Ustrzyki Dolne
niedziela, 21 sierpnia 2016

Zima 17 drwali – co się z nimi dzieje?

Zima 17 drwali – co się z nimi dzieje?<br/>fot. arch. E. Marszałka
fot. arch. E. Marszałka

Mieli być „drożdżowym zaczynem osadnictwa w Bieszczadach”. Co się z nimi stało? Jak potoczyły się losy 17 drwali z reportażu Jerzego Woydyłły? Spróbujmy wspólnie się dowiedzieć.

Prezentujemy państwu artykuł „Zima 17 drwali”z magazynu „Dookoła świata”, nr 24 z dnia 12 czerwca 1960 r. autorstwa Jerzego Woydyłły. Jego skan trafił w nasze ręce, dzięki uprzejmości Edwarda Marszałka, rzecznika Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Również on poddał nam pomysł na to, by spróbować znaleźć bohaterów tego artykułu. - Próbowałem kiedyś ich znaleźć, ale niestety nie udało mi się. Byłem nawet w Rajskiem, ale tam nikt nie mógł mi pomóc. Gazeta Bieszczadzka ma większe możliwości, może uda wam się odnaleźć tych ludzi i sprawdzić jak potoczyły się ich losy – mówił w rozmowie z Gazetą Bieszczadzką Edward Marszałek.
Niestety, autor artykułu podał ich imiona, wiek oraz miasta z których pochodzili, ale nie podał jednak nazwisk. Mamy nadzieję, że nasi czytelnicy pomogą nam w rozszyfrowaniu losów drwali ze Smereka.

Oto historia bazy ludzi... żywych anno 1960.
Bieszczady, jak się okazuje, nie tracą siły magnesu...

Właśnie - zima. Reportaż o „wiośnie 17 drwali” ukaże się później, w chwili, gdy drwale nie będą już drwalami...
O kim mowa? O 17 młodych ludziach, którzy jesienią 1959 roku postanowili pozostać w Bieszczadach. Stworzyli młodzieżową kolonię, w której wszystko jest wspólne - praca, zarobki, żywność. I kłopoty.
Prace znaleźli w lesie. Narzędzia kupili na kredyt. Uczyli się władania toporem i piłą. Nie mieli waciaków, letnie płaszcze nie chroniły przed deszczem i zimnem późnej jesieni.
Wstawali nocą, wypijali trochę gorącej, gorzkiej kawy i o brzasku szli do lasu. Nim wracali do swego baraku, jak oni podszytego wiatrem, było już ciemno. Suszyli przemoczone ubrania, gotowali kolację, walili się na posłania śmiertelnie znużeni.
Dzień wypłaty stał się ich małym świętem. Dużo tego nie było, ale każda wspólnie zarobiona złotówka, miała ogromną wartość.
Pierwsze mrozy i śniegi rozbiły grupę. Trzech nie wytrzymało. „Wyleczyliśmy się z Bieszczad” - powiedzieli przy kolacji. Dostali pieniądze na drogę. Rankiem ich już nie było.
Był to etap Rabego (leśnictwo koło Baligordu). Przed nowym rokiem pojechali do Zespołu Nadleśnictw w Sanoku. Powitani ich życzliwie. Prosili o przeniesienie w trudniejszy teren, dalej w głąb Bieszczad. Zaproponowano im Smerek: od kolei 75 km, autobusu (jeśli kursuje) - 45, poczta - 25, do sklepu - 4. Zgodzili się.
5 stycznia byli już w Smereku.

Dni Głodu i Chłodu
Mieli co chcieli - jeszcze gorsze niż w Rabem warunki: oddaleni od ludzkich siedzib, zdani tylko na własne siły. Niedługo spadł śnieg, ścisnął mróz - nawet wilki wyniosły się w inne okolice.
O świcie brnęli po pas w głębokim śniegu, bu dotrzeć na porębę. Szczerbiły się topory, piły traciły zęby - buk, gdy zmarznięty twardszy jest od stali.
W lutym dostali 3 piły mechaniczne - doceniono ich pracę.
Z jedzeniem było różnie. Mają za sobą dni ciężkiego głodu. Nie poszli wtedy do pracy, oszczędzając siły. Szczytem dobrobytu był potem chleb z margaryną, kasza gotowana na gęsto z makaronem, kawa zbożowa lub herbata z malinowych łodyg, po osiem papierosów dziennie. Nie brakło im tylko książek - czytają zapamiętale.

Kim są?
Nikt ich tu nie przysyłał, nikt nie namawiał. Przywędrowali sami z różnych stron kraju, rezygnują z wygodnej często egzystencji i dobrych zarobków.
Czego szukają? Co ich przywiodło? Kim są ci młodzi, lecz już dojrzali ludzie? Oto oni - skąd przyjechali, ich wiek, wykształcenie, zawód, ostatni zarobki, motywy przyjścia do zespołu:
Andrzej - z Warszawy, 20 lat, 10 klas, laborant, 1000 zł: „chciałem oderwać się od wódki i półświatka i ustabilizować życie”.
Stanisław - z Radomia, 34 lata, matura, zna się na wszystkim, głównie na rolnictwie, 1500 zł: „nie lubię miasta, lubię hodowlę".
Zbigniew - 19 lat, 10 klas, laborant, 900 zł: „w mieście tłok, nie ma szans na WSR, zainteresowałam się hodowlą”.
Zygfryd - z Tureszowa, 19 lat, 7 klas, rolnik, malarz, magazynier, 3000 zł: „dość miałem tam łatwizny”.
Zbigniew - z Poznania, 23 lata, magister chemii, 2200 zł: „tutaj czeka bardzo dużo konkretnej pracy”.
Ryszard - z Wrocławia, 19 lat, średnie, tokarz, 2600 zł: „chcę się usamodzielnić, tu są dobre warunki”.
Stanisław - repatriant z Marsylii, 18 lat, wykształcenie podstawowe, mechanik samochodowy i spec od maszyn rolniczych: „nie chciałem się obijać, tu bardziej się przydam”.
Janusz - z Bytomia, 19 lat, technikum leśne, operator kinowy (1300 zł), kierownik zespołu jazzowego (200- zł): „chcę poznać życie, prace, nauczyć się żyć w trudzie”.
Michał - z Chełmka, 18 lat, technikum leśne: „dość miałem kumpli, knajp i kawiarni, mówili - łobuz, leń, chcę pokazać, że mnie stać na więcej”.
Stanisław - z Bydgoszczy, 29 lat, średnie, specjalista od hodowli koni, 2800 zł: „osobiste przeżycia, chcę tu osiedlić się na stałe, założyć rodzinę".
Zygmunt - repatriant z ZSRR, 19 lat, 7 klas rolnik-hodowca, 800 zł: „wychowałem się na wsi, znam pracę, tu moje miejsce”.
Bronisław - z Chełmka, 20 lat, wykształcenie średnie, laborant, 1500 zł: „dopiero tutaj mam poczucie własnej wartości, wierze w swoje siły”.
Jeremi - z Warszawy, 32 lata, wykształcenie średnie, urzędnik, 2800 zł: „dość miałem już papierków”.
Janusz - z Chełmka, 18 lat, 7 klas, robotnik, 1900 zł: „mówili, że nie dam sobie rady, zobaczymy”.
Janek - z Wrocławia, 18 lat, 9 klas: „nie chciałem być ciężarem dla nikogo, chcę się usamodzielnić".
Edek - z Międzygórza, 20 lat, technik mechanizacji rolnictwa, traktorzysta 1600 zł: „uczyłem se pracy w rolnictwie”.
Zbigniew - z Łodzi, 24 lata, student WSE, urzędnik 1250 zł: „czułem się zawieszony w próżni, tutaj jestem potrzebny”.

Każdy z nich wiąże z zespołem swoje nadzieje, przyszłość. Traktują go jako szansę życiową. Stanisław z Marsylii chce sprowadzić rodziców, Janusz i Staszek myślą o szybkim ożenku.
Przepracowali w lesie kilka miesięcy. O efektach ich pracy mówi przedstawiciel nadleśnictwa.
„Początkowo szło im opornie, wydajność była niska, musieli się wdrożyć do nowej, ciężkiej roboty. Potem było lepiej. Wykonali 80 procent ogólnego planu pracy (pozyskania drewna - jak mówią fachowcy) leśnictwa Smerek. Ale kilkaset kubików czysto okorowanej papierówki, kilkaset drewna opałowego i tartacznego to nie wszystko. Pracowali przecież również przy oczyszczaniu lasu, przy tzw. zrywce ściętych pni, w akcji świątecznych choinek i sadzeniu drzew. Tego wysiłku nie da się wyrazić cyframi. Cenne jest nie tylko drewno, które wybywają z Bieszczad, ale przede wszystkim to, że tu są, że pracują, że zagospodarowali nam lennictwo i uporządkowali dużą połać lasu.”

Wielka szansa
Dziś jest ich już dwudziestu. Gdyby mogli przyjąć wszystkich kandydatów, a niestety nie mogą - byłoby kilkuset. Stali się znani i popularni, z całego kraju otrzymują dziesiątki lisów. Na każdy odpisują, często wyręczając rady narodowe w informowaniu o warunkach osadnictwa.
Otrzymują liczne zgłoszenia od młodych rolników i hodowców, którzy z rodzinami chcą do nich dołączyć. Piszą: czekamy, aż osiądziecie na stałe. Wtedy przyjedziemy. Jeśli nie w waszym zespole osiedlimy się w pobliżu.
Główny bowiem cel drwali z Bieszczadzkiego Zespołu Młodzieżowego to osadnictwo. Jeszcze na jesieni obiecano im opuszczony przez PGR-y majątek w Rajskiem nad Sanem. Wiosną mieli przejść „na swoje”. Dali bowiem dowód, że można im zaufać - dobrowolnie przeszli przez trudną próbę bieszczadzkiej zimy i pracy w lesie. Oby pamiętali o tym ci, którzy decydować będą o losach zespołu.
Zespół 17 drwali plany ma ambitne. Chce założyć nie tylko wzorowe gospodarstwo hodowlane. Postanowili również uczyć się, przerabiać zaocznie program szkół rolniczych i zootechnicznych.
Pragną stać się drożdżowym zaczynem osadnictwa w Bieszczadach. Mało bowiem jest tu ludzi, nawet w przeludnionych wioskach, którzy by chcieli iść samotnie w bieszczadzką pustkę. Przykład gromady działa jak magnes - w takim właśnie może osadnictwie leży przyszłość Bieszczad.
Drwale ze Smereka zrobili dla tej sprawy już wiele. Są nadzieją i szansą dla wielu potencjalnych osadników. Sukcesy i kłopoty zespołu śledzone są przez setki. Jeśli im się uda, powiedzie się innym.
Wiadomość z ostatniej chwili: podajemy nowy adres zespołu - Rajskie nad Sanem, poczta Wołkowyja. Drwale stali się osadnikami.

Prosimy wszystkich, którzy mają informację o tym jak potoczyły się losy drwali o kontakt z redakcja Gazety Bieszczadzkiej. ul. Rynek 17, 38-700 Ustrzyki Dolne, (013) 461-28-16 – email: redakcja@bieszczadzka24.pl

 

Autor artykułu Jerzy Woydyłło (ur. 9 marca 1930 w Poznaniu, zm. 1 lutego 2016), to polski dziennikarz i publicysta, uczestnik powstania warszawskiego oraz członek Szarych Szeregów.
W czasie okupacji niemieckiej był działaczem Szarych Szeregów. Podczas powstania warszawskiego walczył w szeregach kompanii B-2 – batalionu „Bałtyk” – pułku „Baszta” AK. Po wojnie był korespondentem prasowym oraz korespondentem Polskiego Radia i TVP w Belgradzie i Atenach (1973–1981). Piastował również funkcję rzecznika prasowego Polskich Linii Lotniczych LOT. Należał do Stowarzyszenia Autorów ZAiKS i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zmarł 1 lutego 2016 roku. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie[2].
odznaczony m.in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Armii Krajowej, Warszawskim Krzyżem Powstańczym i Medal za Warszawę.
(źródło Wikipedia)

Zima 17 drwali – co się z nimi dzieje?<br/>fot. arch. E. Marszałka
fot. arch. E. Marszałka
autor: oprac. jap