rozwiązany. Jednakże wydarzenia z Berehów odbiły się szerokim echem w powiecie i prawdopodobnie wówczas zostały wykorzystane przez komunistycznych agitatorów. Pod koniec czerwca około trzech tysięcy chłopów z prawie dwudziestu wsi zgromadziło się w Teleśnicy Sannej, aby bronić krzyża symbolizującego zniesienie pańszczyzny. Wówczas też doszło do pierwszych konfrontacji chłopów z funkcjonariuszami Policji Państwowej. W obliczu narastającego fermentu w powiecie, starosta poprosił o wsparcie. Punkt kulminacyjny zamieszek miał miejsce 1 lipca. Dochodziło do starć policji i wojska z chłopami, przy czym ograniczano do minimum używanie broni palnej. Strzelano przede wszystkim na postrach. „Powstańcy” nie kwapili się do walki z wojskiem, zdając sobie sprawę z jego zdecydowanej przewagi. Chłopi zaczęli też wystawiać warty przy innych krzyżach pańszczyźnianych znajdujących się w swoich wioskach, co po latach potwierdzały wspomnienia ówczesnych mieszkańców Dźwiniacza Dolnego, Czarnej i Równi. Na marginesie warto dodać, że jeden z ostatnich krzyży pańszczyźnianych w naszym regionie zachował się na terenie nieistniejącej wsi Jaworzec. Przez wiele lat postument pozbawiony był oryginalnego zwieńczenia, które zastąpione było metalowym krzyżem, który być może pochodził z dachu tutejszej cerkwi.  W 2014 r. postument został zwieńczony odtworzonym na podstawie powojennego zdjęcia kamiennym krzyżem. Na cokole widoczny jest napis w języku ukraińskim: Na Pamiątkę Zniesienia Pańszczyzny 3.5.1848. Z kolei w Leszczowatem znajduje się krzyż metalowy upamiętniający zniesienie pańszczyzny, ustawiony w dwudziestoleciu międzywojennym na miejscu pierwotnego krzyża drewnianego z 1848 r.

W tłumieniu zamieszek w powiecie leskim ostatecznie wzięło udział 53 miejscowych policjantów, posiłkowanych przez 416  funkcjonariuszy z sąsiednich powiatów i szkoły policyjnej w Wielkich Mostach oraz batalion piechoty 2 pułku strzelców podhalańskich (ok. 300 żołnierzy). Używano również 6 samolotów w celach rekonesansowych i do rozrzucania ulotek.

Starosta leski 4 lipca 1932 r. wydał odezwę wzywająca ludność do uspokojenia. Podkreślił w niej absurdalność plotek o przywróceniu pańszczyzny. Tekst odezwy zamieszczono również w ówczesnej prasie codziennej. Zdementowanie pogłosek o przywracaniu pańszczyzny było bardzo ważne, gdyż powodem, dla którego agitatorzy nie mieli trudności z podburzeniem ludności chłopskiej powiatu leskiego był niski poziom wykształcenia (60% mieszkańców stanowili analfabeci) oraz jej mentalność.  W sprawozdaniu władz wojewódzkich wspomniano m.in., że chłopi uwierzyli w plotkę iż hrabia Potocki założył się z marszałkiem Piłsudskim o 100 000 dolarów, że uda mu się wprowadzić pańszczyznę bez pomocy wojska.

Choć w opracowaniach z lat pięćdziesiątych XX w., o których więcej wspomnę niżej, znaleźć możemy informacje o wściekłym ogniu karabinów maszynowych, to masowemu użyciu broni palnej przeczy stosunkowo niewielka liczba ofiar zajść w powiecie leskim. „Gazeta Lwowska” z 3 lipca 1932 r. wspomina o 5 zabitych i 8 rannych. Dane te wydają się być wiarygodnymi - nawet w przedwojennych ulotkach komunistycznych wymieniano z imienia i nazwiska jedynie pięciu poległych w walce i dwóch umarłych z ran. W tajnym sprawozdaniu sporządzonym w 1932 r. przez Naczelnika Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego możemy znaleźć informacje o 5 zabitych chłopach bezpośrednio w walce i jednym zmarłym z ran.

Warto zwrócić uwagę na fakt iż w pisanych na gorąco relacjach „Gazety Lwowskiej” wkradły się pewne nieścisłości jeśli chodzi o nazwy bieszczadzkich miejscowości, w których rozgrywały się opisywane wydarzenia. W pierwszym artykule przynoszącym informacje o krwawych zajściach w powiecie leskim Łobozew nazwano „Łobodzewem”, Teleśnicę – „Oleśnicą” i „Koleśnicą”.

W związku z zajściami w powiecie leskim odwołano ze stanowiska miejscowego komendanta powiatowego Policji Państwowej. Pojawiły się również pogłoski o zbliżającej się zmianie na stanowisku wojewody lwowskiego, które dementowała „Gazeta Lwowska” z 13 lipca 1932 r. W środę 20 lipca przed sądem okręgowym w Sanoku rozpoczął się sąd doraźny nad sprawcami krwawych zajść w powiecie leskim. Zarzut rozruchów i używania broni przeciwko policji postawiono trzem Ukraińcom: Wasylowi Dunykowi, Piotrowi Madejowi, Andruszce Pasławskiemu i jednemu Polakowi – Michałowi Małeckiemu. Na rozprawę wezwano około czterdziestu świadków. Po trzech dniach wydano wyrok skazujący na karę śmierci Wasyla Dunyka, Piotra Madeja i Michała Małeckiego, a czwartego z oskarżonych na dożywotnie ciężkie więzienie. Jeszcze tego samego dnia, w odpowiedzi na depeszę, prezydent RP skorzystał z prawa łaski wobec skazanych na śmierć, zamieniając wyrok na karę dożywotniego więzienia.

„Powstanie” leskie opisywane było nie tylko w lokalnej „Gazecie Lwowskiej”, ale również trafiło na pierwsze strony gazet ogólnopolskich. Świadczy to o dużym wrażeniu, jakie owe zajścia wywarły na opinii publicznej. Warto wspomnieć, że w tym samym okresie prasa emocjonawała tak znanymi nawet obecnie wydarzeniami, jak sprawa Gorgonowej czy proces Łukasza Siemiątkowskiego vel Taty Tasiemki. Warto sięgnąć po latach po numery przedwojennych gazet z lipca 1932 r. Wydarzenia leskie i proces sanocki spotkały się również z zainteresowaniem prasy zagranicznej. Jako ciekawostkę warto podać, że w momencie ogłoszenia wyroku, na sali sądowej obecny był dziennikarz gazety „New York Times”, który specjalnie przyjechał ze Lwowa, gdzie w owym czasie przebywał.

W trakcie zajść w czerwcu i lipcu 1932 r. zatrzymano kilkaset osób, przy czym jedynie wobec 278 zastosowano areszt prewencyjny. Skazani w trybie doraźnym 24 lipca znajdowali się w gronie 89 osób wobec których przygotowano akty oskarżenia. Pozostałe wyroki nie były zbyt wysokie i wahały się od wymierzenia kilku dni aresztu do 14 miesięcy więzienia.

Władze, pomimo oficjalnych zastrzeżeń o braku socjalnego podłoża „powstania”, dostrzegały, że zamieszki nie wzięły się z niczego. Wkrótce o po stłumieniu „powstania”, 30 lipca do Leska po raz kolejny przybył wicewojewoda lwowski. Celem jego wizyty, jak donosiła „Gazeta Lwowska” było ...naoczne przekonanie się o sposobie rozdziału artykułów spożywczych przydzielonych przez Urząd Wojewódzki dla ludności wiejskiej, tudzież zorientowanie się o potrzebie dalszej pomocy. Niezależnie od tego poruszono z miarodajnemi czynnikami szereg aktualnych spraw. Zapewne ów szereg aktualnych spraw, dotyczy sytuacji w powiecie po stłumieniu zamieszek.

Zamieszki w powiecie leskim nie spowodowały jednak wycofania się władz z pomysłu organizowania „świąt pracy”. Już po stłumieniu zamieszek w powiecie leskim, 15 lipca w sąsiednim powiecie sanockim w Posadzie Dolnej z inicjatywy Jana Potockiego z Rymanowa, miejscowa ludność brała udział w porządkowaniu odcinka drogi gminnej. W początkach tego samego miesiąca lub jeszcze w czerwcu, odbyły się, również pod hasłem „święta pracy”, roboty na drodze prowadzącej z Trzciany do Pustelni Jana z Dukli.

Nie można bagatelizować wydarzeń w których brała udział tak duża liczba mieszkańców regionu, a także faktu że polała się krew i zginęło kilku uczestników. O wadze wypadków z 1932 r. świadczyć może również fakt, że prawie siedemdziesiąt lat później, wspomniał o nich Jerzy Giedroyc w swojej autobiografii, podając je jako przykład skutków złej polityki sanacyjnych rządów.

    Jako ważne i barwne wydarzenie historyczne, wypadki z lata 1932 r. bronią się same. Jednakże w okresie powojennym zaczęto przedstawiać powstanie leskie w krzywym zwierciadle, zgodnie z wykładnią panującej wówczas propagandy. Dwudziestą rocznicę wydarzeń leskich uczczono wydaniem dwóch książek, a właściwie broszur poświęconych „powstaniu”. Pierwsza z nich, autorstwa Henryka Rodziewicza stanowi kompilację faktów i cytatów zaczerpniętych ze wspomnianego wyżej sprawozdania Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego Lwowskie, sporządzonego po uspokojeniu sytuacji w powiecie leskim. Autor cytuje wyrwane z kontekstu fragmenty tego dokumentu, okraszając wszystko kwiecistymi komentarzami utrzymanymi w duchu ówczesnej propagandy. Warto przytoczyć fragment dotyczący wprowadzenia „święta pracy”: <<Święto>>, według planów inicjatorów, miało rozpocząć się odpowiednimi faszystowskimi ceremoniami. We wszystkich gromadach miały być usunięte krzyże symbolizujące zniesienie pańszczyzny, a na ich miejsce postawione nowe. Ta ceremonia wykopywania starych i stawiania nowych krzyży stała się w świadomości chłopów tamtejszych symbolem wprowadzania nowej pańszczyzny. Widać tu echa irracjonalnych pogłosek w jakie uwierzyli chłopi z powiatu leskiego.

„Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił o uspokojeniu sytuacji w powiecie już w dniu 7 lipca. W krótkiej notatce wspomniano również o wiecach, jakie odbyły się w Lutowiskach, Smolniku i Dwerniku, zorganizowanych przez władze w związku z przyjazdem dwóch ukraińskich posłów do polskiego sejmu. Z kolei w Caryńskiem, jeden ze wspomnianych posłów ks. Jaworski, wygłosił kazanie przy okazji odpustu, w którym nawoływał do zachowania spokoju i niesłuchania podżegaczy. Natomiast 9 lipca zakończyła się oficjalna akcja przeciwko „powstaniu”, które zostało stłumione, czy raczej wygasło właściwie już kilka dni wcześniej. Ciekawe jest jak bardzo Henryk Rodziewicz przeceniał znaczenie zajść leskich i samoświadomość polityczną leskich chłopów: Powstanie leskie wykazało wzrastającą świadomość mas chłopskich, świadomość wspólnych interesów chłopów polskich i ukraińskich, wykazało solidarność w walce, wielką ofiarność, odwagę i braterstwo. (...) było bojowym wystąpieniem rewolucyjnym tysięcznych rzesz chłopskich przeciwko obszarnikom, przeciwko reżymowi faszystowskiemu, przeciwko reakcyjnym księżom – pomocnikom wszelkiego wyzysku, było walką o zjednoczenie Ukrainy zachodniej z ZSRR, o przyjaźń narodu ukraińskiego z narodem polskim, o prawdziwie niepodległą Polskę Ludową.

Innym przykładem zideologizowanej wizji wydarzeń leskich w historiografii może być zamieszczony w 1950 r. w „Myśli Współczesnej” artykuł Henryka Raorta. Autor oparł się przede wszystkim o sporządzone w Urzędzie Wojewódzkim we Lwowie sprawozdanie dotyczące zajść z czerwca i lipca 1932 r., a całość informacji ubiera w odpowiednią otoczkę propagandową, co jego artykuł czyni podobnym w formie i treści do broszury Rodziewicza.

Henryk Raort stwierdził, że cała tzw. prasa brukowa starała się przedstawić chłopów powiatu leskiego jako ludzi ciemnych, zacofanych i niczego nie rozumiejących. Pisała ona, że chłopi bali się, że zabiorą stare patenty cesarskie o zniesieniu pańszczyzny w r. 1848, które są rzekomo zakopane pod tzw. pańszczyźnianymi krzyżami. Cała prasa burżuazyjna (polska i ukraińska) ani słowem jednak nie wspomina robót przymusowych, które chciano chłopom narzucić.  Co ciekawe, jeszcze w latach sześćdziesiątych historyk Jan Borkowski, wydając dokumenty lwowskiego Urzędu Wojewódzkiego, stwierdził, we wstępie, że dla chłopów cała sprawa sprowadzała się do tego, by nie narzucić ponownie pańszczyzny. Wyraził również opinię, że zaburzenia leskie miały cechy ruchu chłopów o mentalności na wpół pańszczyźnianej. Obaj panowie korzystali z tych samych dokumentów, przy czym Jan Borkowski w 1966 r. przeprowadził również rozmowy z kilku żyjącymi świadkami wydarzeń leskich, które potwierdziły tezy głoszone przez ową „burżuazyjną” prasę.

Wzmianka o powstaniu leskim znalazła się również w pamiętniku Józefa Pawłusiewicza – jednym z niewielu opublikowanych  tego typu źródeł opisujących Bieszczady sprzed 1945 r. Krótki opis wydarzeń z 1932 r. sprawia wrażenie napisanego na podstawie dostępnych w PRL opracowań historycznych i krajoznawczych. Świadczy o tym już sama precyzyjna datacja wydarzeń leskich zbieżna z oficjalną wykładnią peerelowskiej historiografii (21 czerwca - 9 lipca) czy podanie liczby 15 tyś. uczestników „powstania”. Co ciekawe, w drugim wydaniu owych wspomnień, opublikowanym w 2009 r. delikatnie skorygowano ideologiczny wydźwięk owego fragmentu. Np. zdanie: Liczba zabitych i rannych powstańców osiągnęła kilkaset osób zastąpiono zdaniem: Zginęło kilka osób, było też wielu rannych. Pozostała jednak kuriozalna wzmianka o spotkaniu w Nasicznym przywódców wycofujących się grup chłopskich. Całość opatrzono dość bałamutnym komentarzem, że autor wspomnień znał zajścia z 1932 r. jedynie z opowiadań. Nie można jednak mieć pretensji do Józefa Pawłusiewicza, który swoją drogą zmarł dwa lata przed pierwszym wydaniem wspomnień i nie wolno również zapominać przy tym o ewentualnych ingerencjach panującej w PRL cenzury.

Do stworzenia wyidealizowanej wizji powstania leskiego, podobnie jak w przypadku wielu innych wydarzeń i postaci historycznych, zaprzęgnięto również twórców literatury pięknej. Mowa tu o książkowym debiucie Włodzimierza Odojewskiego - zbiorze opowiadań zatytułowanym „Opowieści leskie”. Włodzimierz Odojewski, w trakcie tworzenia „Opowieści leskich”, a trzy lata przed ich wydaniem, opublikował również wiersz pt. „Śladami powstańców leskich”.  Wydana w 1954 r. książka ukazuje powstanie leskie zgodnie z obowiązującą w czasach stalinowskich wizją historii. Choć współcześni krytycy zauważają w zbiorze opowiadań o wydarzeniach z 1932 r. talent autora, który został przytłumiony przez socrealistyczne schematy, Włodzimierz Odojewski nie zdecydował się na wznowienie „Opowieści leskich” i określił je wraz z innymi swoimi utworami tego okresu książkami do których wraca niechętnie.
Drugim pisarzem, który poświęcił swój utwór wydarzeniom z 1932 r. był znacznie mniej ceniony od Odojewskiego, Władysław Machejek. Ów dosyć płodny twórca opublikował w 1959 r. powieść zatytułowaną „Raport nie będzie wysłany”. Na motywach wspomnianej książki oparł kolejną - „Zawytkę”, którą można nazwać komunistycznym melodramatem bez szczęśliwego zakończenia. Mniejsza jednak o wątek miłości między młodym, żarliwym komunistą a prostą dziewczyną, napiętnowaną przez wieś za przedślubny romans. Nas bardziej interesuje tło – „powstanie leskie” oraz wydarzenia poprzedzające jego wybuch. W powieści Machejka odnajdujemy liczne postaci, które rzeczywiście uczestniczyły w wydarzeniach 1932 r. Jednakże sam sposób, w jaki autor opisuje zamieszki w powiecie leskim znacznie odbiega od prawdy historycznej.

Autor „Zawytki” zawyża również liczbę ofiar „powstania”. Nie podaje co prawda dokładnej liczby, ale co jakiś czas wspomina o kolejnych poległych, jak np. ukatrupienie w trakcie powstania ośmiu chłopów za Kalnicą. Podobnie jest z ofiarami po stronie wojska i policji. Machejek wspomina m.in. o zabiciu śmiesznego majora na koniu. Między baśnie trzeba również włożyć krwawe rozprawienie się przez oddział głównego bohatera z załogą posterunku policji w Kalnicy czy zarekwirowanie przez powstańców kolejki wąskotorowej. Oprócz samego wyolbrzymienia dokonań „powstańców” Machejek opisuje ich w bardzo wzniosłych słowach, nadając części z nich charakter karnego, oddziału wojskowego w pełni uświadomionego ideologicznie: ...trzeba ustanowić punkt łącznikowy przez który pobiegną (...) wiadomości o akcjach oddziału „czerwonych różyczek”. Oddział także żądał tego niedwuznacznie. Każdemu już zależało na sławie i podziwie wyrażonym w biuletynie i pismach partyjnych.

    Nawet zaprzęgnięcie do pracy literatów nie spopularyzowało należycie „powstania leskiego”. Większość podręczników, nawet tych wydawanych w PRL, milczy o tych wydarzeniach. Jednakże te wzmianki, które możemy w nich odszukać nie zawsze zgadzają się z prawdą historyczną. Z wydanego w 1983 r. podręcznika akademickiego możemy dowiedzieć się, że w wyniku zajść w powiacie leskim zginęło kilkudziesięciu chłopów, a paruset odniosło rany.

Obok dzieł stricte historycznych i literatury pięknej, wizję propagandową powstania leskiego możemy odnaleźć również w publikacjach krajoznawczych z okresu Polski Ludowej. W jednym z najpopularniejszych w tym czasie przewodników po Bieszczadach, Władysław Krygowski poświęcił wydarzeniom z 1932 r. więcej miejsca niż opisowi walk polsko-ukraińskich, a pominął zupełnie milczeniem bardzo krwawy i burzliwy przebieg I wojny światowej na tym terenie.

Należy podkreślić, że właśnie przewodniki turystyczne i inne opracowania krajoznawcze docierały do większego grona odbiorców niż broszury i artykuły specjalistyczne. Wielokrotnie wznawiane książki Władysława Krygowskiego osiągnęły łączny nakład wielokrotnie przewyższający nakłady wszystkich artykułów naukowych  poświęconych powstaniu leskiemu. Trzeba jednak zaznaczyć, że propagandowe przedstawienie dziejów wydarzeń z 1932 r. nie utrwaliło się w pamięci turystów przybywających w Bieszczady.

Należy podkreślić fakt, że wszystkie dotychczasowe opracowania poświęcone powstaniu leskiemu bezpośrednio lub pośrednio opierały się na sporządzonym po stłumieniu zamieszek sprawozdaniu Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego we Lwowie. Nawet Henryk Rodziewicz, który w swojej przesiąkniętej propagandą broszurze nie powołuje się na inne źródła, jeśli nie liczyć broszur komunistycznych wydanych już po 9 lipca 1932 r. Wszystkie jego „rewelacje” dotyczące zajść z 1932 r. są nadinterpretacjami informacji zaczerpniętych ze wspomnianego sprawozdania, a w niektórych wypadkach zdają się być wytworami fantazji autora.

Nie można jednak stwierdzić, że wszystko co napisano w PRL o wydarzeniach leskich mijało się z prawdą. Bardzo wierny, jak się zdaje, obraz „powstania” przedstawił Jan Borkowski, który w 1967 r. wydał tekst wspomnianego sprawozdania. W tym samym roku opublikował również w „Mówią Wieki” artykuł poświęcony temu wydarzeniu. Jednakże trudno się oprzeć wrażeniu, że opracowania Jana Borkowskiego miały niewielki wpływ na kształtowanie obrazu przedwojennych wydarzeń w powiecie leskim. Należy zatem stwierdzić, że wizja powstania leskiego została wypaczona w historiografii PRL. Podobnie stało się z opisem wydarzeń z 1932 r. w utworach Włodzimierza Odojewskiego i Władysława Machejka. Trzeba jednak powiedzieć, że w niektórych współczesnych opracowaniach krajoznawczych poświęconych Bieszczadom jeszcze wyolbrzymiono tę propagandową wizję powstania leskiego. Np. w jednym z najpopularniejszych przewodników turystycznych po tym regionie możemy przeczytać: wydarzenia (...) które w komunistycznej historiografii zyskały nazwę <<powstania chłopów leskich>> i  obrosły legendami mówiącymi o dziesiątkach zabitych, samolotach ostrzeliwujących kolumny chłopów, płonących wsiach.

Współcześnie, bardzo ogólnikowo, o powstaniu leskim wspomina w książce „Solina. Tak tam było” Zbigniew Kozicki. Autor ten również podkreśla znaczenie kapliczki w Bóbrce i wydłuża okres kilkudniowych zamieszek aż do miesiąca.

Z artykułów Jana Borkowskiego raczej nie korzystał również Artur Cecuła, który w krótkim tekście zamieszczonym w „Faktach i mitach” opisał wydarzenia z 1932 r. w sposób nieco zbliżony do propagandowych wizji z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Autor wspomina m.in. czterech regularnych bitwach, jakie stoczyli z wojskiem „powstańcy”, a także o stosowaniu przez nich taktyki partyzanckiej.

Zastanawiające jest wyeksponowanie w artykule Cecuły, haśle z Wikipedii i współczesnych publikacjach krajoznawczych Bóbrki, jako miejsca w którym miały się zacząć zamieszki w powiecie leskim oraz nazywanie tamtejszej kapliczki „pańszczyźnianą”. Zdaniem Andrzeja Potockiego, znanego autora książek poświęconych dziejom regionu, kapliczka ta nie ma ona nic wspólnego ze zniesieniem pańszczyzny, a wyznaczała jedynie granicę między folwarkiem, a gruntami chłopskimi. Z kolei z Bóbrki miał pochodzić wspomniany wyżej Piotr Madej, nazywany w niektórych opracowaniach „przywódcą powstania leskiego”.  Warto zaznaczyć, że 1 lipca 1962 r. w trzydziestą rocznicę „powstania” na wzniesieniu po lewej stronie drogi z Bóbrki do Soliny, odsłonięto pomnik wydarzeń z 1932 r. Obecni byli przedstawiciele władz powiatowych i wojewódzkich oraz partyjnych. W relacji z uroczystości zamieszczonej w „Nowinach Rzeszowskich” z 2 lipca 1962 r. możemy przeczytać o „wielotysięcznym tłumie”, który się wówczas zgromadził pod pomnikiem. Warto również przytoczyć fragment tego artykuliku opisujący wydarzenia leskie zgodnie z obowiązującą propagandą: W nierównej walce poległo kilkudziesięciu chłopów, setki wtrącono do więzień. Idee, o które walczyli stały się rzeczywistością dopiero w Polsce Ludowej, która nie szczędzi funduszów na zagospodarowanie tych ziem.  Pomnik nieco zapomniany w nowej rzeczywistości, stoi w tym samym miejscu do dziś. I tu ciekawostką jest fakt, że  przez przeszło trzydzieści lat znajdował się na gruntach wsi Bóbrka. Gdy w 1998 r. na nowo utworzono wieś Solina, monument nie zmieniając lokalizacji znalazł się w jej granicach.

Jak już wspomniałem, do pierwszych zajść doszło 21 czerwca w związku z próbą przeprowadzenia tzw. święta pracy w celu remontu drogi na odcinku Berehy Dolne - Łodyna. W tej drugiej miejscowości podobnie, jak w wielu innych, bieszczadzkich wsiach istniał krzyż upamiętniający rok 1848, pod którym dokonano wówczas symbolicznego pochówku pańszczyzny, czyli zakopania ksiąg powinności wobec dworu. Również w Teleśnicy Sannej, gdzie 28 czerwca doszło do kolejnych wydarzeń „powstania” tłum zgromadził się pod cerkwią w celu obrony postawionego tam krzyża pańszczyźnianego, którego wykopanie i zastąpienie nowym miało być w opinii chłopów początkiem nowej pańszczyzny. Ówczesne artykuły prasowe nie wymieniają Bóbrki jako miejscowości kluczowej dla zajść z lata 1932 r. Jednakże w wydanym kilka lat temu przewodniku po małej obwodnicy bieszczadzkiej możemy przeczytać o Bóbrce, jako miejscowości gdzie rozpoczęło się „powstanie” leskie. Najprawdopodobniej stało się to za sprawą wspomnianej wyżej kapliczki, opisywanej w wielu publikacjach jako „pańszczyźniana”. Należy jednak dodać, że właśnie w Bóbrce doszło do napadu na dwór i pobicia właściciela miejscowego majątku Karola Jakubowskiego. Był to jeden z zaledwie dwóch tego typu wypadków w trakcie „powstania”. Być może to oraz fakt, że pochodził stąd jeden z uczestników zajść skazanych na najwyższy wymiar kary również położyło podwaliny pod przecenianie znaczenia Bóbrki w 1932 r. Kluczowe dla rozwoju ówczesnej sytuacji w powiecie leskim były jednak zajścia z Berehów Dolnych, Łobozewa i Teleśnicy Sannej. W tej drugiej miejscowości doszło do największego starcia sił policyjno-wojskowych z „powstańcami”.

Warto wspomnieć o wypadkach, jakie miały miejsce we wsi Łobozew. Tym bardziej, że również w niej znajduje się upamiętnienie wydarzeń z 1932 r. Jednak tablica umieszczona na dawnym dworze, w którym od wielu lat mieści się szkoła, jest jeszcze bardziej zapomniana niż wspomniany wyżej pomnik. Właśnie Łobozew, a nie Bóbrka, najczęściej przewija się w pisanych na gorąco relacjach z wydarzeń i procesu uczestników zajść. W Łobozewie doszło nie tylko do splądrowania dworu, ale „powstańcy” napadli również na tamtejszą parafię rzymskokatolicką. Jednocześnie w tej miejscowości chłopi oddali użyli broni palnej wobec policji, a to stanowiło najcięższy zarzut postawiony czterem sądzonym 22 lipca 1932 r. Ówczesnym proboszczem w tej miejscowości był ks. Ignacy Czebiera, który przetrzymywany przez zrewoltowanych chłopów, był następnie jednym ze świadków na procesie doraźnym w Sanoku. W swoich zeznaniach ksiądz wyrażał przypuszczenie, że ruchem musieli kierować ukraińscy nacjonaliści. Taka sama opinia pojawiała się również w innych wypowiedziach na procesie oraz artykułach prasowych. O komunistach, jako inspiratorach zajść ówczesne gazety nie pisały.
Tutaj należy również zwrócić uwagę, że Łobozew w okresie międzywojennym i wcześniejszym był nazwą odmienianą w rodzaju żeńskim. Stąd w przedwojennych relacjach dotyczących wydarzeń z 1932 r. pisano o Łobozwi i (choć błędnie) Łoboźnej.

Wizja „powstania” leskiego w PRL, zwłaszcza w latach 50. XX w. oprócz wyolbrzymienia jego znaczenia podkreślała wiodący udział komunistów w jego przygotowaniu i przebiegu. Jednakże z treści wspominanego tu wielokrotnie sprawozdania, a także z rozmów jakie Jan Borkowski przeprowadził w 1966 r. z uczestnikami i świadkami zajść z 1932 r., ta aktywność KPP i KPZU nie wydaje się już tak wielka. Naczelnik Wydziału Bezpieczeństwa Urzędu Wojewódzkiego we Lwowie o wykorzystanie fermentu jaki powstał wśród chłopów wokół „święta pracy”, podejrzewał również nacjonalistów ukraińskich. Poza tym, warto zwrócić uwagę, że w sprawozdaniach Komitetu Okręgowego KPZU z początku 1932 r. zwrócono uwagę na osłabienie działalności partyjnej. Szczególnie źle sytuacja ruchu komunistycznego przedstawiała się właśnie w rejonie Lesko. Mariusz Krzysztofiński, autor niedawno wydanej monografii poświęconej ruchowi komunistycznemu na Rzeszowszczyźnie w latach 1918–1945 poświęca zaledwie jedno zdanie wydarzeniom z 1932 r.: Strategia przyjęta przez komunistów zakładała wykorzystywanie wszelkich objawów niezadowolenia społecznego w celu zanarchizowania społeczeństwa i osłabienia władzy państwowej. W taki sposób postępowali także niejednokrotnie komuniści w Sanoku. W czerwcu 1932 r. członkowie KPZU, w większości Ukraińcy, wsparli tzw. powstanie leskie, czyli zamieszki wywołane przez komunistów w proteście przeciw zarządzeniu nakazującemu naprawę dróg.

Kończąc warto wspomnieć, że wydarzenia z 1932 r. nie były dla naszego regionu aż tak wyjątkowe, jak mogłoby się wydawać. Jeden z obrońców w swojej mowie na procesie doraźnym w Sanoku wspomniał  rozruchy, jakie miały miejsce w 1896 r. w Monastercu koło Leska. Wówczas przyczyną krwawych zajść, w których również zginęło kilku chłopów, była próba wykupienia przez hrabiego Krasickiego służebności leśnych od włościan. Celem uspokojenia sytuacji sprowadzono wówczas z Przemyśla dwa bataliony wojska i stu żandarmów. Na procesie uczestników zajść z 1932 r. wspomniano także wystąpienie chłopów z Dąbrówki Ruskiej koło Sanoka z 1920 r., którzy, podobnie jak mieszkańcy powiatu leskiego dwanaście lat później, obawiali się powrotu pańszczyzny.

Na zakończenie można stwierdzić, że współczesny obraz tzw. powstania leskiego możemy odnaleźć przede wszystkim w publikacjach krajoznawczych i jak już wcześniej zaznaczyłem wciąż daleki jest on od rzetelności. Oczywiście słusznie odrzucono rewelacje opracowań z lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, jednak krajoznawcy zdają się nie zauważać dwóch wartościowych artykułów Jana Borkowskiego z 1967 r., które najpełniej i zdaje się w sposób najbardziej zbliżony do prawdy historycznej opisują „powstanie” leskie.

 

O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
O powstaniu leskim z 1932 r.<br/>fot. Łukasz Bajda
fot. Łukasz Bajda
autor: Łukasz Bajda