Ustrzyki Dolne
niedziela, 28 lutego 2016

W 65 rocznicę Akcji HT-1951

W 65 rocznicę  Akcji HT-1951<br/>fot. Zygmunt Krasowski
fot. Zygmunt Krasowski

„Rząd RP zwrócił się do rządu ZSRR z prośbą o zamianę niewielkiego pogranicznego odcinka Polski na równorzędny mu przygraniczny odcinek terytorium ZSRR z powodu ekonomicznego ciążenia tych odcinków do przyległych regionów ZSRR i Polski. Rząd ZSRR zgodził się na prośbę rządu RP”.

Stosowny układ podpisano 15 lutego 1951 roku w Moskwie. W imieniu prezydenta Bieruta uczynił to jako pełnomocnik wicepremier Aleksander Zawadzki, zaś ze strony Prezydium Rady Najwyższej ZSRR Andriej Wyszyński. Przedstawiając 26 maja 1951 roku sejmowi układ do ratyfikacji wicepremier Aleksander Zawadzki stwierdził, że wymiana odcinków przygranicznych była podyktowana interesami gospodarki polskiej. Jako podstawowy motyw podał chęć pozyskania złóż ropy naftowej, które miały znajdować się w Bieszczadach po stronie radzieckiej. W zamian za te bogactwa naturalne ZSRR miał uzyskać jedynie ”pewne udogodnienia w komunikacji kolejowej”  Umowa, jak oświadczył Zawadzki „stanowi nowy akt braterskiej pomocy dla nas ze strony ZSRR”    / Umowa parafowana  przez prezydenta Bolesława Bieruta, premiera Józefa Cyrankiewicza i ministra spraw zagranicznych Stanisława Skrzeszewskiego została opublikowana  w  Dz.U.R.P nr. 31 z 1951 roku. Ten oficjalny komunikat o podpisaniu umowy ukazał się dopiero 3 miesiące później, tuż przed jej ratyfikacją i zaświadcza dobitnie nie tylko o „niezależności” Polski  ale i „wielkiej polsko-radzieckiej przyjaźni”.

O co tak naprawdę chodziło?

Plan Sześcioletni - plan odbudowy i uprzemysłowienia Polski realizowany był  za cenę całkowitego uzależnienia jej od dostaw radzieckiego sprzętu i niektórych surowców. Na mocy dwustronnych umów, byliśmy ciągłym dłużnikiem „wielkiego brata”, a jedynym towarem jakim mogliśmy go spłacać był węgiel. Kiedy w kręgach górniczych zaczęto mówić o budowie nowych kopalń nie mogło to ujść uwadze radzieckich „specjalistów” umieszczonych w każdym newralgicznym miejscu.  O istnieniu pokładów węgla w zakolu Bugu wiadomo było jeszcze przed wojną gdyż zostały rozpoznane i zdokumentowane przez profesora Jana Samsonowicza. Na dodatek był to teren nizinny zasobny w jedne z najbardziej urodzajnych gleb. Sowieci szybko doszli do wniosku, że gdyby nieco skorygować granicę,  to można by to było przejąć. Duża gęstość zaludnienia nie miała dla nich znaczenia , bo kto się w tym systemie ludźmi przejmował.
Co było w zamian? Miały to być rzekomo tereny zasobne w ropę i infrastrukturę wydobywczą  oraz drewno.  Niewielkie zasoby oczkowych złóż ropy podobnych do tych w okolicach Krosna, Jasła i Gorlic nie miały większego wpływu na wielkość polskiego importu tego surowca. Wyposażenie przekazywanych kopalń też zostało zdekompletowane. Co zasobniejsze lasy zostały przez sowietów przetrzebione, szczególnie w ostatnim okresie przed wymianą, kiedy jak mówią świadkowie, przez stację w Krościenku wyjeżdżało  do pracujących pełną parą tartaków województwa drohobyckiego. Zmiana granicy spowodowała tez odcięcie od Przemyśla kluczowej dla tego rejonu kolejowego stacji w Zagórzu i pociągi PKP będą przejeżdżały przez terytorium ZSRR-Ukrainy.

Ta wymuszona na Polsce umowa bardziej przypominająca bazarowe „machniom” niż układ między sąsiadującymi państwami, była największą zmianą granic w Europie od postanowień konferencji jałtańskiej i poczdamskiej i dla nas oznaczała przyłączenie części Bieszczad, stanowiących dzisiaj powiat bieszczadzki z Ustrzykami Dolnymi i kilkoma miejscowościami, z których największe to Czarna i Lutowiska / do 1957 roku Szewczenko /obecnie siedziby gmin, w zamian za utracone powiaty hrubieszowski i tomaszowski. z miastami: Bełz,  Krystynopol, Ostrów, Uhnów i Waręż. Przedmiotem umowy była nie tylko wymiana 480 km2 terytoriów ale i całkowite przesiedlenie ludności.

Tryb przesiedlenia regulowała specjalna uchwała Prezydium Rządu, nigdy zresztą nie opublikowana, która gwarantowała ludności posiadającej na terenie podlegającym wymianie otrzymanie na nowym miejscu na własność równorzędnych co do wartości nieruchomości, w odniesieniu zaś do rolników nadanie im równorzędnych co do wartości gospodarstw rolnych wraz z zabudowaniami niezbędnymi do prowadzenia gospodarstwa. Za nie zebrane plony rolnicy mieli dostać odszkodowanie. Mieli zagwarantowane zwolnienie z obowiązkowych dostaw w roku 1951 i 1952, spłaty rat pobranych poprzednio kredytów też zostały o jeden rok przesunięte. Rzemieślnicy mieli otrzymać lokale na prowadzenie działalności. Przesiedlani mieli nakaz dokładnego posprzątania swojego mieszkania, gospodarstwa i obejścia, co było sprawdzane przez milicję. Po powiadomieniu o wymianie terytoriów na teren powiatów hrubieszowskiego i tomaszowskiego skierowano dodatkowe siły milicji, UB, WOP, w każdej gminie stały dodatkowe samochody straży pożarnej ściągnięte z innych powiatów i województw, by nikt nie odważył się protestować, rozebrać czy spalić chałupy. Przesiedleńców załadowywano na wagony. Na stacjach wyładunkowych nikt nie pytał ich o zgodę na osiedlenie w danej miejscowości. Kierujący transportem kredą pisali na wagonach –Czarna, Lipie, Szewczenko. Pod wagony zajeżdżały ciężarówki i ekipy wyładowcze po załadowaniu mienia i ludzi kierowały się do poszczególnych miejscowości. Pierwsze wrażenia były szokujące. W oficjalnym raporcie mimo propagandowego zadęcia znalazły się zapisy – „ przesiedleńcy pozostawili swoje domostwa oczyszczone i wybielone na nowym terenie zastali w budynkach brud, robactwo, stan budynków zarówno na wsi jak i w mieście jest katastrofalny, na 222 budynki przydzielone przesiedleńcom 54 znajdują się stanie zagrzybienia i nie nadają się do remontu, 62 znajdują się w stanie kompletnej ruiny, .. powszechny jest brak dostępu do wody do picia - np. duża wieś Czarna nie posiada w ogóle studni, sieć dróg nie istnieje, ..” Jeden z geodetów, którzy jako pierwsi weszli na przekazywany teren wspomina „nie było studni w której nie znajdowałby się kot, pies ptak czy zwykłe nieczystości, także w domu na środku, czasem na prymitywnym zbitym stole”.

Szokujące może być zderzenie z propagandowym ujęciem przesiedleń, które na wiele lat zdominowało postrzeganie tamtych wydarzeń. Jak wyglądała propagandowa wizja przedstawiana Polakom można zobaczyć na przykładzie  gazety „Nowiny”- organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Rzeszowie  z 16 listopada 1951, artykuł  „ Ziemia naftą płynąca.”   Miasteczko Ustrzyki Dolne – na niewielkim rynku pomnik towarzysza Stalina . Naprzeciw – obelisk z czerwona gwiazdą na szczycie – hołd złożony przez miejscową ludność poległym żołnierzom Armii Radzieckiej. Przyjechało 30 lekarzy którzy objęli szpital i punkty sanitarne. Przyjechało 25 nauczycieli. Ołówek w ręku przedstawiciela rządu do spraw zagospodarowania otrzymanych przez władze polskie terenów przesuwa się po mapie ”Otrzymaliśmy tereny ważne gospodarczo. Ziemia tu urodzajna – dobrze rodzi się pszenica , którą można tu siać do 15 grudnia. Górskie lasy kryją w sobie bogactwo budulca i opału a podkarpackie łąki zapewnią rozwój gospodarki hodowlanej. Ale najważniejszym bogactwem jest nafta” W czasie wizyty w jednym z gospodarstwa reporter zapisał  , że gospodarz 16 listopada właśnie kończy orkę pod jesienny zasiew  i zmierza do swojego domu „ Dom jest solidny, kryty blachą, z ganeczkiem, porządne zabudowania gospodarcze. Ludzie radzieccy którzy opuścili domostwo zostawili wszystko w największym porządku – et tylko wejść i mieszkać. Tak jest w każdej wsi. A w Lutowiskach  w jednym z domów wprowadzająca się gospodyni  zastała na stole chleb i sól i napis w języku ukraińskim” Braterskie powitanie polskim towarzyszom”. W internecie dostępna jest kronika filmowa pokazująca pierwsze lata osadników i zagospodarowywania Bieszczad.

Na skutek braku umiejętności gospodarowania w nowych warunkach rolnicy uzyskiwali plony niższe niż wkład ziarna siewnego. Nie mogli wywiązać się z obowiązkowych dostaw, które szybko przywrócono. Wzorem innych części kraju wdrażano program kolektywizacji. Skutkowało to zrzekaniem się ziemi, ograniczaniem terenów upraw i narastaniem odłogów. W całym powiecie funkcjonował tylko 1 młyn i mimo dużej lesistości tylko 2 tartaki, nie było żadnego zakładu przemysłu terenowego cegielni, masarni, stolarni. Brakowało domów i mieszkań dla przesiedlonych nie mówiąc już o obiecywanych lokalach dla rzemieślników. Na 1 izbę przypadało 3,5 osoby.  Mimo powszechnego zastraszania prze UB przesiedleni domagali się wywiązywania się przez władze ze swoich obietnic. Szczególnie ostro dali temu wyraz w 1956 roku kiedy zmusili władze do powołania komisji badającej sprawy związane z przesiedleniem. Pokłosiem jej pracy było wydanie szeregu zaleceń dla resortów, władz wojewódzkich oraz partyjnych. Dopiero po roku 1958 można mówić o zmianie doli osiedleńców, kiedy teren Bieszczad objęty został  specjalnym programem rządowym i wojewódzkim.

Pamiętać też należy, że wydarzenia 1951 roku dotyczą także ludności zamieszkałej przed wymianą granicy na terenach przyłączonych. Obszar ten stanowił wtedy rejon ustrzycki w województwie drohobyckim w Ukraińskiej Republice Radzieckiej stanowiącej jedną z 15 republik Związku Radzieckiego. Sowieci szybko zapakowali „swoich” do bydlęcych wagonów i wyekspediowali na wschód słusznie rozumując, że nikt z tych co przeżył lata 1939-41 na Kresach nie ośmieli się zbuntować, choć i tutaj zdarzały się wyjątki. Niektórzy Ukraińcy wywożeni z terenu Bieszczadów byli właścicielami indywidualnych gospodarstw, które nie były włączone do kołchozów. Na nowe miejsca według partyjnych dyrektyw mieli przybyć sami kołchoźnicy. W pierwszych transportach umieszczano właśnie ich grożąc tym, którzy nie wstąpią dobrowolnie do kołchozu, wywózką na Sybir.

Naszej ludności pozostawiono wybór między Ziemiami Odzyskanymi a ziemiami otrzymanymi w wyniku wymiany w województwie rzeszowskim. Zapisano prawo przesiedlanych do wspólnego osiedlania się na nowych terenach. Ludność z jednej wsi czy osiedla może, jeżeli sobie tego życzy, przesiedlić się zbiorowo i zamieszkać w jednej wsi lub osiedlu na terenach wymienianych. Część rodzin pozostała w swoich dawnych domach i musiała pogodzić się z ponownym przyjęciem radzieckiego obywatelstwa.

W rezultacie „Akcji H-T” (nazwanej tak od pierwszych liter ich stolic)  przesiedlono 14 151 osób, z tego na Ziemie Zachodnie 7460 osób /1917 rodzin/. Do „ziemi obiecanej” jaką były Bieszczady po tygodniowej kolejowej tułaczce przybyło 3934 osoby - 1097 rodzin. Taki rozkład miejsc osiedlenia wynikał z tego, że nie było możliwości pomieszczenia wszystkich przesiedleńców w Bieszczadach, w których na dodatek trzeba było podzielić się miejscami z przywiezionymi prawie w tym samym czasie uchodźcami politycznymi z Grecji. Przesiedleńcy byli zupełnie nieprzygotowani do życia w pionierskich warunkach, karczunku oraz zmagania się kamienistą, mało urodzajną glebą w terenie o ostrym górskim klimacie i prawie całkowicie pozbawionym dróg. Surowa gleba bieszczadzka nie mogła zastąpić czarnoziemu znad Sołokiji, podobnie jak kurne hyże nie mogły zastąpić pozostawionych zasobnych domów. Przesiedlenia były tragedią dla mieszkańców po obydwu stronach granicy, gdyż ci z równinnych terenów nie mogli przystosować się do bieszczadzkich górskich warunków, podobnie jak wywiezieni stąd, nie czuli się szczęśliwi w bezkresnym  chersońskim stepie, dokąd w większości trafili.   

Dla sokalskiej grzędy była to już kolejna „czystka etniczna”. Pierwszej krwawej dokonywała na Polakach UPA od 1942 roku, drugiej równoległej dokonywali hitlerowcy na Żydach, trzecią było wysiedlenie Ukraińców w 1946 roku. Ta przeprowadzona w październiku i listopadzie 1951 roku, znana jako Akcja H-T, była czwartą i tym razem pełną. Nikt nie pozostał już na swoim miejscu.

Z dawanych przesiedleńcom obietnic spełniono właściwe jedną. Obiecywano im, że będą mieszkać w jednym powiecie i taki powiat utworzono od 1 stycznia 1952 roku. Granice obecnego powiatu bieszczadzkiego po podziale w 2002 roku obejmują w zasadzie tereny przyłączone do Polski w 1951 roku.

W historii Polski ta graniczna wymiana stanowi niewielki epizod i w powszechnej edukacji historycznej, jeżeli niezupełnie pomijany, to jedynie wspomniany. Głęboki ukłon dla tych, którzy pieczołowicie dokumentują historię własnej rodziny, przekazują wiedzę o ich członkach najmłodszym, pokazują rodzinne pamiątki, uczą słuchania wspomnień dziadka, babci, starszego wujka czy ciotki, co to stare czasy pamiętają. Te rodzinne zasoby to często bardzo ciekawe dokumenty, unikalne zdjęcia których nie ma w żadnych archiwach, świadectwa szkolne, stare banknoty, akty stanu cywilnego. Oprócz sentymentalnej wartości dla każdej rodziny stanowią też cenne źródło dla historyka. Z takich właśnie wspomnień składa się nasza lokalna historia i ta nakłada się nasze ojczyste dzieje. W podręcznikach opisuje się przełomowe wydarzenia zaś spajające je wątki pisane są historią rodzin, miejscowości i regionów.

 

autor: Zygmunt Krasowski