Ustrzyki Dolne
czwartek, 3 grudnia 2015

Saga w 7 plagiatach

Saga w 7 plagiatach<br/>fot. Jerzy Lubas
fot. Jerzy Lubas

W spektaklu „Wyżej niż połonina. Saga w 6 aktach” dwie postacie nie są fikcyjne. Opisani w scenariuszu jako: „ON (Jędrek)” i „ONA JEGO (Grażyna)”. Autor scenariusza i reżyser spektaklu Tomasz Antoni Żak na stronie internetowej swojego teatru „Nie teraz” napisał m.in.: Czymś przecież trzeba wypełnić miejsce po wypalonych marzeniach i wyrzuconej za drzwi miłości. I o tym właśnie jest „Wyżej niż połonina” O tym, co ludziom się zdarzyło i zdarza. O tym, co ludziom znów się zdarzyć może. Czy to Jędrkowi Wasielewskiemu-Połoninie, czy mnie, czy Tobie. I wiecie, Moi drodzy, to się chyba właśnie udało!

To się tylko wydawało, że się udało, dopóki nie poszedłem obejrzeć tego spektaklu. Autorowi scenariusza i reżyserowi w jednej osobie Tomaszowi Żakowi zapewne nie tylko marzenia się wypaliły, kiedy po spektaklu podszedłem pogratulować mu plagiatu i aroganckiego potraktowania pamięci człowieka, który był moim Przyjacielem.

Nie ma wątpliwości, po wypowiedziach T. Żaka i wielu wywiadach prasowych, jakich udzielił, kim są w tym spektaklu Jędrek i Grażyna. To nie jakieś wydumane postacie, lecz konkretni ludzie Andrzej i Grażyna Wasielewscy mieszkający kiedyś w Bieszczadach. Na końcu jednego z materiałów prasowych zamieszczono informację: Wsparcie merytoryczne Andrzej Potocki, znawca Bieszczadów. Na stronie internetowej Teatru im Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie napisano: Realizatorzy dziękują Andrzejowi Potockiemu, znawcy Bieszczadów. Więc pytam, jakim prawem pojawia się tam moje nazwisko.

Otóż ja pana Żaka nie wspierałem merytorycznie ani pozamerytorycznie, a to, że dwa razy rozmawialiśmy ze sobą, nie oznacza, że może podpierać swoją, w mojej ocenie chałturę, bo nie spektakl, moim nazwiskiem. Nikt nie konsultował ze mną scenariusza ani tym bardziej nie uzyskał zgody na posługiwanie się moim nazwiskiem.

Gdybym ja miał z tym cokolwiek wspólnego, to nie dopuściłbym do takiego draństwa, jakim jest posądzanie Jędrka Wasielewskiego Połoniny o przestępstwo, na gruncie obecnie istniejącego prawa, jakoby zmusił żonę do usunięcia ciąży. Jędrek z powodów biologicznych nie mógł być ojcem. Przypisywanie mu zmuszenia żony Grażyny do aborcji ich własnego dziecka jest bezczeszczeniem Jego pamięci.

Tomasz Żak w swoim, pożal się Boże, spektaklu zrobił z niego przestępcę, niezrównoważonego emocjonalnie bieszczadzkiego menela. Okradł go z ludzkich uczuć. Być może ludzka tragedia wydała mu się zabawna, skoro Marianowi Łagowskiemu zwanemu Jurandem, niewidomemu na jedno oko chce podarować drugie szklane oko dla Juranda, człowiekowi, który nie mógł mieć potomstwa, każe wyrzucać ciężarną żonę z domu z kurwami i na kopach i naigrywa  się ze śmiertelnej choroby swojego ojca.
Kwestia Andrzeja w spektaklu: „...na poczcie z kabiny gadam z domem, i matka mówi, że ojciec umiera. - To co on jeszcze żyje? Zacząłem się śmiać… taki żart miał być…
W książce pt. „Bieszczadzkie przypadki Jędrka Wasielewskiego Połoniny” przytoczony jest list, jaki Andrzej w grudniu 1991 r. napisał do ojca:

Dobry wieczór.
Piszę do Ciebie przed Wigilią, abyś się dobrze poczuł przed choinką i wziął skrzypce (chociaż symbolicznie) do ręki i zagrał tę kochaną kolędę. I abyś wybaczył mi Twoje łzy. Widzisz z biegiem lat i dni moje myśli nie są już tabunem koni rozpędzonych i wszystko, co Cię bolało, również mnie bolało. Mówią o mnie, że jestem precyzyjny, zadziwiam ludzi precyzją maleńkich szczegółów. Wiem, że i Ty się nacierpiałeś poprzez swoją delikatność i wrażliwość. Dziękuje Ci za Twoje świąteczne słowa, za myśli, które grzeją. I to ciepło zostanie we mnie. Ja zawsze mam przy sobie harmonijkę, zagram Naszą Kochaną Kolędę. Tę, którą mnie raz nauczyłeś. Całuję Cie mocno i myśl o mnie dobrze. Ściskam Twoje skołatane serce. Twój Adej.

Andrzej darzył ojca szczególną atencją. Matka Andrzeja żyje, ma ponad 90 lat. Wspominając o nim, napisała: Otrzymywałam od niego piękne listy z Bieszczadów. Umiał tak plastycznie opisywać różne wydarzenia: wystawy, kulig oraz swoje odczucia. Był oczytany, miał piękny styl.

Ten nieudaczny spektakl jest jedną wielką drwiną z człowieka, z Jędrka Wasielewskiego-Połoniny, który miał być jego głównym bohaterem. I jeszcze jedno – Jędrek nigdy nie wyparł się Boga.

Kwestia Andrzeja w spektaklu: Rodziców zostawiłem, Boga się wyparłem. Swoje dziecko kazałem zabić… Andrzej Wasielewski został pochowany w obrządku rzymskokatolickim na cmentarzu w Kulasznem. Zdecydowana większość jego twórczości ma charakter sakralny, jak choćby rzeźbione Drogi Krzyżowe w kościołach w Średniej Wsi i Woli Michowej; kilkanaście wyrzeźbionych i namalowanych Madonn, pięknie rzeźbione kapliczki…

W jednej z gazet napisano: Przemysław Sejmicki w nieśmiertelnym kowbojskim kapeluszu, bandanie, chudy – zdaje się Jędruś Połonina jak żywy, przed laty król bieszczadzkiej bohemy, który na koniu wjeżdżał do knajpy i nigdzie dłużej nie zagrzał miejsca. Mariola Łabno-Flaumenhaft, świetna w roli jego żony Grażyny. Szkoda, że aktorzy grający ich role, nie chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o Andrzeju i Grażynie ponad to, co zaproponował im pan reżyser. Jeszcze większym smutkiem napawa fakt, że wielu ludzi z Bieszczadów dało się wciągnąć w ten chochli taniec na grobie Jędrka dotowany w dodatku przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

(Więcej w GB 24)
 

autor: Andrzej Potocki


powiązane artykuły: