Ustrzyki Dolne
piątek, 20 października 2023

„PAMIĘĆ nieZATOPIONA”. Wspomnienia o wsiach na dnie Jeziora Solińskiego.

„PAMIĘĆ nieZATOPIONA”. Wspomnienia o wsiach na dnie Jeziora Solińskiego.

Galeria „Przy Pętli” w Cisnej zaprasza wernisaż wystawy malarstwa rzeszowskiej artystki Barbary Hubert „PAMIĘĆ nieZATOPIONA”. W swoich pracach Hubert przedstawia zalane wsie, które teraz znajdują się na dnie Jezior Solińskiego - Horodek, Sokole, Teleśnicę Sanną, Wólkowyję, Chrewt… oparte na wspomnieniach mieszkańców tych miejscowości.

 

Galeria „Przy Pętli” w Cisnej zaprasza wernisaż wystawy malarstwa rzeszowskiej artystki Barbary Hubert „PAMIĘĆ nieZATOPIONA”. W swoich pracach Hubert przedstawia zalane wsie, które teraz znajdują się na dnie Jezior Solińskiego - Horodek, Sokole, Teleśnicę Sanną, Wólkowyję, Chrewt… oparte na wspomnieniach mieszkańców tych miejscowości.

„PAMIĘĆ nieZATOPIONA” to projekt przypominający fakt istnienia wsi zalanych, po by mógł powstać sztuczny zbiornik Jezioro Solińskie. Obejmuje on serię  obrazów przedstawiających wizerunki miejscowości, które niegdyś istniały, a aktualnie znajdują się pod wodą.

- Idea mojego projektu jest przywrócenie pamięci o tętniących niegdyś życiem miejscowościach, przybliżenie świata sprzed 55 lat z architekturą i mieszkańcami - wyjaśnia Barbara Hubert. - Teren teraz uśpiony na dnie jeziora, a czas i żywioł wpłynęły na jego obecny wygląd. Ten obraz przedstawię w serii prac, która utworzy ekspozycję wraz z archiwalnym komentarzem mieszkańców nieistniejących terenów.

Prace na wystawie powstały w oparciu o archiwalne zdjęcia, jak również aktualny wygląd dna jeziora czyli dokumentację podwodną. - Pragnę w sposób wyobrażeniowy przedstawić zatopione wsie w formie jaką kiedyś przedstawiały oraz jaką przedstawiają teraz – dodaje malarka.

Wernisaż wystawy: 27 października, godz. 18:00 - Galeria przy Pętli - Cisna - siedziba GCKiE
Oprawa muzyczna: Paweł Lewandowski


Przeczytajcie co o projekcie napisała sama artystka:

PAMIĘĆ NIEZATOPIONA

Malarski projekt „PAMIĘĆ nieZATOPIONA” obejmuje serię obrazów inspirowanych wizerunkami miejscowości, które niegdyś istniały, a aktualnie znajdują się pod wodą Jeziora Solińskiego.
Zbiornik powstał w dolinie ujścia rzeki Solinki do Sanu. Budowę zapory ukończono w 1968 roku, a spiętrzająca się woda bezpowrotnie ukryła pod powierzchnią kilka wsi - przede wszystkim Solinę, Horodek, Sokole, Teleśnicę Sanną, Chrewt i dużą część Wołkowyi. Mieszkańców wysiedlono, część budowli rozebrano, a resztę zalała woda. Pamięć o tych miejscach przetrwała na archiwalnych zdjęciach, a także przypomina o sobie w postaci wypływających przedmiotów, czasem nawet czaszek z zalanych cmentarzy. Zdziczałe drzewa owocowe, które niespodziewanie rosną na brzegach lub bezpośrednio wyzierają z wody, nasuwają wspomnienie dawnych osad.

Te dające o sobie znać ślady niegdysiejszej ludzkiej obecności, nasunęły mi myśl o tym, iż pod wodą, na dnie jeziora, tętniło kiedyś życie. Miało swoją formę, kształt i kolor.

Czas wolny spędzany na brzegu Jeziora Solińskiego, jest dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji twórczych; maluję jego wizerunki - skały, lasy, refleksy świetlne - wszystko, co jest widoczne powyżej tafli wody. Tym razem jednak stworzyłam serię obrazów poświęconą pamięci zalanych miejscowości. Poprzez własną kreację twórczą i w odniesieniu do archiwalnych zdjęć, pragnę niejako zaglądnąć pod powierzchnię wody i w sposób wyobrażeniowy przedstawić zatopione wsie. Domy, kościoły, zabudowania gospodarcze, wszystko to istnieje w szczątkowej formie gdzieś na dnie jeziora.

Projekt ma przypomnieć o niełatwej historii wysiedlonych mieszkańców. Przywołać i unaocznić fakt istnienia kilku wsi, które na skutek powstania zbiornika zniknęły bezpowrotnie; skłania mnie również do refleksji nad złożonością świata. Corocznie nad jeziorem wypoczywają dziesiątki tysięcy turystów, którzy w większości nie zdają sobie sprawy z historii tego miejsca. Przez spiętrzenie wody na Sanie powstało piękne jezioro - strefa ciszy, schronienie dla ludzi poszukujących spokoju, miejsce dla wędkowania i żeglowania, jednak pod powierzchnią kryje się pamięć o całych miejscowościach, wysiedlonych mieszkańcach, zniszczonych domach i utraconych nadziejach.

Pejzaż bieszczadzki jest dla mnie nie tylko impulsem do artystycznej ekspresji, ale też stanowi źródło refleksji. Czas spędzony nad brzegiem jeziora, a także decyzja o budowie domu w Wołkowyi, stały się bodźcem do rozważań nad czasem obecnym i minionym. Powstanie nowego domu w obliczu dawnej destrukcji - zatopienia, skłoniło mnie do twórczych poszukiwań, które pozwolą oddać zarówno to, co realne - widoczne nad wodą, jak i świat odrealniony - ukryty pod jej powierzchnią. Przyszłość i przeszłość, pamięć i zapomnienie mają kluczowe znaczenie dla tego procesu twórczego.

Przywiązanie do Jeziora Solińskiego kształtuje moją wypowiedź twórczą. Czuję się niemal „wtopiona” w ten pejzaż, jakbym sama stanowiła jego nieodzowny element. W otoczeniu gór, nad brzegiem jeziora odczuwam jedność z otaczającym nas światem. Fragmenty krajobrazu, drzewa, woda i skały powracają w moich obrazach w różnej formie. Dotychczas oddawałam, to co było mi znane, jednak tym razem intuicja twórcza prowadzi mnie ku temu co zakryte, niemal zapomniane - zatopione.

Wspomnienia osób, które pamiętają czas napełniania zbiornika wodą, a także dawne fotografie ukazujące budynki i widoki z zalanych wsi, stanowią dopełnienie moich twórczych inspiracji. Obrazy te pragnę wydobyć spod wody - sprawić, by oglądający wystawę mieli większą świadomość tego miejsca, przez co mogli traktować je z szacunkiem.

Rezultatem projektu jest cykl 9 prac, z których każda symbolicznie upamiętnia elementy krajobrazu zalanych wsi. Sięgam po różne techniki malarskie, którymi operuje na przeźroczystym podłożu z poliwęglanu. Każdy obraz  powstaje poprzez połączenie 2 lub 3 indywidualnych warstw. Zestawione ze sobą  półprzeźroczyste- tworzą iluzję zanikania w toni wodnej, a także wzajemnego przenikania tego co dawne i obecne. Prace te odwołują się do wyobraźni widzów, których za pomocą twórczej kreacji zapraszam do refleksji nad przemijaniem.

PAMIĘĆ NIEZATOPIONA to projekt przypominający o wioskach zatopionych, by powstało Jezioro Solińskie. Miejscowościach tkwiących na dnie jeziora, gdzie czas i żywioł wpłynęły na ich obecny wygląd. Przywrócenie pamięci o tętniących niegdyś życiem miejscach, przybliżenie świata sprzed 55 lat z architekturą i mieszkańcami - to idea mojego projektu.


AUTOPORTRET NA MAPIE


Praca nad projektem PAMIĘĆ NIEZATOPIONA jest swoistym hołdem, jaki składam miejscu, z którym czuje się szczególnie związana. Samą siebie postrzegam, jako naturalny element pejzażu, równorzędny roślinności, wodzie i górom. AUTOPORTRET NA MAPIE w sposób alegoryczny określa moje przywiązanie do okolic Wołkowyi. To w tym miejscu nad brzegiem jeziora, wraz z projektem budowy domu, rodzą się refleksje prowadzące do powstania całego cyklu. Sam proces twórczy również pozostaje nierozerwalnie związany z Wołkowyją, gdyż większość prac do projektu powstała właśnie tam.

Obraz ten jest dla mnie ważny, ponieważ odzwierciedla to, jak się czuję będąc w Wołkowyi. Mam wrażenie, że jestem scalona z tym pejzażem, że jestem jego integralna częścią.

PAMIĘĆ/NIEPAMIĘĆ

Zburzony Kościół z Wołkowyi pojawia się aż 5-krotnie w tej pracy. Dramatyczna historia tego budynku utkwiła szczególnie w pamięci mieszkańców Bieszczad. Wysadzenie Kościoła, a następnie usunięcie pozostałości materiałów z pola rozbiórki odbywało się w otoczeniu milicji i wojska, pod zasłoną gazu łzawiącego i zasłony dymnej [1]. Konieczność wyburzenia Kościoła była ogromnym ciosem dla społeczności. Tak wspominała wyburzenie jedna z dawnych mieszkanek Wołkowyi - pani Józefa Szydłowska: „Ogromny warkot spychaczy. Przywiązali linę do krzyża i ściągnęli go. Potem wieżę rozciągali linami i spychaczami. Myśmy patrzyli i płakali. Jeden z cywilów brał kamienie i rzucał w szybę okien” [2].

Zwielokrotniony obraz kościoła z Wołkowyi ulega zatopieniu w pejzażu, podobnie jak wspomnienia o wydarzeniach sprzed ponad pół wieku z czasem ulegają zatarciu.

Perspektywa zbieżna w tej kompozycji jest celowym zabiegiem. W ten sposób pragnę podkreślić proces zanikania, odchodzenia w zapomnienie. Pragnieniem moim jest, aby NIEPAMIĘĆ zastąpiła PAMIĘĆ.

Tragedia ludzi, którzy musieli porzucić swoje domy, uświęcone miejsca i dobrze znane krajobrazy, ogromnie mnie porusza. Wyburzone świątynie i zalane wioski to na zawsze utracone dobra kulturowe tego regionu. Ni powinniśmy pozwolić, aby czas zatarł pamięć o nich.

ZATOPIONE/NIEZATOPIONE

Kościół w Wołkowyi powstał w 1842 roku i miał charakter świątyni konsekrowanej. W nocy z 3 na 4 października 1967 roku odcięto liny dzwonów, aby ich dźwięk nie zaalarmował wiernych i przystąpiono do rozbiórki. Przed dewastacją uratowano jedynie sprzęty liturgiczne i fragment ołtarza, który przeniesiono do świątyni w pobliskiej Górzance.

Wizerunek Ołtarza z wyburzonego Kościoła w Wołkowyi wtapiam w kompozycję barwną o symbolicznym znaczeniu. Odcienie brązu nawiązują do tego co ziemskie, stałe i niezmienne. Błękit to odniesienie do wody, jej nieustannej zmienności. Te kontrastujące ze sobą barwy nasuwają skojarzenie z tym, co ZATOPIONE i tym co przetrwało - NIEZATOPIONYM.

W centralnym punkcie tej pracy zdecydowałam się umieścić współczesną fotografię przedstawiającą dzieci beztrosko bawiące się nad brzegiem Jeziora Solińskiego. Ten utrwalony na zdjęciu piękny moment uświadomił mi, że zapewne kiedyś w pobliżu tego miejsca bawiły się inne dzieci. Te miejsca zakrywa obecnie tafla jeziora.

WIDOCZNE/NIEWIDOCZNE

Ołtarz ocalały z Kościoła w Wołkowyi przeniesiono do Cerkwi w Górzance, która obecnie pełni rolę kościoła parafialnego pw. Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Cerkiew w Górzance wraz z wyposażeniem stanowi unikat w skali Karpat [3]. Ołtarz z Wołkowyi jest jednym z dwóch bocznych ołtarzy zdobiących wnętrze tej świątyni. Turyści zwiedzający Bieszczady mogą odwiedzić to miejsce i ujrzeć fragment zatopionej historii. Dzięki temu to co NIEWIDOCZNE mogło stać się WIDOCZNE.

Historia ocalałego ołtarza z Wołkowyi wzrusza mnie i skłania do refleksji. Moje myśli kieruję od tego co pozostaje żywe jak drzewa, a jednocześnie do tego co martwe, jak  drewno z którego powstawały bieszczadzkie budowle i elementy świątyń. Jednocześnie zastanawiam się, czy martwe musi oznaczać zapomniane?

DESTRUKCJA/KONSTRUKCJA

Pałacyk w Sokolem rozebrano przed zalaniem Jeziora Solińskiego. Ta zabytkowa budowla do 1939 roku była własnością Aleksandry z Gostomskich Brandysowej. W tym czasie Pałacyk pełnił rolę stacji turystycznej Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Piękno okolic i samego Pałacyku w Sokolu opisuje fragment folderu wydanego we Lwowie w okresie międzywojennym: „Dwór w Sokolem położony jest nad szeroką rzeką San, na wzgórzu (430 m) ze swym 10-morgowym starym parkiem, spadającym łagodnie ku brzegom tej rzeki, w pobliżu większych kompleksów leśnych szpilkowych i liściastych. (…) System korytarzowy, hall, taras, komfort (łazienka, kanalizacja), kort tenisowy, siatkówka. Bibljoteka i dzienniki. Fortepian i radjo. Karty do gry i szachy. (…) Ślizgawka, saneczki i szlichtada saniami po lodzie biegiem Sanu - polowanie na obszarach dworskich sąsiednich, nadto bardzo urozmaicone i pierwszorzędne tereny narciarskie. Konie do wyjazdu w zaprzęgu lub pod wierzch”[4]. Niezaprzeczalne walory architektoniczne tego budynku i elementy wnętrz udało się uchronić na jakiś czas przed zapomnieniem. Zdewastowany po wojnie Pałacyk przeznaczono na placówkę PTTK, którą prowadził bieszczadzki traper Henryk Victorini. W jednym z wywiadów Victorini powiedział: “To były dla mnie najlepsze lata. Żyłem tak aż do momentu budowy zbiornika solińskiego i jego spiętrzenia na przełomie lat 1967 i 1968” [5].

Dworek poddano rozbiórce przed zalaniem Jeziora Solińskiego. Z materiałów budowlanych odzyskanych z pałacu Victorini wzniósł nowy dom w jednej z zacisznych zatok jeziora. Ten dom stał się swoistą pustelnią, oddaloną od ludzi, położoną w niedostępnym miejscu, z czasem zapomnianą. Obecnie dom Victoriniego popada w ruinę, poddany działaniu czasu, co nasuwa refleksję o powtarzającym się cyklu tworzenia - BUDOWY i rozpadu - DESTRUKCJI.

Losy Pałacyku w Sokolu szczególnie mnie ujmują. Mam wspomnienie związane z tym miejscem. Wiele lat temu wraz z przyjaciółmi miałam okazję odwiedzić dom Victoriniego. Pamiętam go jako tętniący życiem i pełen radości. Po latach, w dorosłym życiu, ponownie trafiłam do Zatoki Victoriniego i ujrzałam to miejsce opuszczone i zdewastowane działaniem czasu. Płytki podłogowe i parkiety z Pałacyku w Sokolu, którym Victorini dał drugie życie, ponownie podlegają destrukcji. Dom Victoriniego, jakby naznaczony stygmatem Pałacyku, również odchodzi w niepamięć.

CZAS MINIONY/CZAS OBECNY

Kościoły w Wołkowyi i w Rajskiem, drzewa owocowe, odchodzące postaci ludzkie zatopione w pejzażu to alegoryczne odniesienie do ludzkich losów nierozerwalnie związanych z zalanymi terenami. Opuszczenie swoich domów, gospodarstw miejsc uświęconych miało charakter tragiczny. Swoje miejsca miało opuścić ponad 3 tysiące ludzi. Wielu gospodarzy nie godziło się z tym losem. Pomimo przyznanych działek i zagwarantowanej pomocy w budowie nowych domów, wiele rodzin nie chciało opuścić swoich gospodarstw. “Kazimierz Orłoś, pisarz zatrudniony jako radca prawny „Soliny”, opowiadał, że codziennie do jego biura przychodzili starsi gospodarze i dopytywali, w jaki sposób mogą uniknąć przesiedlenia. Dla nich budowa zapory była brutalną ingerencją w ich teraźniejszość i przeszłość, nie umieli pogodzić się z rzeczywistością” [6].

Zawsze zastanawiam się do kogo należały opuszczone, stare sady, które stoją nad brzegami jeziora. Czy dzieci zrywały w nich jabłka? Szczególnie wiosną widać jak wiele jest dzikich drzew owocowych nad brzegami Soliny. Symboliczne wydaje mi się to, że te drzewa stały się świadkami zatapiania tego terenu. Stanowią swoisty łącznik pomiędzy CZASEM OBECNYM, a CZASEM MINIONYM.

