Ustrzyki Dolne
poniedziałek, 4 listopada 2019

Tylko będąc prawdziwym jest się wiarygodnym

Tylko będąc prawdziwym jest się wiarygodnym

Z Marcinem Sceliną - botanikiem, leśnikiem z Nadleśnictwa Baligród, współautorem książki „Zanim wyjedziesz w Bieszczady”, rozmawia Mira Zalewska.

Mira Zalewska: - Tyś jest jednym z dwóch najbardziej znanych w Polsce leśników i ukochany botanik internautów. Coś dodasz?
Marcin Scelina:
- Nic ponad to, że jestem zwykłym, szarym człowiekiem.
M.Z.: - Aha, zwykłym chałup nie dają!
M.S.:
- Nie do końca dali. Jest to służbowe mieszkanie. To jest leśniczówka z lat pięćdziesiątych, należy do Nadleśnictwa Baligród, a my mieszkamy tam od dziesięciu lat. Pierwszy raz widziałem ten dom jako dzieciak, w końcu lat osiemdziesiątych.
M.Z.: - To ty bieszczadzki jesteś z urodzenia? Bo czytałam, że przyjezdny jednak.
M.S.:
- Urodziłem się w Kłodzku, ale moja mama, tak jak jej przodkowie z okolic Leska pochodzi.
M.Z.: - Kiedy postanowiłeś wrócić?
M.S.:
- Nie ja postanowiłem, rodzice tu się przeprowadzili, właśnie kiedy miałem niecałe cztery lata.
M.Z.: - I już wówczas interesowałeś się przyrodą, prawda?
M.S.:
- Przez to, że rodzice byli nauczycielami, dużo czasu spędzałem w leskiej szkole drzewnej, która miała bardzo bogatą bibliotekę. Po lekcjach, czekałem na rodziców w bibliotece lub w kantorku najczęściej czytając książki, zwykle przyrodnicze. Potem poszedłem do technikum leśnego.
M.Z.: - Już wtedy planowałeś studia przyrodnicze?
M.S.:
- Różnie planowałem. Kiedy myślałem nad tym, co będę robił po szkole, przez chwilę chciałem być naukowcem, jednym z pomysłów było nawet zostanie Jezuitą.
M.Z.: - To ty taką bardziej kontemplacyjną naturę masz! Czemu zmieniłeś zdanie?
M.S.:
- No, może gdyby nie celibat, to bym nawet został w zakonie. Ale jakoś tak poszedłem w tematy pro rodzinne bardziej...
M.Z.: - Pro rodzinne powiadasz? A nie pro kobiece przypadkiem?
M.S.:
- No to się wiąże jakoś... Poszedłem na studia leśne, spokojnie sobie zgłębiałem arkana wiedzy przyrodniczej, leśnej, filozoficznej i różnej innej i zostałem wyhaczony przez moją obecną żonę.
M.Z.: - Czyli posiadłeś tajemnicę, że to jednak my, kobiety wybieramy mężczyzn, którzy nas wybierają. Zamieszkaliście razem już na studiach?
M.S.:
- Nie, coś ty, ja jestem stosunkowo tradycyjnym chrześcijaninem, więc spokojnie skończyliśmy studia, zaliczyliśmy staż, wzięliśmy ślub i dopiero wtedy zamieszkaliśmy razem. Ja miałem ten komfort, że byłem obdarzony wieloma talentami (śmiech) i z bardzo dobrym wynikiem skończyłem studia. Jako jeden z najlepszych studentów otrzymałem możliwość wyboru miejsca pracy w Lasach Państwowych.
M.Z.: - Wybrałeś Baligród, bo tam Kazimierz Nóżka pracował?
M.S.:
- Nie, nie znałem wówczas Kazia, a Baligród wybrałem, bo to jest najciekawszy przyrodniczo teren w Bieszczadach.
M.Z.: - To znaczy...
M.S.:
- Jest tu takie zjawisko geologiczne „łuska Bystrego”, czyli miejsce, gdzie na powierzchnię wychodzą najstarsze i najbardziej zróżnicowane utwory geologiczne w Bieszczadach, inne niż gdziekolwiek ukształtowanie terenu, urwiste, strome góry jak Jawor, Dzidowa, Woronikówka, słynie też ten teren ze źródeł mineralnych. Tam, jednocześnie z dala od i blisko do cywilizacji zamieszkaliśmy.
M.Z.: - Masz w tej leśniczówce trzy piękne kobiety.
M.S.:
- Żonę i dwie córki.
M.Z.: - Córki przyrodniczkami będą?
M.S.:
- Nie wiem, jak zechcą, niczego im nie narzucam, nie sugeruję.
M.Z.: - Ale kiedy obydwoje rodzice to leśnicy, siłą rzeczy w domu dominujące tematy, to zawodowe. Czy nie?
M.S.
: - Wiadomo, że czasem przynosi się jakieś sprawy z pracy do domu i rozmawia o nich. Ma to swoje plusy i minusy. Łatwiej mi rozumieć problemy żony.
M.Z.: - A jej twoje?
M.S.:
- Kobietom zwykle jest trudniej. Ja traktuję pracę utylitarnie, nie uprawiam ideologii zbawiania świata poprzez wycinkę czy tam hodowlę lasów, łatwiej mi odciąć się po powrocie do domu. Ogólnie staramy się wystrzegać, żeby życia rodzinnego sobie nie zatruć, bo nadmiar takich rozmów zawodowych może rodzinę wykończyć.
M.Z.: - Nie da się rozmawiać o tobie, pomijając słynny duet zoo-botaniczny, który tworzysz razem z Kazimierzem Nożką. Macie 150 tys. fanów na stronie Nadleśnictwa na, a filmy, w których zazwyczaj Kazimierz jest operatorem a ty aktorem, choć bywa na odwrót, krążą po całym Internecie. Stałeś się sławny mimo woli, ale gdy cię ludzie rozpoznają nagle i nieoczekiwanie w miejscach dalekich od Bieszczadów, to jesteś uradowany?
M.S.:
- Raczej bardzo zaskoczony!
M.Z.: - Przykład proszę.
M.S.:
- Siedzę w aucie na przejściu granicznym w Użgorodzie. Kolejka długa, upał sakramencki, a tu podchodzą jacyś ludzie, witają się i mówią - panie Marcinie, nie spodziewaliśmy się spotkać pana tutaj. Jeszcze bardziej się zdziwiłem, kiedy mnie steward na pokładzie samolotu po imieniu przywitał.
M.Z.: - Takie są skutki prowadzenia strony na Facebooku, a jaki był początek?
M.S.:
- Już wcześniej działałem na forach internetowych, interesowało mnie jak przez takie media społecznościowe można ludzi aktywizować, przekuć aktywność na klikaniu polegającą w jakieś praktyczne działania.
M.Z.: - Konkret jakiś poproszę. Udało ci się kogoś do czegoś zaktywizować?
M.S.:
- Dawno temu, w końcu lat siedemdziesiątych PTTK zamontował na Łopienniku tablicę poświęconą Wincentemu Polowi, która zaginęła. Po latach została odnaleziona przez przewodników i do 2008 roku leżała na strychu w Nadleśnictwie. Jako że jestem dość cherlawego zdrowia, sam nie dałbym rady jej wynieść na szczyt, więc ogłosiłem w Internecie, gdzie i o której jest zbiórka osób chętnych do pomocy. Zgłosili się ludzie z Tarnowa, z Krakowa, Rzeszowa, których wcześniej nie znałem. Wnieśliśmy płytę, cement, zamontowaliśmy tablicę i teraz, co roku, tego dnia wychodzimy na Łopiennik sprawdzić czy tablica jest na miejscu.
M.Z.: - I ten sukces cię zachęcił do stworzenia na FB strony Nadleśnictwa.
M.S.:
- Tak, chcieliśmy pokazać zwyczajnym ludziom na czym polega praca leśnika, co można zobaczyć lesie, jak spędzać czas. Miało być na rok, a trwa do dzisiaj.
M.Z.: - W waszym duecie Kazio zwykle zadaje pytania, a ty odpowiadasz. Spolegliwy jesteś przy tym bardzo.
M.S.:
- Tak już jest, że ktoś musi wiedzieć wszystko...(śmiech)
M.Z.: - Wracamy do ciebie. W domu przesiadujesz przy komputerze i nad stroną pracujesz?
M.S.
: - Nie, bo w mojej wsi Internet nosi się w wiadrze (śmiech), ale nie narzekam na wykluczenie internetowe.
M.Z.: - Rodzina tez pewnie nie narzeka, bo mają tatę do dyspozycji.
M.S.:
- Ja jestem bardzo pro rodzinny, więc zagrożenia, że siedziałbym przy komputerze zamiast z córkami i z żoną to nie ma.
M.Z.: - Skoro o żonie mowa... Oświadczałeś się jej z bukietem przez siebie zebranym z łąk, czy poszedłeś na łatwiznę i z różą w zębach klęczałeś?
M.S.:
- Oświadczałem się jak trzeba, nie będę o tym rozpowiadał. Ważne, że mnie nie odrzuciła.
M.Z.: - O tobie zatem: ani spotkania z ludźmi w ramach promocji książek, które współtworzyłeś, ani wizyty w studiu telewizyjnym w stolicy i występy przed ogromną, telewizyjną publicznością nie krępują cię, zawsze jesteś swobodny, nieskrępowany, przez co wypadasz bardzo wiarygodnie.
M.S.:
- Kiedy człowiek jest sobą, naturalnym i autentycznym, to zawsze wypada wiarygodnie. Trzeba zaakceptować siebie, możliwości i ograniczenia, nie wymagać od siebie rzeczy niemożliwych. Pozowanie na kogoś lepszego, udawanie kogoś kim się nie jest kończy się zawsze katastrofą.

fot. arch. pryw. Marcina Sceliny

Cały wywiad w GB nr 22 - przypominamy, że nasz dwutygodnik można kupic równiez w formie PDF

 

Tylko będąc prawdziwym jest się wiarygodnym
autor: ZM


powiązane artykuły: