Ustrzyki Dolne
wtorek, 26 lipca 2016

Zapomniany „Król Jan IV”

Owacja dla Jana Dobrzańskiego<br/>fot.  Litografia z 1848 r. nieznanego artysty ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej
fot. Litografia z 1848 r. nieznanego artysty ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej

30 maja br. minęła 130 rocznica śmierci Jana Dobrzańskiego – dziennikarza i redaktora, działacza społecznego i trybuna ludowego, krytyka teatralnego i dyrektora teatru. Był Dobrzański w XIX wieku jedną z najbardziej popularnych i żywotnych postaci galicyjskiego pejzażu Lwowa. Lwowska ulica okrzyknęła go „królem Janem IV”, satyryk Jan Lam nazywał „durnym Jasiem”, przez całe życie „szanowano go i znieważano, kochano i nienawidzono”. Uznany za życia i bezpośrednio po śmierci za postać wielkiego znaczenia – szybko niestety popadł w zapomnienie.

We Lwowie pojawił się Dobrzański w 1839 r., zapisany na I rok wydziału prawa Uniwersytetu Lwowskiego. Ojciec – bieszczadzki leśniczy spod Baligrodu – jak podają źródła „choć był ubogim, pojmował jednak dobrze potrzebę wykształcenia i nie szczędził grosza i starań na naukę synów swoich Jana i Maksymiliana”. Zgodnie z jego wolą,  Jan ukończył w Samborze cztery klasy gramatykalne, dwie wyższe, zwane humaniorami - w przemyskim gimnazjum oraz zaliczył kurs filozoficzny, który umożliwiał podjęcie studiów.

Już w czasie nauki w Przemyślu ujawniły się znamienne cechy charakteru przyszłego trybuna ludowego – temperament i niezwykła energia. Wątłej budowy ciała i miernego wzrostu, objawiał młody Dobrzański talent agitatorski i przywódczy.
Absolwentem przemyskiego gimnazjum zainteresował się polityk i mecenas, wicemarszałek Stanów Galicyjskich – Tadeusz Chochlik Wasilewski. Zgodnie z patriotycznym obowiązkiem wspierania edukacji uzdolnionej, acz niezamożnej młodzieży,  Wasilewski powierzył Dobrzańskiemu kształcenie swojej córki Felicji, uczynił swoim sekretarzem i wprowadził na umysłowe salony Lwowa. Pod wpływem swego protektora, po roku przeniósł się Dobrzański na wydział filozoficzny i rozpoczął starania o uzyskanie doktoratu z filozofii.

Temperament i niezwykła energia nie szły jednak w parze z pracą naukową, toteż już w 1841 roku Dobrzański porzucił studia, poświęcając się pracy dziennikarskiej.
Tytuły pism, w których publikował, które redagował, podnosił ze stanu upadku, odsprzedawał, odznaczają kolejne etapy życia: „Gazeta Lwowska”, „Rozmaitości”, „Dziennik Mód Paryskich”, „Rada Narodowa”, „Dziennik Literacki”, wreszcie osławiona i redagowana przez Dobrzańskiego niemal do końca życia – „Gazeta Narodowa”. Był w swojej pasji niespożyty: wyciągał pisma z zapaści intelektualnych i finansowych, nie zaprzestawał wydawania w ogniu szykan policji i cięć cenzuralnych, nie oddawał pola, gdy jego pismom groziła konfiskata lub gdy czasowo zawieszano ich wydawanie, na koniec - nie przebierał w środkach w walce z konkurencją.

Kiedy stawiał pierwsze dziennikarskie kroki, we Lwowie działały 2 pisma; gdy po 45 latach usuwał się w cień działalności – na rynku było blisko 100 tytułów. Jego „Dziennik Literacki” jako jedyny w Galicji zdołał spełnić postulaty warszawskiej reformy dziennikarstwa: rozszerzenia poczytności, samowystarczalności finansowej, przestrzegania aktualności. „Gazeta Narodowa” była w swoim czasie najbardziej poczytnym, najdalej i najszerzej docierającym pismem galicyjskim.
Każdemu czasopismu starał się nadać wspólną linię ideową, dlatego z rozmysłem dobierał sobie grono współpracowników, wykazując się nierzadko intuicją w odkrywaniu talentów dziennikarskich. Stworzył Dobrzański własną s u i  g e n e r i s szkołę dziennikarską, a zawodowi dziennikarza zapewnił miejsce w hierarchii społecznej. Z jego kuźni wyszły rzesze młodych publicystów: Lam, Kostecki, Czapelski, Giller, Zawadzki, Gawalewicz.

Nie zawsze drogi redaktora i jego współpracowników rozchodziły się w zgodzie – dziwnie łatwo zrażał sobie ludzi: z Rogoszem, Rewakowiczem i Lamem Dobrzański procesował się w sądzie, z Walerym Łozińskim pojedynkował na szable, z Dzierzkowskim, Wiśniowskim i innymi toczył boje na łamach prasy.
W dziennikarstwie stawiał na aktualność, doceniał wagę reportażu. Czasopisma uważał za najlepszą tubę propagandową dla naświetlenia ważnych spraw narodowych i społecznych. Prasa Dobrzańskiego sprawowała – w dzisiejszym rozumieniu – „czwartą władzę”.
Jeszcze w początkach działalności dziennikarskiej zajął głos w sprawie kobiet. Jego poglądy ewoluowały – od przyznania kobiecie tylko „siły biernej”, do postulatu pełnego zrównania w prawach z mężczyznami.

Na plan pierwszy w publicystyce Dobrzańskiego zawsze wybijał się temat oświaty. Domagał się podnoszenia kwalifikacji nauczycieli ludowych, popierał wydawnictwa ludowe, żądał tworzenia gimnazjów dla dziewcząt, wprowadzenia języka polskiego do nauczania, krytykował nauczanie domowe i apelował o podnoszenie świadomości narodowej. Temu ostatniemu celowi znakomicie przecierał szlaki, drukując u siebie utwory Pola, Ujejskiego, Asnyka, Romanowskiego, Lama, Limanowskiego, Norwida; umożliwiając debiut pisarski Waleremu Łozińskiemu i Teodorowi T. Jeżowi; prowadząc kampanię na rzecz popularyzacji poezji Słowackiego, Mickiewicza; informując o wydarzeniach kulturalnych z podzielonego zaborami kraju; nawołując do pogłębiania wiedzy o historii narodowej; organizując wycieczki do miejsc bogatych w pamiątki narodowe; walcząc o zniesienie sceny niemieckiej we Lwowie; zabierając wreszcie głos w ważkich kwestiach politycznych.

Wiosna roku 1848 przyniosła wydarzenia, w ogniu których narodziła się sława i popularność redaktora, a on sam nazwany został „królem Janem IV”. Zapalony agitator, założyciel komitetu gwardii narodowej, współautor petycji do cesarza żądającej nadania szeregu swobód konstytucyjnych, członek delegacji wręczającej petycję gubernatorowi Stadionowi, a później cesarzowi w Wiedniu – stał się nowoobjawiony trybun ulubieńcem tłumów. Pod oknami mieszkania Dobrzańskiego odbywały się entuzjastyczne manifestacje, a kiedy ten, odziany w szlachecki strój, w gorączce przemowy przed hr. Stadionem – zemdlał, Lwów obiegła wiadomość „o chorobie polskiego króla”. Niedługo miał „król Jan” rządzić i drogo przypłacił za swoją działalność. Został aresztowany w listopadzie 1848 roku. Procesu wytoczyć mu nie zdołano, za to po czterech tygodniach aresztu, wcielono karnie „w rekruty”, jako powód podając to, iż Dobrzański „szlachectwa nie dowiódł”, a zatem służbę wojskową musi odbyć. Interwencje Franciszka Smolki, rodziny, kampania krakowskiej „Jutrzenki” w obronie Dobrzańskiego nie zdały się na wiele: dostał przydział do służby garnizonowej w Josefowie (Czechy). W połowie 1850 r., po zakończeniu żmudnego procesu potwierdzenia szlacheckiego pochodzenia, rekrutowi udzielono bezterminowego urlopu z wojska. Mógł wrócić do domu, pod takim wszakże warunkiem, że – jako żołnierskiemu urlopnikowi – przez dwanaście lat nie wolno mu będzie żadnego dokumentu bez zgody naczelnej komendy wojskowej w Wiedniu podpisać. Czym był taki zakaz dla dziennikarza – nietrudno pojąć.

Dwukrotnie wybierany był do Rady Miejskiej, był współzałożycielem i, początkowo, czynnym działaczem Towarzystwa Pedagogicznego, założycielem towarzystwa śpiewaczego „Harmonia”. Dobrzańskiemu zawdzięcza założenie i wieloletnią prezesurę, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Był autorem śpiewanego przez sokolą młodzież, Marsza Sokołów, przyczynił się także do błyskawicznego wybudowania siedziby Towarzystwa, z wielką salą gimnastyczną, którą wyposażył w znacznym stopniu za własne pieniądze.

Jan Lam o działalności swego nauczyciela i mistrza powiedział:
Był to człowiek, który gdy go zajęła jaka sprawa publiczna, zapominał o sobie, o rodzinie, którą bardzo kochał, nie jadł i nie spoczął ani na chwilę. Starczył on nieraz sam jeden za całą organizację agitacyjną”. Trudno nie zgodzić się z Lamem, obserwując niespożytą energię, z jaką angażował się Dobrzański w różne sfery życia politycznego i społecznego – słowem walczył na łamach prasy, czynem wpisywał się w karty historii życia publicznego Galicji.
Niczym czuły instrument wyczuwał nastroje społeczne i błyskawicznie na nie reagował. Wiele wystąpień Dobrzańskiego, „trzymającego ucho przy piersi narodu”, wywoływało dyskusję publiczną nad palącymi problemami społecznymi.

Największym sukcesem politycznym było wyrugowanie „niemczyzny” ze sfer życia publicznego – paradoksalnie uzyskanie przez Galicję autonomii, pozbawiło go nie tylko programu, ale i orientacji politycznej. Na temat, tak często zarzucanej mu zmienności poglądów, sam Dobrzański mówił:
„W polityce nie powinno się stale wiązać z żadnym stronnictwem (...), ale iść raz z jednem, raz z drugiem, stosownie do okoliczności. To tak samo, jakbym naprzykład potrzebował jechać ze Lwowa do Przemyśla i w tym celu miał sobie konie wynająć. Do Gródka mogę jechać z Pawłem, a z Gródka do Przemyśla z Gawłem”.
Czy dziś kogoś szokują takie słowa...?

Marzenie o „Polsce od morza do morza” i nadzieje na wojnę europejską, która cel ten miałaby uskutecznić – uznać trzeba w sytuacji porozbiorowej za nierealne. Dopiero pokolenie wnuków Dobrzańskiego mogło cieszyć się niepodległą Polską w rozległych granicach, której państwowość odbudowana została w oparciu o polityczne skutki wojny europejskiej.
Kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze po odzyskaniu niepodległości w 1918 r.  Bolesnej weryfikacji doczekało się w XX wieku – podzielane przez wielu współczesnych – stanowisko Dobrzańskiego w kwestii odrębności państwowej Ukraińców.
Natomiast, jakby na potwierdzenie słuszności motta „w zdrowym ciele – zdrowy duch”, przetrwało próbę czasu „dziecko ukochane” Dobrzańskiego. Z pnia sokolego wyrósł ruch ludowych klubów sportowych, ochotniczych straży pożarnych, polskie harcerstwo, a drużyny sokole w znaczącej mierze zasiliły w 1914 r. szeregi Legionów Polskich.
Organizacja Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” istnieje do dziś.

Wspomnieć należy także o działalności literackiej „pana Jana”, choć ta doczekała się skrajnie odmiennych ocen filologów. Jeszcze w Josefowie przetłumaczył węgierską powieść Józsefa Eötvösa Notariusz. Z początków działalności dziennikarskiej pochodzą również sentymentalne wiersze, publikowane w „Dzienniku Mód”. Nie najwyższych lotów jest również próba stworzenia modelowej powieści politycznej W kraju i za morzem, szereg obrazków powieściowych – cykl, z których Rozbójnicy i Wygnańcy zostały przetłumaczone na język niemiecki, Rodzina dzierżawcy i Rozbójnicy na czeski. Natomiast lektura Zapisków literackich i Fotografii – rubryk „Dziennika Literackiego”, zapełnianych felietonami Dobrzańskiego, czy jego recenzji teatralnych, pozwala nie zgodzić się z określeniem go jako „pisarza niedbałego”. Na uwagę zasługują ciekawe, wczesne szkice o Hamlecie i Lady Makbet, zdradzające jego zainteresowanie teatrem, z którym związał całe swoje dorosłe życie.

Już w pierwszych latach pobytu we Lwowie dał się poznać jako miłośnik i znawca teatru: pisał recenzje, gromił dyrektora Miłaszewskiego za niski poziom przedstawień, postulował utworzenie szkoły aktorskiej przy teatrze, nareszcie – poślubił młodą aktorkę Karolinę Smochowską, córkę znakomitego lwowskiego aktora Witalisa Smochowskiego - pierwszego w historii teatru polskiego Rejenta z Zemsty Aleksandra Fredry.
Dobrzańskiemu i jego współpracownikom z kręgu „Dziennika Mód Paryskich” przypadło w udziale stworzenie we Lwowie recenzji teatralnej sensu stricto. Dotykali w recenzjach różnych elementów materii teatralnej, rozumiejąc – mimo przywiązania do literatury – że teatr jest „czymś więcej”, niż literaturą. Mając świadomość, że krytyka teatralna stała się ważnym ogniwem kształtowania opinii publicznej, przyczynili się do podniesienia autorytetu recenzenta.

Do największych sukcesów Dobrzańskiego należała kampania o zniesienie sceny niemieckiej we Lwowie. Zdanie rozpoczynające kronikę każdego numeru „Gazety Narodowej” – „Teatr niemiecki we Lwowie jeszcze istnieje z krzywdą dla sierot i starców” – niczym kropla drążąca skałę, powtarzane było aż do uwolnienia fundacji skarbkowskiej z obowiązku utrzymywania sceny niemieckiej, a w praktyce – do jej likwidacji.
Choć J. Lam w „Dzienniku Polskim” pisał:  „(...) przyznam się, że w r. np. 1862 byłbym prędzej uwierzył, że będę kiedyś królem Hotentotów albo anglikańskim biskupem w Honolulu niż w to, że Dobrzański będzie dyrektorem sceny lwowskiej” - dyrektorem teatru był Dobrzański trzykrotnie: w latach 1872–1873, 1875–1881 i 1883–1886.
Najświetniejszy okres teatru lwowskiego przypadł na czas jego drugiej dyrekcji, kiedy w kierowaniu sceną pomagał mu syn Stanisław, uzdolniony aktor i dramaturg. Zakończyła się w wyjątkowo przykrych dla Dobrzańskiego okolicznościach: 17 listopada 1880 r. zmarł Stanisław, niespełna tydzień wcześniej wnuk Jan, w konkursie na nową kadencję dyrektorską – mimo iż był faworytem – wybrany nie został. Trzecią dyrekcję przerwała śmierć.

Nienawidzili go dyrektorzy teatrów, którym podkupywał aktorów, uwielbiali – aktorzy, którym wypłacał godziwe i terminowe gaże, stwarzał dogodne warunki do pracy.
Wielkość teatru tworzyły: dobry zespół i przemyślany repertuar – z jednej strony; z drugiej zaś – stabilna i konsekwentna administracja i zarządzanie przedsiębiorstwem. Umiejętnie potrafił Dobrzański kompletować zespół aktorski: nie brakowało w nim wielkich indywidualności, u boku których wzrastali młodsi, równocześnie był to zespół wykazujący się umiejętnością gry zespołowej. Za dyrekcji Dobrzańskiego teatr doczekał się remontu widowni, oświetlenia, zyskał fachowego malarza dekoracji. Dodatkowe, popołudniowe przedstawienia i niskie ceny biletów ściągały do niego rzesze widzów, dla których kontakt z teatrem był często jedyną okazją poszerzenia wiedzy o świecie, humanistycznej refleksji i zadumy nad życiem.

Mimo trudnej sytuacji finansowej nigdy nie zaprzestał utrzymywania kosztownej sceny operowej; zabiegał też o współczesne dramaty, za które – jako jedyny wypłacał tantiemy.
Wszystko kosztem wystawienia na szwank własnego majątku, o czym świadczą słowa: „Gdyby nie zapis brata – nie wiem zaprawdę, z czego byłby śp. Jan z rodziną pod koniec życia wyżył; wszak wszystką gotówkę utopił w scenę, która szczególnie w ostatnim roku pochłonęła bardzo wiele”.
Inny komentator jego działalności napisze: „wzniosła się scena nasza na prawdziwe wyżyny świetności i rozkwitu. Był to w dziejach jej rzeczywiście wiek złoty, w rozwoju jej punkt kulminacyjny”.

Zmarł Jan Dobrzański 30 maja 1886 r., do końca lekceważąc chorobę serca, która była przyczyną jego śmierci, a kilka lat wcześniej -  syna. Pogrzeb, uchwałą Komitetu Miejskiego, zorganizowany został na koszt miasta, kupców poproszono o zamknięcie sklepów, ulice specjalnie oświetlono. Ponad dwudziestotysięczny tłum kroczący w kondukcie pogrzebowym  zablokował ulice miasta, doliczono się ponad 40 wieńców od organizacji i osób prywatnych. Trumnę wyprowadzono z budynku teatru i złożono na Cmentarzu Łyczakowskim.
Wizerunek Dobrzańskiego utrwalony we wspomnieniach współczesnych mu komentatorów jest niejednoznaczny. Obok głosów entuzjastycznych, głośno wybrzmiewają głosy krytyczne, a nierzadko pogardliwe. J.I.Kraszewski w miernej powiastce „W mętnej wodzie” w odpychającej osobie redaktora Hilarego Drabickiego skarykaturował  Dobrzańskiego. Jan Lam – najzdolniejszy uczeń Dobrzańskiego, a później wieloletni jego antagonista, był autorem licznych pamfletów i złośliwych przydomków nadawanych adwersarzowi – „Jańcio”, „Krywekrywejte”,  „Borbifaks”, „durny Jasio”.

Z pewnością nie bez znaczenia w ocenie Dobrzańskiego miało jego trudne usposobienie. Szorstki w obejściu, zadziorny, przewrażliwiony na swoim punkcie i popędliwy – niczym prawdziwy szlachcic zagrodowy, łatwo popadał w konflikty z ludźmi. Nawet życzliwe mu osoby wyrażały się o nim w następujący sposób: „Dobrzański nie umiał jednać sobie przyjaciół. Form towarzyskiego obejścia nie  zachowywał. Stanowczy i prędki, szedł do celu śmiało, nie oglądając się na innych, tych zaś, którzy mu stawali w poprzek drogi odsuwał bez ceremonii, nie dbając bynajmniej o to, co o nim powiedzą”. Wydaje się, że dopiero rodzinne tragedie – wczesne owdowienie, w krótkim czasie śmierć dwóch wnuków, ukochanego syna i zięcia – złagodziły hardość i buńczuczność Dobrzańskiego.

Od Dobrzańskiego bierze początek ród teatralny, którego członkowie aż do końca XX wieku zasilali szeregi twórców teatru. Aktorką była żona Dobrzańskiego, Karolina, córka znakomitego lwowskiego aktora Witalisa Smochowskiego. Córka Dobrzańskich – Celina zajmowała się zarządzaniem teatrem w ostatnich latach życia Dobrzańskiego i po śmierci ojca. Była też autorką drobnych utworów scenicznych. Syn, Stanisław był znakomitym aktorem, dyrektorem teatru i autorem licznych fars i krotochwil.  Pyszna trzyaktowa farsa Żołnierz królowej Madagaskaru w przeróbce Tuwima z powodzeniem grana jest do dziś. Stanisław ożenił się z aktorką i śpiewaczką Marią Kwiecińską, której brat Lucjan i bratowa Antonina Podwisińska również byli artystami sceny lwowskiej. Syn Stanisława Dobrzańskiego – Julian, poszedł w ślady ojca i wraz z żoną Zofią Książyk – święcili triumfy aktorskie na scenach Wilna, Poznania, Krakowa i przede wszystkim Lwowa. Córka Stanisława, a wnuczka Jana Dobrzańskiego – Stanisława wyszła za mąż za śpiewaka operowego Adama Ludwiga. Z teatrem związały się ich córki – Ewa, a przede wszystkim Barbara Ludwiżanka, żona Władysława Hańczy, którą pamiętamy z wielu ról filmowych, telewizyjnych i teatralnych.

Ostatnimi z żyjących potomków Jana Dobrzańskiego są Jacek Jan Bańkowski, jego córka Magda i wnuk Witold.  Pan Jacek – prawnuk Adeli, drugiej córki Jana jest nestorem polskiej informatyki, w swoim czasie był najmłodszym profesorem w Polsce (tytuł profesorski uzyskał w wieku 33 lat). Wraz z żoną Anną, pisarką i tłumaczką,  pielęgnują pamięć o przodkach. Tych najbliższych: ojcu Kazimierzu Emilu – podporuczniku w armii Andersa, dowódcy plutonu łączności w bitwie pod Monte Casino; dziadku Janie Sewerynie – honorowym obywatelu miasta Halicza, prababce Adeli, która wyszła powtórnie za mąż za poważanego dyrektora sanockiego gimnazjum – Włodzimierza Bańkowskiego, o przygarniętej przez nich siostrzenicy, sierocie po Celinie Dobrzańskiej – a w przyszłości dzielnej i szanowanej nauczycielce sanockiego Gimnazjum im. Królowej Jadwigi i wreszcie o tych dalszych, po których w domowym archiwum zachowały się liczne pamiątki.
Wiele z nich dotyczy urodzonego w Bieszczadach, sławnego niegdyś na całą Galicję, a dziś całkiem zapomnianego Jana Dobrzańskiego, króla Jana IV.

 

Anna i Jacek Bańkowscy<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
Autograf J.Dobrzańskiego<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
Barbara Ludwiżanka i Władysław Hańcza<br/>fot. TVP/PAP Z. Januszewski
fot. TVP/PAP Z. Januszewski
Grobowiec Dobrzańskich na Łyczakowskim<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
Jan Dobrzański.<br/>fot. z archiwum rodziny Bańkowskich
fot. z archiwum rodziny Bańkowskich
Stanisław Dobrzański<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
Teatr Skarbkowski we Lwowie -obecnie Teatr Dramatyczny im. M. Zańkoweckiej.<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
 Młody Dobrzański<br/>fot. rys. S. Morawski [w:] W. Zawadzki Pamiętniki życia literackiego w Galicji
fot. rys. S. Morawski [w:] W. Zawadzki Pamiętniki życia literackiego w Galicji
Barwna wkładka w "Dzienniku Mód Paryskich", pierwszego poważnego pisma literackiego we Lwowie<br/>fot. Renata Różycka-Franczak
fot. Renata Różycka-Franczak
autor: Renata Różycka – Franczak