SACRUM/PROFANUM


Cerkiew z Soliny pochodząca z 1937 roku zdemontowano przed zalaniem zbiornika, a bogate wyposażenie w większości zaginęło. Mieszkańcy Soliny wspominali o potężnej nawałnicy towarzyszącej rozbiórce, co postrzegali jako gniew boży. Fakt porzucenia domów był dla nich trudny, ale rozbiórka świątyni była niepojmowalna. Losy Kościołów w Wołkowyi, Rajskiem i Cerkwi w Solinie podzieliły budynki sakralne i klasztory będące na terenie powstającego zbiornika. Tych budynków dzisiaj już nie zobaczymy na tle bieszczadzkiego krajobrazu. Nie poświęcono uwagi przydrożnym kapliczkom, czy krzyżom na rozstaju dróg - wszystko zniknęło pod wodą. Cmentarze w większości przeniesiono, jednak ekshumacje, nie były przeprowadzone dokładnie, dlatego piętrząca się woda przez wiele lat wynosiła kości, a nawet trumny. Uświęcone miejsca - SACRUM poddano profanacji - PROFANUM.

Moją uwagę przykuły dawne fotografie, na których widać uśmiechniętych ludzi stojących przy kościele lub w cieniu przycerkiewnych drzew. W niewielkich miejscowościach, położonych w Dolinie Sanu, nabożeństwa stawały się okazją do spotkań. W świątyniach dawni mieszkańcy przeżywali najważniejsze w życiu chwile - śluby, chrzty i pogrzeby, dlatego rozumiem to, że wiele osób odebrało ich rozbiórkę jako profanację.

PRZYSZŁOŚĆ/PRZESZŁOŚĆ


Solina, Teleśnica Sanna, Łęg, Horodek, Chrewt, część Zawozu, Rajskiego, Wołkowyi i Sokolego, to miejscowości, które “utonęły” w Jeziorze Solińskim. Do rozbiórki lub wyburzenia przeznaczono setki domów mieszkalnych, budynków gospodarskich i użytkowych. Rozebrano cerkwie, kościoły i zabytki. Mieszkańcy musieli opuścić malowniczy fragment doliny Sanu, aby mógł powstać największy w Polsce zbiornik retencyjny. PRZYSZŁOŚĆ wyparła PRZESZŁOŚĆ. Mieszkaniec dawnej Soliny Tadeusz Podkalicki tak wspominał ten czas: „Nigdy nie przestałem żałować Soliny z mojej młodości, ale też z czasem zrozumiałem, że wzniesienie zapory było uzasadnione” [7].

W tej artystycznej kreacji przedstawiam pejzaż pełen światła i cieni. Świetlista, błękitna wstęga Sanu symbolizuje zmienność upływającego czasu. To co dawne staje się jasne, transparentne i stopniowo zanika w pamięci ludzkiej. Góry i skały odznaczają się mocnym kontrastem, pozostają stałe i wieczne - niemi świadkowie ludzkich losów.

Portret Kobiety odnaleziony na starej fotografii umieszczam na szczycie góry, która jest filarem zapory solińskiej. W moim odczuciu Kobieta jest przedstawicielką mieszkańców, którzy pomimo konieczności opuszczenia swoich domów, pozostali na zawsze związani z tym miejscem. PAMIĘĆ o nich powinna pozostać NIEZATOPIONA.


/ Projekt powstał w ramach grantu dla doktorantów przyznanego  przez Rektora Uniwersytetu Rzeszowskiego Sylwestra Czopka /
/ Wszystkie prace wykonane zostały na poliwęglanie w wymiarach 200x100cm, technika własna /


Bibliografia i zdjęcia:
[1] debica.naszemiasto.pl/jak-50-lat-temu-zatapiano-soline-dlugo-jeszcze-potem/ar/c7-7815796
[2] przemyska.pl/2017/10/03/50-lat-temu-komunisci-zburzyli-kosciol-w-wolkowyi/
[3] nowiny24.pl/wyjatkowy-klimat-cerkwi-w-gorzance/ar/5799715
[4] debica.naszemiasto.pl/jak-50-lat-temu-zatapiano-soline-dlugo-jeszcze-potem/ar/c7-7815796
[5] dzikiezycie.pl/archiwum/2003/sierpien-2003/samotnik-znad-zatoki
[6] debica.naszemiasto.pl/jak-50-lat-temu-zatapiano-soline-dlugo-jeszcze-potem/ar/c7-7815796
[7] debica.naszemiasto.pl/jak-50-lat-temu-zatapiano-soline-dlugo-jeszcze-potem/ar/c7-7815796
Bieszczady w Polsce Ludowej 1944–1989, pod red. Jakuba Izdebskiego, Krzysztofa Kaczmarskiego, Mariusza Krzysztofińskiego, Rzeszów 2009, 491 s.
bieszczady.land/kosciol-pod-wodami-zalewu-solinskiego/

 

autor: oprac. paba


powiązane artykuły: