Ustrzyki Dolne
środa, 20 lutego 2019

Nie taki wilk straszny?

Nie taki wilk straszny?<br/>fot. Mateusz Matysiak - fotomatysiak.pl
fot. Mateusz Matysiak - fotomatysiak.pl

Mieszkańcy Bieszczad co raz częściej spotykają wilki w okolicach swoich domów. W Wołkowyi ludzie boją się puszczać dzieci same do szkoły. Nie doszło co prawda do ataku na człowieka, ale uważają, że realne zagrożenie jest. Większość mieszkańców jest przeciwna strzelaniu do tych drapieżników jednak uważa, że ich populacja powinna być w jakiś sposób kontrolowana.

W ostatnich tygodniach mieszkańcy Bieszczad, a w szczególności gminy Solina zaczęli alarmować media o wilkach, które pojawiają się w okolicach ich domów. Większość z nich jest przeciwna strzelaniu do tych drapieżników, jednak uważają, że ich populacja powinna być kontrolowana. Ludzie mówią też, że według nich wcześniej wilków było mniej i bały się ludzi, teraz nie dość że nie czują strachu przed człowiekiem, to systematycznie pojawiają się w biały dzień w centrum wiosek.
Jedną z osób, która niemal codziennie natrafia na ślady wilków jest Katarzyna Wilk z Wołkowyi. - Mieszkam w centrum wsi, na ulicy Słonecznej i nawet wczoraj widziałam wilka, który przechodził swobodnie obok domów. W ogóle się nas nie bał - mówi pani Katarzyna i dodaje, że z strachu przed drapieżnikiem co dziennie odprowadza swoją córkę do szkoły. - Realne zagrożenie jest. Nie jestem za tym, że trzeba do nich strzelać, może wystarczy wyłapać i wywieźć by sobie bytowały w terenie oddalonym od domów, ale coś z nimi trzeba zrobić, bo strach jest.

Dorota Kusz z Bóbrki wspomina, że stado kóz, które hodują wraz z mężem, w ubiegłym roku zostało zdziesiątkowane przez wilki. - Niestety z 10 matek i 14 młodych zostały nam 3 matki i 4 młode. Wcześniej był spokój, wypasaliśmy owce i nie dochodziło do ataków. Wilków jest jednak co raz więcej i nie może być tak, że to my będziemy się bać wilków a nie one nas - przekonuje. - Wilk to mądre zwierze, czuje, że mu z naszej strony nic nie grozi i jest mu dobrze. Ludziom z Polski, ekologom dobrze się o wilkach mówi, ale oni tu nie mieszkają. Oni za chwilę wyjadą, a my tu zostaniemy z tym problemem.

Ze względu na obawy mieszkańców, wójt Soliny Adam Piątkowski wystąpił do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska z wnioskiem o odstrzał wilka. W piśmie argumentuje, że niepokój mieszkańców wzbudzają w szczególności dwa basiory, które od końca stycznia cały czas pojawiają się pomiędzy zabudowaniami Wołkowyi. Jak pisze „wilki przebywają koło kościoła, bytują pomiędzy budynkami mieszkalnymi w ciągu dnia (godziny obserwacji aktywności zwierząt 9.30, 14.30 oraz wieczór). Ponadto wilki zjadły co najmniej 3 psy na posesjach prywatnych, nie boją się ludzi”. Jeśli GDOŚ się zgodzi na odstrzał, to jeszcze w lutym jeden z basiorów zostanie odstrzelony. Wójt podał też metodę alternatywną czyli odłowienie wilków przez RDOŚ i przetransportowanie ich w inny rejon, gdyby zgody na odstrzał nie było.

