Ustrzyki Dolne
poniedziałek, 2 listopada 2020

Między szeptem a krzykiem – nasz patronat!

Między szeptem a krzykiem – nasz patronat!<br/>fot. Paulina Bajda
fot. Paulina Bajda

Na rynku muzycznym ukazała się kolejna płyta krakowskiego barda Mariusza Wdowina. Muzyk od lat zakochany jest w Bieszczadach, a teksty do jego piosenek ponownie napisała bieszczadzka poetka Mira Zalewska.

Mariusz Wdowin swoją karierę muzyczną rozpoczął npod koniec lat 90-tych w duecie gitarowym z Anią Chrobak oraz z nieistniejącą już krakowską grupą „Aslan”. Był wielokrotnie nagradzany na festiwalach muzycznych - jest m.in. laureatem Bazuny, Wrzosowiska, Bumerangu, Spotkania Bardów we Włocławku, Listobrania czy Giełdy ze Szklarskiej Poręby.

Artysta koncertował już chyba w całej Polsce m.in. w Gdańsku, Gdyni, Wejherowie, Gniewie, Gnieźnie, Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, Warszawie, Łodzi, Szklarskiej Porębie (np. Podczas Trójkowych Zaduszków z Poezją w 2000 r.), Olsztynie, Andrychowie, Kędzierzynie-Koźlu, Włocławku, Mirosławcu, Tczewie, Myślenicach, Siewierzu, w rozlicznych schroniskach górskich i w różnorodnych miejscach w Krakowie, między innymi na wieczorach poetyckich organizowanych przez Apolinarego POlka, czy Tomka Tesznara.

Wdowin jest też częstym gościem w Bieszczadach, gdzie odpoczywa i szuka inspiracji. Dzięki tym wizytom powstał album „Szepty gór” - do tekstów poety oraz leśnika Edwarda Marszałka.

Dzięki wspólnemu przedsięwzięciu z bieszczadzką poetką Mirą Zalewską zrealizował już dwa projekty muzyczne „Wyklęte anioły” i ostatnią „Między szeptem, a krzykiem”.

Na płycie „Między szeptem a krzykiem” znajdziecie piosenki zadedykowane Róży i Krzysztofowi Franczakom - twórcom galerii Barak, rzeźbiarzowi Bogumiłowi Sosze, fotografce Ince Wieczeńskiej, przewodnikom Marii i Stanisławowi Orłowskim oraz nieżyjącemu już poecie Ryszardowi Szocińskiemu.

Artysta o płycie:
„Piosenki na płycie można układać w różnoraki sposób - zależny od celu, jaki przyświeca wydaniu danej płyty. Dla mnie najważniejszą kwestią w układaniu piosenek na płytach jest spójność przedstawianej treści. Opowieść, która kryje się za odpowiednim ułożeniem piosenek, czy nawet wręcz ich doborem podczas tworzenia albumu, jest sprawą najważniejszą. Tylko dzięki temu mogę w pełni utożsamiać się z treścią, która na płycie jest prezentowana. Dzięki temu nie jest to zbiór przypadkowo wybranych piosenek, tylko jakaś ciągłość, jakaś historia, która jest warta pokazania jej dalej.

Między szeptem a krzykiem.

Płyta ta - stanowiąca zbiór piosenek do słów Miry Zalewskiej - jest niejako dalszym ciągiem opowieści z płyty „Wyklęte anioły”, ale o ile poprzednia płyta była mocno osadzona w Bieszczadach, przyrodzie, a także w ludziach tam mieszkających, o tyle ta płyta jest także spojrzeniem na świat z nieco innej perspektywy, nie tylko tej bieszczadzkiej. Jej charakter - zaczynając od powrotu na bieszczadzkie łąki i połoniny -meandruje poprzez przyrodę do ludzi, od ludzi do spraw ponadczasowych – takich jak dobro i zło, życie i śmierć, ukojenie i ból. Ostatnia piosenka z płyty „Wyklęte anioły” pt. „Chomik w karuzeli” była już pewną zapowiedzią, że będzie pewien odwrót w nieco inną stronę, a może nawet bardziej rozszerzenie kontekstu niż sam odwrót. Płyta „Wyklęte anioły”, zawierała w sobie m.in. temat poszukiwania swojego miejsca na ziemi, swojej wolności. „Między szeptem a krzykiem” idzie natomiast jeszcze dalej, staje pomiędzy ciszą a krzykiem, pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy światłem a ciemnością, a także podejmuje próby odnalezienia swojej roli w tym co dookoła, nie tylko w samym poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.

Między szeptem a krzykiem - myślę, że to jest to miejsce, gdzie większość z nas przebywa najczęściej -stąd środek płyty jest o ludziach właśnie, często o bardzo konkretnych, prawdziwych. Koncepcja jaka przyświecała mi podczas doboru wierszy Miry oraz ułożenia ich w program miała na celu stworzenie pewnej spójnej opowieści, z pewną gradacją emocji, ale takiej, która zakończy się mimo wszystko jakimś pozytywnym akcentem. Poznajcie zatem moją opowieść złożoną ze słów Miry Zalewskiej.

 

Pierwsza część płyty to cisza.

„Niech kwiaty rosną gdzie są.” W pierwszej piosence jest cisza, jednak ta cisza jest trochę z taką energią potencjalną zapowiadająca dalszy ciąg wydarzeń na płycie, której wyzwolenie może spowodować nieprzewidziane konsekwencje - „Jesienią anioły z gór wszystkich zabiorą do nieba”. Ale jest tam przede wszystkim poruszony ważny temat - temat przyrody, która dla mnie jest sama w sobie uosobieniem ciszy i harmonii. Piosenka niesie ze sobą ważne przesłanie - żeby nie psuć tego co jest dobre, idealne, potrzebne i piękne. Oczywiście przenieść to na szerszy kontekst można łatwo, jednak główny motyw - przyroda - jest tutaj niezwykle istotny.

Druga piosenka - „Miejsce szeptem zwane” - jest już kwintesencją opisu ciszy, spokoju, harmonii -piękny obraz prawdziwego miejsca gdzieś w Bieszczadach. To jest taki rodzaj ciszy, w którym wielu z nas chciałoby pozostać na dłużej, może nawet na zawsze.

„Ballada o Baraku”. Od trzeciej piosenki zaczynają się pojawiać konkretni ludzie - Galeria Barak - miejsce jak dla mnie również utożsamiane z ciszą, spokojem i harmonią, ale stworzonymi przez człowieka, nie przez Stwórcę. Piękna opowieść o tym miejscu, to taki jak dla mnie prawie powrót do świata dziecięcego, gdzie człowiek czuł się bezpieczny i radosny, do miejsca, gdzie nawet pies przybłęda znajdzie schronienie. Miejsce to jest miejscem prawdziwym (galeria znajduje się w miejscowości Czarna w Bieszczadach), stworzonym ponad 25 lat temu przez Różę i Krzysztofa Franczaków, ludzi z pasją, z marzeniami, które konsekwentnie realizują, ludzi przede wszystkim na ludzi otwartych.

Piosenka czwarta - „Bogu miły.” „W Balladzie o Baraku” zaczęli się pojawiać ludzie, a tutaj jest tego kontynuacja z bardzo wyraźnym odniesieniem do konkretnej osoby. Osobą tą jest niezwykły rzeźbiarz Bogumił Socha, człowiek z dużym ciepłem w sobie, twórca, artysta, który w tej piosence rzeźbi Jezusa - i w tejże piosence pojawia się już wątek, który zaczyna powoli wprowadzać do ciszy pewne głośne aspekty, pewne krótkie hałasy – „rzeźbią nie te ręce, które biczowały” (mocny fragment podkreślający ból i w pewien sposób także krzyk) „lecz delikatne ręce Bogumiła” (znów powrót do ciszy, Bogumił, który swoją łagodnością okiełznuje ból Chrystusa).

Piosenka piąta - „Szocińskiemu” - kolejny piękny obraz człowieka, który już miewał i upadki i wzloty, życie poety - Ryszarda Szocińskiego, człowieka, który pogrążył się w słowach, w wierszach i tam szukał swojej ciszy, swojego ukojenia.

Piosenka szósta - „Bieszczadzka dziewczyna” - jest chwilowym powrotem do spokoju przyrody - celowe przeciwstawienie i złamanie kontekstu muzycznego w środku prawie płyty i tonacja durowa, pieśń łagodna, jednak ten wiatr...

Piosenka siódma - „Idą jak życie ich prowadzi.” Życie dwojga ludzi -on to taki typowy człowiek Bieszczadów, zakapior, słucha głównie siebie, wypić lubi, ale kocha, kocha mocno, a ona nie stąd, ona jakby z innej bajki, ale i ona kocha go silnym uczuciem, a ludzie się dziwią - z jednej strony ktoś mógłby rzec, że jakoś nie pasują do siebie, ale miłość bywa głucha i idzie swoimi ścieżkami, a ich ścieżka życiowa, którą sobie sami obrali jest właśnie taka a nie inna i to właśnie na tej ścieżce czują się naprawdę szczęśliwi.

Wraz z każdą piosenką ta cisza robi się głośniejsza. Powoli nawet już ciszą być przestaje, robi się szmer, szept, nawet wręcz pewien zgiełk. Pojawia się piosenka ósma. „Sztuka fotografii” - to jest dla mnie pieśń, która doskonale pasuje do przełomu ciszy i krzyku - stąd też wziął się pomysł na tytuł płyty. To mniej więcej tutaj jest środek, w którym większość czasu jesteśmy. Fotografia jest tą dziedziną, która potrafi zatrzymać chwilę, w której się znajdujemy. A chwile owe są niejednokrotnie tymi chwilami, które zapamiętujemy na zawsze i które w nas zostają na całe życie. A chwile te są często zawieszone gdzieś między szeptem a krzykiem i to tutaj jest już coś „pomiędzy”, tutaj może znaleźć się już wszystko. Fotograf jest wszak człowiekiem, który jest pośrednikiem między rzeczywistością a chwilą w niej zawieszoną, próbuje na swój sposób oddać to, co w danym momencie zaistniało, czy to przyrodę, czy człowieka, czy wydarzenie, czy też i psa przy drodze, przez człowieka porzuconego....

I od tego momentu zaczyna się już krzyk. Krzyk wyrażany nie w pojedynczych hałaśliwych dźwiękach wydobywanych ze środka, tylko niejednokrotnie krzyk ciągły i przeraźliwy.

Druga część płyty to krzyk.

„Pies przy drodze” - jest to odwrócenie historii -zaczęliśmy od przyrody, która to człowiekowi tak naprawdę udziela gościny. W tej piosence natomiast okazuje się, że człowiek ten ów element świata natury, czyli w tym wypadku psa, który tak do niego się przywiązał, po prostu wywala na zbity pysk. I tutaj niszczenie, przed którym było ostrzeżenie w pierwszej piosence wraca, ale z siłą zwielokrotnioną, nie dotyczy już rośliny, ale wręcz przyjaciela. Zaczyna się ból.

„Wataha” - Znów odniesienie się do tego, że przyroda bez człowieka jest bardziej harmonijna, może się wszak okazać, że lepiej żyć wśród wilków niż wśród ludzi. Człowiek bywa podły i zły i często nie szanuje i nie docenia tego, co zostało mu dane.

 

„Ziemia” - to już jest krzyk wyjątkowo głośny -piosenka pokazuje, co człowiek robi właśnie z tym, co mu zostało dane, to już nie pojedynczy kwiat, czy pojedynczy pies, to cała ziemia.

„Męska modlitwa” - chyba nie trzeba pisać nic poza tym - „Piekło nie jest tam gdzie sądzisz”. Kontekst tego może być osadzony w zasadzie wszędzie -zarówno w tym, co człowiek robi z tym, co mu zostało dane, w tym, kto mu został dany, w tym, kogo ma wokół, czy wreszcie w swoich własnych problemach, lękach, bólu. To jest piosenka bardzo szeroka w interpretacji i tą szeroką interpretacją przechodzimy do zmagań człowieka z samym sobą, o czym opowiada już kolejna piosenka.

 

„Depresja tango” - ból, walka ze swoim wnętrzem, lęk. To już jest kwintesencja krzyku, własnego krzyku, kolizji ze swoim wnętrzem i z tym co poza nim.

„Piekło” - tutaj krzyk ma już swój finał. Piosenka „Depresja tango” zakończyła się śmiercią, tutaj jest jeszcze dalej. „Masz rozpaczać i lać łzy” – można odnaleźć tutaj niejako konsekwencje tego, jak się żyło. Skoro ktoś wybrał ścieżkę zła, to nie powinien się dziwić, że potem ma rozpaczać i lać łzy. I tak w nieskończoność.

I na koniec podsumowanie - dające nadzieję - „Zło dobrem zwyciężaj” - jest to próba wyciszenia się ponownie, zauważenie, że zło może być skutecznie zwalczane tylko dobrem. Dobro, dobro, dobro. O tym należy pamiętać i do tego należy dążyć. Dobro dla otaczającego nas świata, ale i dobro dla samego siebie, życie w zgodzie z własnym wnętrzem. Dążenie do harmonii. Takie dobro daje nam możliwość przejść przez to życie bez krzyku, w ciszy i wewnętrznym spokoju.

Życzę wszystkim miłego odbioru.

Mariusz Wdowin

Patronat: Stowarzyszenie Przewodników Turystycznych Karpaty

Patronat medialny: Gazeta Bieszczadzka

 

autor: oprac. paba


powiązane artykuły: