Ustrzyki Dolne
środa, 24 lipca 2019

Ważne, by to co robię, przynosiło efekty

Ważne, by to co robię, przynosiło efekty

Z Michałem Matuszewskim, pochodzącym z Myczkowa, artystą muzykiem, wokalistą, absolwentem pedagogiki społeczno-opiekuńczej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Edukacji Artystycznej w zakresie Sztuki Muzycznej w PWSZ Sanok, terapeutą, działaczem społecznym i wolontariuszem rozmawia Mira Zalewska.

Mira Zalewska: - Przyjmując zaproszenie do rozmowy, powiedziałeś - lubię wyzwania!
Michał Matuszewski:
- Zgadza się. Całe życie na wyzwaniach bazuję!
M.Z.: - To cieszę się bardzo, bo zamierzam odkryć kilka Twoich tajemnic bezceremonialnie.
M.M.:
- Proszę bardzo.
M.Z.: - To zacznijmy od tej największej: co cię łączy ze Stephenem Perry?
M.M.:
- (długa chwila milczenia)
M.Z.: - Halo! Tajemnice mieliśmy odkrywać...
M.M.:
- (cisza)
M.Z.: - To ja zdradzę! Stephen Ray Perry – starszy pan, amerykański artysta muzyczny, urodzony w 1949 roku, 28 miejsce na liście stu największych wokalistów wszech czasów. Pierwszym, co was łączy, jest barwa głosu zwana tenor altino. Mówią o niej, że przypomina barwę głosów kastratów. Co ci się Michale z głosem porobiło?
M.M.:
- Nie mam pojęcia. Sprawdziłem, czy nie jest to związane z jakimiś zaburzeniami hormonalnymi, ale badania wykazały, że nie. Nie byłem jeszcze u foniatry, więc może jest coś nie tak z krtanią. Wiem, że to rzadka barwa, ale z roku na rok widzę obniżanie się głosu, stopniowe, ale sukcesywne. Jednak w czasie śpiewania jestem w stanie wciąż wyciągać bardzo wysokie dźwięki.
M.Z.: - No wiem, słyszałam, podobnie jak ponad miliony widzów programu Must Be The Music, ale o tym potem. Teraz powiedz, kto i kiedy odkrył, że nie zwyczajny z ciebie wokalista?
M.M.:
- Dopiero kiedy pojechałem na studia do Krakowa, dwie koleżanki zachwyciły się moim śpiewem i nakłaniały mnie, żebym...
M.Z.: - Bez żartów! Chodziłeś do szkoły muzycznej, a trzeba było koleżanek ze studiów żeby ktoś dosłyszał tenor altino?
M.M.:
- Był jeden nauczyciel w szkole muzycznej w Sanoku, który zwrócił uwagę. Uczył mnie gry na fortepianie. W ćwiczeniówce, kiedy grałem i śpiewałem, wszedł do sali sądząc, że to dziewczyna śpiewa i zdziwił się, że to jego uczeń.
M.Z.: - Jak się nazywał ów mądry nauczyciel i co zrobił ze swoim odkryciem?
M.M.:
- Pan Jerzy Kuńczyk. Nalegał, żebym podjął lekcje śpiewu u pani Moniki Brewczak, ale ja zrezygnowałem.
M.Z.: - Bo?
M.M.:
- Bo wiele osób powiedziało mi wtedy, że należy pozostawić tę barwę głosu taką naturalną, jaka jest, nie zniekształcać jej techniką, bo specyficzna „naturszczykowość” mojego jest warta pozostawienia.
M.Z.: - Stephen Perry też swojego głosu nie poddawał „obróbce”, ale jemu doradzali fachowcy, nie koleżanki ze studiów.
M.M.:
- Mnie też doradzali fachowcy. Elżbieta Zapędowska, raczej zna się na muzyce i na emisji głosu, prawda?
M.Z.: - Mam nadzieję. Skoro o pani Zapędowskiej mowa - po programie naopowiadałeś  dziennikarzom, że cytuję: byłem zaskoczony, że w ogóle dotarłem do finału. To po coś tam pojechał, skoro nie liczyłeś na finał, podkochiwałeś się w Korze czy kim tam jeszcze zza tej lady?
M.M.:
- Nie (śmiech), to był naprawdę przypadek. Koleżanki zachęcały mnie, żebym poszedł na casting, który odbywał się w Krakowie. Opierałem się tym namowom, obawiałem się tego, że mieszkam gdzieś w Bieszczadach, tego, że mój głos będzie odebrany negatywnie w Polsce. Nie zgłosiłem się na casting.
M.Z.: - A podobno lubisz wyzwania?
M.M.:
- Wtedy właśnie polubiłem, po udziale w programie (śmiech). Kiedy okazało się, że można wysłać zgłoszenie przez Internet, nagrałem słabej jakości kamerą jak śpiewam „Człowieczy los” Anny German i wysłałem. Po kilku dniach zadzwonił telefon i zaproszono mnie od razu przed kamery, wprost do Warszawy, dlatego był duży stres i niepewność, czy rzeczywiście spodobało się to, jak śpiewam, czy może będzie to tylko robienie show na osobie z Bieszczad.
M.Z.: - Skończyło się dobrze, opowiadałeś o tym wiele razy, kto chce przeczyta w Internecie. Skutkiem było dziewięćdziesiąt koncertów w całej Polsce. Powiedz mi jeszcze czy czujesz się artystą?
M.M.:
- Coraz bardziej.
M.Z.: - To dobrze, bo chcę cię zapytać, kiedy przestaniesz supportować a sam wybierzesz sobie kogoś kto będzie śpiewał przed tobą na koncercie i którego muzyka wtedy zaprosisz?
M.M.:
- Nazwisk nie wymienię, na pewno będzie to ktoś bliski mojemu myśleniu muzycznemu. Na pewno osoby, które szanują tekst i traktują słowo na równi z muzyką, raczej ktoś początkujący.
M.Z.: - No i dobrze, będę śledzić twoją karierę artystyczną, kiedy już znajdziesz się na liście 100 najlepszych wokalistów obok Stephena Perrego, raz dwa o tym napiszemy. A teraz o pracy swojej opowiedz, bo tam to dopiero wyczyniasz rzeczy godne laurów. Jesteś terapeutą.
M.M.:
- Tak. Zaczęło się od występów w Domu Pomocy Społecznej dla powstańców warszawskich.
M.Z.: - Niech zgadnę - charytatywnych?
M.M.:
- Tak, charytatywnych.
M.Z.: - To też cię łączy ze Stephenem Perrym, który charytatywnie występował nie raz. Ale mów o powstańcach.
M.M.:
- To było bardzo wyjątkowe przeżycie dla nas wszystkich, bo bardzo długo utrzymywaliśmy kontakt po tych spotkaniach i wiem, że pozostało ono nie tylko w mojej pamięci. Wtedy też nawiązałem kontakty, które zaowocowały propozycją pracy dla mnie w Domu Pomocy Społecznej w Krakowie.
M.Z.: - Którą przyjąłeś i choć zarabiasz tam na życie, więc robisz to za pieniądze, to jednak nie dla pieniędzy. Mam rację?
M.M.
: - Tak.
M.Z.: - Wprawdzie w gazecie trudno pokazać emocje, ale proszę cię, opowiedz nam o swojej pracy z taką wrażliwością, miłością do ludzi, zaangażowaniem i błyskiem w oku, z jakimi ją wykonujesz. Wywiedziałam się tego zbierając o tobie informacje, byłam pod wrażeniem i wzruszeniem wielkim i mogłabym sama, pięknie a nawet rymem opowiedzieć, ale to nie ze mną rozmowa, więc skup się i mów co, jak i z jakim skutkiem robisz, bo to Clou tej publikacji będzie.
M.M.:
- Narzędzia mojej pracy to głos i muzyka. Jestem terapeutą 260 osób z wieloma problemami, poczynając od trudnych środowisk rodzinnych, nałogów, ciężkich chorób ciała, po psychosomatyczne. Każda z tych osób to oddzielna historia życia, inna opowieść o dramatach i cierpieniach. Każdy przeżywa inaczej, inaczej reaguje, inaczej przyjmuje swój los.
M.Z.: - Znasz wszystkie 260 opowieści? Pytam, bo znam terapeutów wchodzących z metodą i narzędziem od razu, nie skupiają się na przeszłości tylko działają by przyszłość pacjenta uczynić znośniejszą.
M.M.:
- Wiem, ale w tym przypadku ważne jest bardzo dogłębne poznanie, co jest źródłem problemów. Każda z tych osób wymaga innego wsparcia, różne są ich oczekiwania i reakcje, a ja muszę to wszystko wiedzieć, żeby każdej osobie pomóc możliwie skutecznie. Jestem przeciwny nadmiarowi dokumentów, opisywaniu, dokumentowaniu każdego przypadku, bo dla mnie to nie są przypadki, ale serca i dusze, niekiedy bardzo zranione, a świadomość, że mogę coś naprawić, zaleczyć, motywuje do poświęcania tyle uwagi ile potrzeba każdej osobie. To działa w dwie strony, ja dzięki temu w swoim prywatnym, codziennym życiu lepiej potrafię zrozumieć drugiego człowieka. Wiem, że trzeba się starać, by chcieć zrozumieć. Nawet wtedy, gdy postępowanie ludzkie wydaje się zupełnie niezrozumiałe, niemożliwe do zaakceptowania, należy założyć, że istnieje powód i trzeba go poznać.
M.Z.: - Sądzisz, że to jest właśnie mechanizm do pozbycia się braku tolerancji?
M.M.:
- Nie sądzę, wiem na pewno, że tak.
M.Z.: - Opowiedz jak to jest dokładnie, gdy „masz do dyspozycji” pacjenta.
M.M.
: - To nie ja jego, ale on mnie ma do dyspozycji. I poza szpitalem nie używamy określenia - pacjent, tylko mieszkaniec. Przychodzę i słucham, nie pytam, a jeśli to tylko żeby ułatwić opowiadanie, nie wypytuję, nie nalegam, nie dociekam. Pozwalam mu mówić o tym, o czym chce, potrzebuje mówić, a ja słucham. Nie kończy się na jednej rozmowie, zwykle wielokrotnie wracamy do tematu, trwa to czasem kilka tygodni aż usłyszę wszystkie „uzupełnienia”.
M.Z.: - A kiedy już siadasz przy klawiaturze, to grasz stały repertuar , przypadkowe utwory, czy to, o co proszą?
M.M.:
- A to jest ciekawe, uważam, bo jest tak, że każda osoba ma swoją piosenkę, ulubioną przez siebie, na którą reaguje. Wiedząc, że ta osoba jest na sali, wiem, dla kogo, a właściwie do kogo śpiewam. Wiem, że kiedy tę jej piosenkę zagram, poprawię komuś konkretnemu samopoczucie, że przeżyje to tak, jakbym odezwał się właśnie do niego i to go wewnętrznie bardzo buduje i nie wyjdzie z sali taki, jaki przyszedł, ale w dużo lepszej kondycji. Czuję się wtedy trochę tak, jakbym miał w dłoniach zbiór recept, które na pewno pomogą. Hm, właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie, że każdą z tych osób znam pod względem wrażliwości muzycznej.

(Cały wywiad w GB nr 15 - przypominamy, że istnieje możliwość zakupu PDF)

FOT. ARCH. MICHAŁA MATUSZEWSKIEGO

 

Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
Ważne, by to co robię, przynosiło efekty
autor: ZM