Nie wpadajmy w panikę
Bartosz Pirga, specjalista ds. monitoringu fauny z Bieszczadzkiego Parku Narodowego, który od lat zajmuje się tymi drapieżnikami przyznaje, że wilki od zawsze pojawiają się w okolicach siedzib ludzkich. - Zawsze ginęły psy i zawsze ginęły owce, tych szkód w tym roku jest jednak niewiele więcej niż w poprzednim. Ale w porównaniu z latami 2014 i 2015 liczba szkód wśród zwierząt gospodarskich jest mniejsza (odpowiednio 216 i 184 przypadki do obecnych 177) i to są oficjalne dane z RDOSiu. Liczba ataków na zwierzęta gospodarskie wcale nie rośnie, a to, że wilki się pojawiają w rejonach siedzib ludzkich jest pochodną tego, że naturalnie występują na tym terenie. Szansa spotkania wilka jest większa, ale to nie wynika z tego, że one się nie boją ludzi czy się do nich przyzwyczaiły, tylko z tego, że większa jest penetracja terenu przez ludzi i szybszy przepływ informacji medialnych praktycznie o każdym przypadku.

Przyrodnik dodaje, że jego pies - chowany „wolnościowo” przeżył 14 lat. - Często się słyszy, że wilki „zjadły mi psa z łańcucha”. Kto chowa psa na łańcuchu? Jeżeli do takiej sytuacji ma dojść to dajmy przynajmniej psu szansę ucieczki przed wilkiem a nie skazujmy go życie na przykrótkiej uwięzi. Może lepsza śmierć od wilków niż taki żywot? - dodaje.

Przyrodnik wyjasnia, że sposób zachowania i aktywności zwierząt drapieżnych, to tzw. separacja czasowo-przestrzenna. - Wtedy kiedy jest najmniejsza aktywność ludzi występuje największa aktywność drapieżników. Czasem zdarza się, że widzi się wilka w dzień - nie jest to jednak żaden fenomen, nie wpadajmy w panikę, to normalne - uspokaja.

W 2018 i początkiem 2019 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Rzeszowie odnotowała 93 przypadki ataku wilków na zwierzęta gospodarskie. - Ale nie tylko, ponieważ ucierpiał również samochód... sztuk jeden... Z tego tytułu (szkód wilczych w dwóch bieszczadzkich powiatach) Skarb Państwa wypłacił ponad 120 tys. zł - wyjaśnia Łukasz Lis, rzecznik RDOŚ. - Od jakiegoś czasu notujemy telefony mieszkańców gmin Solina, Czarna, Baligród i Ustrzyki Dolne zaniepokojonych pojawiających się wśród zabudowy wilków. Warto zaznaczyć w tym kontekście, że wilki wyznaczając swój areał nie zważają na rodzaj użytku wpisany w ewidencji gruntów. Tak więc wieś może wchodzić w areał watahy.

Wójt Czarnej Bogusław Kochanowicz uważa, że w ostatnim czasie wilków w jego gminie jest więcej.
- Jest ich dużo i wychodzą poza tereny leśne. Od 28 stycznia mamy zgłoszone cztery przypadki w Polanie, Czarnej Górnej i Dolnej. Niedawno sam z pracownikami widziałem rano wilka jak biegł między domami - mówi wójt. - Na Radzie Gminy poinformowałem radnych, aby przekazali mieszkańcom, że wszystkie sytuacje związane z wilkami należy zgłaszać do gminy, na policję i dokumentować. My zgłosimy do RDOŚ, bo to podstawa by wszcząć postępowanie w tym temacie. Nie chciałbym jednak aby skończyło się to poranieniem jakiegoś mieszkańca przez tego drapieżnika, który zamiast uciekać będzie mu robił zdjęcie.

Wójt mówi, że jak się skończy luty, czyli okres godowy wilków, to może być ich rzeczywiście mniej w okolicach domów, ale gwarancji nie ma. - Wilk niech sobie spokojnie żyje, nic do nich nie mam, ale nie koniecznie w okolicach domów, a ja muszę dbać o mieszkańców gminy.

