Ustrzyki Dolne
sobota, 30 grudnia 2017

Wspomnienia emerytowanego leśnika. Wojenne pamiatki.

Wspomnienia emerytowanego leśnika. Wojenne pamiatki.<br/>fot. Zbigniew Kosakiewicz
fot. Zbigniew Kosakiewicz

Jesienią Bieszczady mienią wspaniałą paletą barw. Nie ma piękniejszej pory do podziwiania przyrody, jej kolorów. Od ciemnej zieleni jodeł, poprzez czerwień, pomarańcz, wszelkie odcienie złota jaworów, buków, usychających jesionów. Morze falujących traw na połoninach nastraja spokojem. Lecz ten widok nie zawsze był taki sielski.

Nawałnice wojenne przewalające się przez Bieszczady miały inne kolory. Wybuchy artyleryjskie, salwy z karabinów oprócz huku, gęstego dymu i rozbłysków powodowały, że wzgórza pokrywały się czerwienią od przelanej krwi walczących żołnierzy w I i II Wojnie Światowej. Czasami dochodził kolor bieli, to bandaże rannych wojaków. Doliny rozjaśniały łuny palonych wiosek a obraz ten zakrywały gęste dymy. Pozostawały kikuty kominów i zgliszcza domów. Obraz zniszczeń zamykały rzędy mogił z różnymi krzyżami.

Po tych strasznych zdarzeniach pozostali jeszcze świadkowie tej pożogi – różnego rodzaju pociski w ziemi, w ściółce leśnej.

Na początku 1972 roku rozpocząłem, jako leśniczy leśnictwa Łodyna, prace z pozyskania drewna w oddz. 22 – uroczysko Młyny. Było około 50 cm śniegu zalegającego w lesie. Jeden z pilarzy, przygotowując stanowisko do ścięcia buka, odgarniając śnieg, zauważył między nabiegami korzeniowymi, dziwny, podłużny kształt. Powiadomił mnie o tym znalezisku. Moim oczom ukazał się pocisk moździerzowy kalibru 80 mm. Przerwaliśmy wszystkie prace na powierzchni wyprowadzając ludzi i konie zrywające drewno. Nakryłem znalezisko gałęziami i po dwóch godzinach umieściłem  w tym miejscu tablicę ostrzegawczą „NIWYBUCHY’. Po zgłoszeniu tego zdarzenia do nadleśnictwa, oczekiwałem na przyjazd saperów .Po dwóch dniach przyjechał patrol saperski. Udaliśmy się do lasu. Z daleka widoczna była tablica ostrzegawcza, natomiast gałęzie maskujące były rozrzucone. Pocisku nie było! Pozostał po nim tylko ślad odciśnięty w śniegu. Dowódca saperów powiedział mi, że gdybym w przyszłości znalazł taka zardzewiałą śmierć, to tylko przykryć, zaznaczyć znakiem który rozpoznam a nie umieszczać tablic bo to motywuje ludzi do poszukiwań.

Po jakimś czasie, dowiedziałem się, że młody chłopak z osady Młyny, chodząc po lesie, zauważył tablicę ostrzegawczą. Jako „doświadczony saper”- zabrał pocisk i zaniósł go na strażnicę W.O.P-u w Krościenku, zwracając im uwagę, żeby nie gubili pocisków w lesie.  Wyobrażam sobie popłoch żołnierzy widzących granat moździerzowy w rękach chłopaka.

Po powodzi w 1978 roku, dzieci bawiące się w odległości ok. 100 metrów od leśniczówki, powiadomiły mnie, że w potoku leżą „metalowe jajka”. Były to granaty z I W.Ś. faktycznie nazywane, ze względu na kształt „jajkami”. Było ich 5 sztuk. Przybyły patrol saperski przeszukał potok i zabrał „zabawki”.

W 2000 roku, wraz z pracownikami leśnictwa Łodyna, porządkowaliśmy teren wokół nowej kapliczki w Brzegach Dolnych. Gdy przybyliśmy do kapliczki, zauważyłem samochód osobowy stojący na drodze. Z lasu szło dwóch mężczyzn w ubraniach moro i okrytych pałatkami. Wsiedli do samochodu i odjechali. Mżył deszczyk, chcieliśmy rozpalić ognisko. Jeden z pracowników poszedł po gałęzie. Po chwili krzyczy, że coś znalazł. Na dawnej drodze służącej do zrywki drewna, leżał szrapnel bez zapalnika. Pozostałość po I W.Ś. Widocznie porzucili go poszukiwacze, którzy schodzili z lasu. Powiadomiłem o znalezisku policję a ze patrol saperski był w okolicy, po 2 godzinach przyjechał mój znajomy saper. I znowu „wąsaczu” dajesz nam robotę - tak mnie powitał.

Co jeszcze kryje bieszczadzka ziemia?
Chyba nigdy nie będziemy mogli umieścić tablicy „MIN NIET”- „TEREN ROZMINOWANY”.

 

autor: Darz Bór emerytowany leśniczy Zbigniew Kosakiewicz