Ustrzyki Dolne
środa, 10 lipca 2019

Już wiem, jak bardzo kruche jest życie

Już wiem, jak bardzo kruche jest życie

Z ustrzyczanką Angelą Gaber - wokalistką, autorką tekstów inicjatorką zespołu Angela Gaber Trio, autorką muzyki do spektakli m.in. „Ciemny Las”, „Czekając na Turka” Andrzeja Stasiuka czy „Ożenek” Mikołaja Gogola w reż. Macieja Patronika, współwłaścicielką Etno Galerii w Sanoku, o twórczości, młodości ryzyku i macierzyństwie rozmawia Mira Zalewska.

Mira Zalewska: - Zacznijmy jednak od tego, co jest dla ciebie najważniejsze w tej chwili, czyli...
Angela Gaber:
- Kiedyś pewnie bym się zastanawiała nad tym, ale dzisiaj nie mam żadnych wątpliwości: nowe życie, które wydałam na świat. Jestem na tym sfokusowana, skoncentrowana, myślę, że aż do wariackich granic. Więc, bez wątpienia - mój syn, który jest ze mną na świecie, na tym ziemskim świecie.
M.Z.: - Czy to co przeżywasz w tej chwili stało się już inspiracją do tworzenia, czy jeszcze tylko trwaniem tego niezwykłego stanu żyjesz, bo jest niezwykły, co?
A.G.:
- Jest i ja jestem pochłonięta nauką macierzyństwa, co jest, uważam niełatwym zadaniem, przynajmniej dla mnie. Być może są kobiety, które ogarniają to od razu świetnie...
M.Z.: - Nie ma takich.
A.G.:
- Tak? (śmiech) No to jest dla mnie bardzo pocieszające, bo mnie wydaje, że wszystkie panie dookoła dają radę, a ja się jeszcze uczę. Tym jestem pochłonięta i nie mam jeszcze w głowie żadnych innych twórczych myśli, tylko dziecko, karmienie, spacer, dziecko... Być może niebawem jakiś koncert pojawi się w moich planach, tak w formie muzykoterapii (śmiech). Głęboko w sercu myślę o muzykowaniu, o powrocie do projektu Wadada, gdzie byłam wokalistką, i z którym nagrałam płytę „Wolna 7”, ale na czas ciąży i macierzyństwa zastępuje mnie koleżanka. Wiem jednak że jeśli wykażę gotowość drzwi są dla mnie otwarte.
M.Z.: - Wygryźć jej, najwyraźniej nie zamierzasz
A.G.:
- O takich sytuacjach nie ma mowy. To bardzo ładny, czysty układ, a nawet jest opcja, że będziemy duetem wokalnym w tym projekcie.
M.Z.: - Nazwa – „Wadada” coś znaczy?
A.G.:
- Tak, to w Abramskim, jednym z afrykańskich języków, znaczy miłość i pokój. To zespół, ekipa rzeszowskich bębniarzy grający muzykę z pogranicza etno-roots. Projekt WADADA powstał w 1996 roku z inicjatywy Dominika Muszyńskiego. Tworzy muzykę inspirowaną tradycyjnymi rytmami Afryki, Kuby i Brazylii ze sporą domieszką rodzimych melodii. Od ponad dwudziestu lat na scenie, grupa przyjaciół i naprawdę fajnych facetów. Czuję się z nimi bezpiecznie.
M.Z.: - To cudnie. Cudną też recenzję twojej płyty Maciej Harna napisał, nie powiem, że pochlebną, bo pochlebstw tam nie znalazłam. Wypowiedział się bardzo rzeczowo, merytorycznie. Jego opinie są pełne uzasadnień, bardzo profesjonalne.
A.G.:
- Maciej jest wspaniałym pedagogiem, pasjonatą, nauczycielem w sanockiej szkole muzycznej , więc myślę, że wie o czym mówi. Znamy się od wielu lat. To on otworzył mnie taką dziedzinę jak muzyka tradycyjna: etno, folk. Poza tym jest ciekawym i wspaniałym człowiekiem. Mam nadzieję, że odebrał te wibracje muzyczne i to, co napisał było szczere i - jak mówisz - merytoryczne.
M.Z.: - A jak ty zrecenzujesz swoją płytę?
A.G.:
- Nie zrecenzuję. To o prostu muzyka ciszy i mojego serca. Wierzę że sama się zrecenzuje jeśli tylko ktoś będzie chciał jej wysłuchać. Komentarz pozostawiam słuchaczom. nie wiem jak udało mi się ją nagrać. Zastanawiam się wciąż jak doszło do jej powstania w tym czasie największej ciszy, największego bólu jaki osiągnęłam w życiu. Ta płyta jest tym, co mogłam zrobić jako muzyk, jako wokalistka, jest hołdem dla mojej świętej pamięci córeczki, którą straciliśmy z mężem całkiem niedawno. Ten sposób artystycznego wyrazu potraktowałam jako świadectwo mojej miłości bezgranicznej do niej. Zdaję sobie sprawę, że jest to kontrowersyjny projekt i różni ludzie mogą różnie o tym myśleć, natomiast wiem, że takich matek jest wiele więcej i ja po prostu w ich imieniu... To jest głos o tych matkach i dla tych matek, ponieważ wiem, że jest to temat na jaki się nie mówi, a jeśli to jako o ciekawostkach, a nie o tym, że może potrzebne są grupy wsparcia, że takie kobiety są dla siebie jak siostry, że nikt lepiej ich nie zrozumie jak rodziny, które przeszły to samo, co one. Zrobiłam to po to, żeby im powiedzieć, że ktoś to wie, o tym pamięta i ten ból i tragedia jest zrozumiana przez kogoś. Ja uważam, że każda matka po stracie ma swoją gwiazdę na niebie, ja o swojej opowiedziałam, a być może dla kogoś to będzie też jego gwiazda, dla matek i ojców też.
M.Z.: - Jak konkretnie powstawała płyta?
A.G.:
- Spotykałam się z moim gitarzystą Tomaszem Dybałą z Ustianowej, z którym współpracuję od wielu lat, z nim powstały zarysy... melodie... Potem, na podstawie tych szkieletów muzycznych zaczęłam pracować z tekstami. Jedną z melodii dostałam od człowieka którego wówczas nie znałam (Michał Szuba), do niej powstał tekst tytułowej „Zorii”.
M.Z.: - Zaraz dodasz, ze wspaniały, cudowny człowiek. O muzykach z zespołu, o Maćku tak mówiłaś. O wszystkich ludziach tak mówisz, czy o wszystkich tak myślisz?
A.G.:
- Nie do końca... Myślę po prostu że Ci ludzie z którymi mam dużo przeżyć, ważnych przeżyć, którzy pojawiają się na mojej drodze na dłużej, właśnie tacy są. Znam też takich, z którymi wspólne ścieżki są krótkie.
M.Z.: - A jak dużo projektów dotąd zrobiłaś?
A.G.:
- Trochę tego było... Drogę muzyczną zaczęłam jeszcze w Ustrzykach, w Domu Kultury, z panem Zbyszkiem Przybyłą. Była tam grupa nastolatek, które mogły pobawić się w scenę. Potem wyjechałam z Ustrzyk...
M.Z.: - Młodo wyjechałaś?
A.G.:
- Od piętnastego roku życia jestem poza domem. Po szkole podstawowej wymyśliłam sobie, że gdzieś, za siedmioma górami, w Sanoku będzie lepiej... Przekonałam do tego pomysłu rodzinę i choć w Ustrzykach było wówczas liceum, zamieszkałam w internacie w Sanoku właśnie. To była nauka gospodarności, samodzielności wielka. Czas z innymi ludźmi z różnych części Bieszczad, z Wetliny, Cisnej, Mucznego... Oczywiście taka wolność różnie się odbija na młodzieży, ale myślę, że wyszłam z tego obronną ręką. Tamten okres, to bardzo ciekawy czas, który mnie ukształtował i uważam, że właśnie wtedy uformowała się Angela. Wtedy też poznałam Mariannę Jary, żonę diakona prawosławnego, niezwykłą osobowość, wulkan energii, pomysłów, która pokazała mi źródła muzyki tradycyjnej, pieśni polskich, ukraińskich, rosyjskich, łemkowskich i z którą zaczęłam ponad dziesięcioletnią przygodę w zespole Widymo - zespół pieśni karpackiej (wiemy, znamy). To był zespół żeński, ponad dziesięć kobiet, śpiewających na głosy, od muzyki sakralnej po muzykę rozrywkową, folkową, a kapella.... Potem kolejne projekty i tak jakoś poszło.
M.Z.: - Masz formalne wykształcenie muzyczne?
A.G.:
- W zasadzie mogę powiedzieć, że mam, bo zrobiłam licencjat z edukacji muzycznej w Sanoku a także krótki epizod w Krakowskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, natomiast nie chodziłam do szkoły muzycznej podstawowej. Robię bardzo wiele intuicyjnie, na żywioł, na serce, więc edukacja i te ryzy w których trzyma bardzo mnie spinają.
M.Z.: - A to mnie zaskoczyłaś! Jesteś wielokrotną laureatką: Turnieju Muzyków Prawdziwych - Filharmonia Szczecin 2016 (wyróżnienie), Festiwalu Piosenkarnia Anny Treter, Wirtualne Gęśle, płyta „Opowieści z Ziemi” znalazła się w pierwszej 10-tce Festiwalu Folkowego Polskiego Radia „Nowa Tradycja” ,Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Folkowej „Mikołajki Folkowe”, Festiwalu Twórczości „Korowód 2012” Anny Treter, Festiwalu „Grechuta Festival”. Sądziłam, że z jakiegoś powodu nie opowiadasz o tym, na lewo i prawo, ale że masz solidne wykształcenie muzyczne, a to nie dlatego, że się na tym znam, bo nie znam wcale, ale szukając informacji o tobie, rozmawiałam z tymi, którzy się znają i jedna z tych osób – po wysłuchaniu kilku utworów - uznała cię za osobę porządnie wykształconą muzycznie.
A.G.:
- Nigdy w życiu tak bym siebie nie nazwała, natomiast bardzo sobie cenię warsztaty i spotkania, które wyszukiwałam w trakcie studiów i po, z wielkimi autorytetami muzycznymi jak Olga Szwajgier, światowej sławy sopranistka, pedagog, czy czeska pieśniarka Iva Bittova. I bywanie na koncertach, przypatrywanie się, słuchanie, to wszystko były dla mnie żywe lekcje, uczyłam się nie w teorii, a w praktyce. Nie odnajdywałam się chyba w takiej typowej edukacji muzycznej, w jej ograniczeniach.

Cały wywiad w GB nr 14

fot. arch. pryw. Angeli Gaber

 

Już wiem, jak bardzo kruche jest życie
Już wiem, jak bardzo kruche jest życie
Już wiem, jak bardzo kruche jest życie
autor: ZM