My w Nadleśnictwie Cisna jednak cały czas żyjemy tą sprawą. Nie ma dnia, aby ktoś do nas nie zadzwonił z propozycją adopcji niedźwiadka oraz przywrócenia go naturze, aby tylko nie musiał przebywać w zoo. Naszym faworytem jest pewna krakowianka, która oferowała adopcję, argumentując ją posiadaniem dużego mieszkania w bliskiej odległości Parku Jordana, wiec nie miałaby problemu z wyprowadzaniem zwierzaka na spacery. To nie jest żart. Telefon był całkowicie na serio. Również tu, w Bieszczadach jest kilka osób, które nie tylko dzwonią i proponują adopcję, ale na dodatek piszą pisma do nas, do ZOO w Poznaniu czy RDOŚ. Osoby te pozują potem na bohaterskich męczenników, którzy chcieli pomóc Cisnej, ale zły „system” im na to nie pozwolił. To nie jest taka prosta sprawa. Przede wszystkim, nie wyobrażam sobie, aby Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska, który sprawuje pieczę nad zwierzętami chronionymi w Polsce wydał zgodę na przetrzymywanie niedźwiedzia prywatnej osobie. To po prostu niemożliwe. Po drugie, osoby robiące z siebie bohaterów nie mają wiedzy oraz wykształcenia z zakresu biologii czy weterynarii, która jest niezbędna przy sprawowaniu opieki nawet nad pospolitymi gatunkami, a co dopiero w przypadku tak rzadkiego zwierzęcia jak niedźwiedź brunatny. Przecież tu wchodzi w grę zasób genowy populacji, gdzie każdy osobnik jest na wagę złota. Swoją drogą, ciekawy jestem co by się stało, gdyby (hipotetycznie) taka osoba rzeczywiście dostała zgodę na opiekę nad Cisną, a ona zdechła w wyniku np. choroby. Czy wtedy dalej myślałaby o sobie jak o bohaterze, który wyswobodził niedźwiadka z ZOO? I czy tak myśleliby ludzie, którzy teraz popierają te dążenia i mocno kibicują w walce o Cisną. Kolejną sprawą o której wspomnę jest bezpieczeństwo. Ludzie patrzą teraz na miłego i słodkiego malucha, który bardziej przypomina pluszową maskotkę, niż groźnego drapieżnika. Ale to się zmieni. Cisna wyrośnie na potężne, ważące pewnie z 400 kg zwierzę, które już nie będzie takie miłe. Stanie się naprawdę groźna, zarówno dla otoczenia jak i dla swojego „opiekuna”. Co wtedy? Ostatnią kwestia jest przetrzymywanie. Bo, nie oszukujmy się, Cisna nie wróci do lasu. Teraz jest na to za mała i nie przeżyłaby w kniei, choćby z uwagi na to, że nie umie zdobywać sama pożywienia. Mam nie zdążyła jej tego nauczyć. Jak podrośnie, będzie już tak przyzwyczajona do ludzi, że będzie szukała z nimi kontaktu. I to skończyłoby się tragicznie. Czy życie w jakiejś zagrodzie zbudowanej przez amatora byłoby dla niej lepsze, niż profesjonalny wybieg w azylu? Cisna musi żyć w niewoli do końca swych dni. Wiem, że to smutne, jednak chyba lepsze niż pewna śmierć głodowa w przydrożnym rowie, gdzie ją znaleźliśmy. Mam jednak cały czas nadzieję, że powstanie w Bieszczadach ośrodek umiejący pomóc w takich przypadkach i zwrócić naturze nawet takiego malucha jak Cisna. Wtedy, jeśli nie Cisna to może jej dzieci wrócą do naszego lasu, pod Matragonę i Chyrlatą, po prostu do swojego prawdziwego domu.
Darz Bór!!!
ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, na kierunku leśnictwo. Pracuje w Nadleśnictwie Cisna, na stanowisku specjalisty d.s. edukacji leśnej i promocji. Od kilku lat jest stałym felietonistą Gazety Bieszczadzkiej.