Czy może zaatakować człowieka?
- W teorii, w przypadku tych dużych drapieżników wszystko wydaje się nam możliwe, ale to tylko pozory przez nasz strach, który ma wielkie oczy, bo kształtuje się głównie pod wpływem bajek i plotek. Gdy jednak wziąć pod uwagę wcale nie przesadzając, moje setki już spotkań, sam na sam z wilkami, to żartuję sobie, że pewnie prędzej wpadnę w lesie pod samochód niż skrzywdzi mnie tam jakiś zdrowy dziki wilk. Spotykam się z różnymi wilkami ze wszystkich bieszczadzkich watah, czasem oko w oko, i nigdy nie odczułem z ich strony jakiegokolwiek realnego zagrożenia, nawet gdy byłem bardzo, bardzo blisko, za to ze strony dużych psów we wsiach niejednokrotnie - mówi Mateusz Matysiak - przyrodnik, biolog i leśnik, pracujący w Bieszczadach, na co dzień fotografujący i filmujący drapieżniki realizując autorski projekt „Bieszczadzcy Mocarze”.

Bartosz Pirga, który zawodowo zajmuje się tropieniem drapieżników i często przebywa nimi sam na sam, mówi, że nigdy nie spotkała go agresja z ich strony. - Behawior dużych drapieżników jest trochę inny - kiedy się na nie „najdzie” - np. nieopatrznie wypłoszy z legowiska rzadko uciekają w popłochu. Raczej szybko odchodzą, czasami się oglądają - nie jest to oznaką braku strachu przed człowiekiem -  ludzie jednak chcą aby się bały panicznie - mówi.

W Bieszczadach jednak wciąż jest żywa historia, która wydarzyła się ubiegłego lata w Cisnej. Tam wilk zaatakował dwójkę dzieci. - Nie spotkałem się nigdy z takim zachowaniem ze strony zdrowych osobników, zwierząt z dzikiej populacji. Zakładam, że mógł on pochodzić z hodowli i z jakiś przyczyn uciekł lub został wypuszczony. W Karpatach znane są przypadki wybierania wilków z gniazd w celach hodowlanych. Jednak wilk po czasie może przejawić „wilczy charakter” i być trudnym do okiełznania przez osobę, która chciała nad nim zapanować. Wtedy pozostaje zabić? A może sam ucieka lub jest wypuszczany. Tamten wilk był zdrowy, w dobrej kondycji, bo sam pobierałem z niego próbki do badań. Potwierdził to również weterynarz, który wykluczył wściekliznę, bo tylko chore (np. na wściekliznę) zwierzę mogłoby się tak zachować. Jego pazury były starte w stopniu, którego nigdy nie widziałem u dzikich wilków - zakładam, że pochodził z hodowli zaś jego odstrzał był jedynym słusznym rozwiązaniem - wyjaśnia przyrodnik.

Innego zdania jest wieloletni łowczy i były leśnik Henryk Orłowski. - Wilk może zaatakować człowieka i były już takie przypadki - mówi stanowczo. - Ostatnio była sytuacja, że kilka wilków otoczyło pilarzy w Polankach. To się w głowie nie mieści. Wilków jest za dużo, a odstrzał jednego nic nie da. Wilk nie ma naturalnego wroga, jak się do nich strzelało, to się bały i nie podchodziły pod dom. Od kilkunastu lat się do nich nie strzela i to młode pokolenie nie zna strachu przed ludźmi, ale nigdy nie było takich sytuacji by siedziały w środku wsi i to w biały dzień.

 - Populacja się zwiększyła, mówimy o tym od dawna i pokazujemy to na zdjęciach. Nie mówią jednak o tym badacze, a uważam, że oni wręcz zaniżają ich liczebność. Teraz watahy liczą po 14-17 sztuk i nie rozumiem dlaczego o tym się głośno nie mówi - przekonuje Bogusław Kowalczyk, fotograf i właściciel agroturystyki z Zatwarnicy. - Ogromna wataha siedzi w dolinie Sanu trzeci miesiąc. Liczy ponad 20 osobników i to najprawdopodobniej największa wataha w Polsce. Las je żywi, a my wciąż znajdujemy ślady ich ucztowań. Ale ludzie pewnych rzeczy nie rozumieją, robią aferę, bo wilki zjadły całego jelenia. To coś dziwnego? To przecież jest naturalne - czym się mają żywić?

(Cały tekst w GB nr 4 - przypominamy, że nasz dwutygodnik można kupić również w formie PDF)

 

autor: paba


powiązane artykuły: