Ustrzyki Dolne
piątek, 22 czerwca 2018

Wspomnienia emerytowanego leśnika. Numeratory do drewna… i „nieśmiertelniki”.

Wspomnienia emerytowanego leśnika. Numeratory do drewna… i „nieśmiertelniki”.

Pozyskane w lasach drewno było ewidencjonowane. Dokonywano tego za pomocą różnych numeratorów. Było to ciężkie, metalowe kółko z pojedynczymi cyframi lub zespół kółek. Ja, jak wcześniej wspomniałem w jednym z artykułów, otrzymałem stary, przedwojenny numerator, w spadku od mojego poprzednika.

Był to numerator ciężki, niezawodny. Bez problemu odbijałem numery w drewnie zamarzniętym. Czasami szczotka druciana pomagała w odczytywaniu numeru. Ale cały dzień używając tego narzędzia, machając nim, trzeba było zmieniać „młotkowego” gdyż ręce mdlały. Do tego dochodziła jeszcze osobista cechówka leśniczego. Była to mała siekierka z logo lasów - orzeł, numer leśnictwa a z drugiej strony ostrze. Zawsze miałem naostrzoną cechówkę. Jako młody leśniczy, ciągle byłem kontrolowany przez starszych kolegów gajowych, z którymi pracowałem.

Podczas odbioru drewna w mroźny, lutowy dzień w uroczysku Młyny, prawidłowości cechowania przeze mnie drewna, chciał sprawdzić gajowy Stanisław, zaglądając mi przez ramię. Zrobiłem zamach cechówką, nie zauważyłem, że mój kontrolujący jest z tyłu, w zasięgu mojej ręki. Ostrze cechówki wylądowało nad jego okiem, rozcinając mu łuk brwiowy. Padł jak podcięta kłodą w kopny śnieg, który szybko zabarwił się na czerwono. Struchlałem, ale on szybko się podnosi i mówi: „Szefie, to moja wina, już nigdy nie będę nadgorliwy”. Wówczas pracownicy leśni, przekonali się do czego służy dobrze wyposażona apteczka zrębowa. Później cechówki zlikwidowano i numeratory poszły do lamusa. Nastały plastikowe płytki ewidencyjne, nazwane przeze mnie ,,nieśmiertelnikami”.

W sąsiednim leśnictwie była duża mygła kloców na składzie. Przyjeżdża samochód po te kloce, a tu brakuje płytek ewidencyjnych. Podlegały one ścisłej ewidencji i rozliczeniu. Były to początki nowej numeracji drewna. Ogólna panika. Dochodzenie, śledczy niuchają wszystkie ślady. Okazało się, że w pobliżu był obóz młodzieży, którzy stwierdzili, że jak John Rambo, też powinni nosić nieśmiertelniki. Do tego celu użyto, zerwanych z kloców, plastikowych płytek z numerami. Fantazja - czy głupota?

Miałem na składzie w Dźwiniaczu Park, dłużyce jodłowe i osikowe, złożone na dwóch oddzielnych mygłach. Podczas załadunku kloców jodłowych, stażysta podaje mi numery z dłużycy osikowej. Co się stało? Zgrywusy z naszej pięknej młodzieży, delikatnie wyjęli numerki i zamienili na gatunkach drzew. Zrobili to prawie perfekcyjnie, umieszczając je w te same zagłębienia po wyjętych płytkach. Kilka płytek było lekko odgiętych i to wyjaśniło całą sprawę.

Nowinki ciągle wkraczają do lasu. Nikt dzisiaj nie siedzi nocami przy lampie naftowej i nie pisze przez kalkę, w trzech egzemplarzach, wykazów czy wypłaty. Na liczydłach lub „na piechotę” nie zlicza stron dokumentacji. Nie szuka groszowych różnic, popełniając „czeski błąd”.

Wspomniany, gajowy Stanisław, znał na pamięć tablice miąższości dla drewna. Mnie pracę ułatwiała znajomość posługiwania się liczydłami. Pamiętam dzień, w którym otrzymałem, w ramach wyróżnienia, z nadleśnictwa kalkulator „Bolek”. Przy ówczesnym dużym zatrudnieniu ludzi i płynności kadr, szafy z dokumentacją pękały. Dzisiaj, w moim prywatnym muzeum, patrząc na ten stary numerator i inne relikty z przeszłości leśnictwa, odżywają wspomnienia.

Dziękuję Opatrzności, że w chwili mojego załamania w 2014 roku, pozostawiłem sobie kilka leśnych eksponatów. W miesiącu marcu 2014 roku, ówczesny nadleśniczy z Ustrzyk Dolnych , urzędowym pismem, polecił mi zlikwidować moje muzeum, które znajduje się w dawnej leśniczówce. W budynku tym zamieszkuję od 1969 roku i po przejściu na emeryturę w 2008 r. opłacam wysoki czynsz do kasy nadleśnictwa Ustrzyki Dolne – obecnie 644 zł miesięcznie. W razie nie wywiązania się z polecenia w ciągu miesiąca, grożono mi eksmisją.

Wówczas, pozbierałem kilka rzeczy związanych z leśnictwem (mundury, tablice informacyjne, zabytkową centralę telefoniczną z byłego już nadleśnictwa Brzegi Dolne i inne akcesoria) i przekazałem je koledze Rafałowi do jego prywatnego Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej. Oglądając 2 część serialu „WATAHA”, z wielką satysfakcją rozpoznałem, w scenie odbywającej się właśnie w tym muzeum z udziałem młodzieży szkolnej, moje eksponaty.

I tak poprzez muzeum Rafała i eksponaty w moim muzeum, ocaliłem kawałek historii pierwszego po 1951 roku powstałego nadleśnictwa Jasień, później przeniesionego w 1962 roku do miejscowości Brzegi Dolne. Miejscowość ta była siedzibą nadleśnictwa Berehy do czasów II Wojny Światowej. W 2004 roku przeniesiono nadleśnictwo do Ustrzyk Dolnych aby w 2008 roku zmienić jego nazwę na nadleśnictwo Ustrzyki Dolne.

Uważam, że udało mi się coś zrobić dla historii tej ziemi, na której mieszkam od 1966 roku.

"Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości,
Ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości,
Ani nie ma prawa do przyszłości” Marszałek Józef Piłsudski (20 lutego 1920 rok)

Tego trzymam się w moim długim, ciernistym życiu. Chociaż czasami pada pytanie mojej Córki : „Tato, po co Ci to?”.
 

FOT. ZBIGNIEW KOSAKIEWICZ

 

Wspomnienia emerytowanego leśnika. Numeratory do drewna… i „nieśmiertelniki”.
Wspomnienia emerytowanego leśnika. Numeratory do drewna… i „nieśmiertelniki”.
Wspomnienia emerytowanego leśnika. Numeratory do drewna… i „nieśmiertelniki”.
autor: Darz Bór - Emerytowany leśniczy Zbigniew Kosakiewicz, Bieszczady 2018 rok