Ustrzyki Dolne
wtorek, 4 czerwca 2019

30. rocznica czerwcowych wyborów

30. rocznica czerwcowych wyborów

Dziś mija 30 lat od pierwszych po II wojnie światowej wyborów do polskiego parlamentu, które odbyły się 4 czerwca 1989 roku. Zwycięstwo „Solidarności” było początkiem końca komunizmu oraz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, w której władzę sprawowała podległa Moskwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza (PZPR).

Jak czytamy na stronie internetowej Narodowego Centrum Kultury - wybory były wynikiem kompromisu. Zawarła go skupiona wokół Lecha Wałęsy, przewodniczącego Solidarności, część demokratycznej opozycji oraz PZPR. Wcześniej odbywały się rozmowy w Magdalence (od września 1988 r.) oraz obrady Okrągłego Stołu (luty-kwiecień 1989). Jednocześnie ponownie zarejestrowano NSZZ Solidarność, która została zlikwidowana w czasie stanu wojennego.

Opozycja pod nazwą Komitet Obywatelski „Solidarność” prowadziła kampanię wyborczą m. in. na łamach „Gazety Wyborczej”. Działało studio wyborcze, w którym pracował popularny komentator sportowy Bohdan Tomaszewski. Czytelnym sygnałem dla wyborców były utrzymane w jednolitej formie plakaty przedstawiajace Lecha Wałęsę ściskającego dłoń kandydata OK. Do ostatecznej rozprawy z komunizmem nawoływał również słynny westernowy plakat z Garym Cooperem, idącym do wyborów z odznaką „Solidarności”. Kandydatów KO wspierały światowe gwiazdy: Jane Fonda, Yves Montand, Stevie Wonder. Przeciwko tym wyborom była m. in. Solidarność Walcząca Kornela Morawieckiego.

Główną stawką wyborów było 35 proc. miejsc w Sejmie (161) oraz 100 proc. miejsc w odrodzonym Senacie (100), na które można było oddawać głosy w wolnym głosowaniu. KO zdobyło już w pierwszej turze 160 mandatów poselskich oraz 99 miejsc w stuosobowym Senacie. Tymczasem najwyżsi funkcjonariusze PZPR i satelickich partii (ZSL i SD), którzy mieli bezpiecznie dostać się do parlamentu dzięki Liście Krajowej (m. in. premier Mieczysław Rakowski i szef MON Czesław Kiszczak) – nie dostali się do Sejmu. Odczytano to jako votum nieufności wobec rządów PZRP. I otworzyło to drogę do sformowania pierwszego niekomunistycznego gabinetu w krajach zaliczanych po II wojnie do moskiewskiej strefy wpływów.

Zasady wyborów
Swoboda wyborów do Sejmu PRL X kadencji była wprost ograniczona kontraktem zawartym przez układające się przy Okrągłym Stole strony. Przewidywał on, że o 60 proc. spośród 460 mandatów (276) w Sejmie ubiegać się będą kandydaci trzech ugrupowań starego porządku: Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego. 5 proc. miejsc w izbie (23) przeznaczone było dla kandydatów stronnictw sojuszniczych (PAX, Polskiego Związku Katolicko-Społecznego i Unii Chrześcijańsko-Społecznej), a o pozostałe 35 proc. mandatów poselskich (161) walczyć mieli kandydaci bezpartyjni, zgłaszani przez grupy wyborców. Nieścisłe jest więc pojawiające się niekiedy określenie wyborów do Sejmu w 1989 r. jako „wolnych w 35 procentach”. Walka wyborcza w ramach mandatów, o które ubiegali się kandydaci opozycji demokratycznej ograniczona była wyłącznie do kandydatów bezpartyjnych. Ustalono także, że część mandatów przyznanych stronie koalicyjnej obsadzona będzie z listy krajowej, a nie w okręgach. Z listy tej kandydowało wielu najważniejszych polityków obozu władzy.

Wolne od jakiegokolwiek politycznego kontraktu były wybory do Senatu. Wyborcy wskazywali swoich senatorów spośród wszystkich zgłoszonych kandydatów. Okręgi wyborcze do Senatu pokrywały się z granicami województw. Posłem lub senatorem zostawał kandydat, który uzyskał bezwzględną większość głosów.
Porozumienie okrągłego stołu w części dotyczącej wyborów do Sejmu i Senatu na grunt prawny zostało przeniesione w uchwalonej przez Sejm ordynacji wyborczej. Pierwsza tura wyborów do Sejmu i Senatu odbyła się 4 czerwca 1989 roku. Druga dwa tygodnie później, 18 czerwca.

Kandydaci i wyniki wyborów
O mandaty posłów przeznaczone dla kandydatów bezpartyjnych ubiegali się zarówno kandydaci zgłoszeni przez ugrupowania opozycyjne, jak i osoby popierane przez siły starego porządku i jawnie z nimi sympatyzujące. Kandydaci opozycji demokratycznej kandydowali przede wszystkim pod szyldem Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Swoich kandydatów zgłosiły też m.in. Konfederacja Polski Niepodległej, Unia Polityki Realnej i mniejsze ugrupowania. Część środowisk opozycyjnych (np. „Solidarność Walcząca”) wybory zbojkotowała.

4 czerwca 1989 r. do urn poszło 62 proc. uprawnionych do głosowania. 160 ze 161 mandatów poselskich przeznaczonych dla bezpartyjnych, kandydaci KO „Solidarność” uzyskali już w pierwszej turze. W ponownym głosowaniu kandydatowi KO przypadł ostatni pozostający do obsadzenia mandat dla bezpartyjnych. W wolnych wyborach do Senatu strona solidarnościowa uzyskała 99 ze 100 mandatów. Przepadła większość kandydatów zgłoszonych przez stronę koalicyjną na liście krajowej – nie uzyskali oni wymaganej większości bezwzględnej głosów.

Pierwsze posiedzenie Sejmu PRL X kadencji odbyło się 4 lipca 1989 r. Tego samego dnia zebrał się także Senat I kadencji. Marszałkiem Senatu został wybrany poseł ZSL prof. Mikołaj Kozakiewicz, na czele odrodzonego Senatu stanął prof. Andrzej Stelmachowski. Posłowie i senatorowie „Solidarności” utworzyli w nowo wybranym parlamencie Obywatelski Klub Parlamentarny.

Znaczenie wyborów 4 czerwca
Wyniki wyborów do Sejmu i Senatu jednoznacznie pokazały, że zdecydowana większość wyborców odrzuciła siły rządzące krajem przez okres powojenny. Skala zwycięstwa kandydatów Komitetów Obywatelskich oraz rozmiary porażki sił starego systemu sprawiły, że wydarzenia polityczne nabrały nowej dynamiki. Rozpoczął się proces stopniowego oddawania władzy przez dotychczas rządzących. Zgromadzenie Narodowe wybrało wprawdzie zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami Wojciecha Jaruzelskiego na urząd prezydenta PRL, jednak po niedługim czasie powstała koalicja OKP-ZSL-SD, w wyniku czego doszło do utworzenia rządu Tadeusza Mazowieckiego. W ten sposób przedstawiciele dotychczasowej opozycji objęli stanowiska rządowe i rozpoczął się czas transformacji ustrojowej.
Sejm i Senat wyłonione w czerwcowych wyborach odegrały w niej niebagatelną rolę. W parlamencie powstawały ustawy, które nie tylko reformowały poszczególne dziedziny życia, ale także zmieniały ustrój państwa. Izby wybrane 4 i 18 czerwca 1989 r. zdecydowały m.in. o przywróceniu orła w koronie jako godła państwowego oraz nazwy Rzeczpospolita Polska. Sejm i Senat zdecydowały o tym, że Prezydenta Rzeczypospolitej wybierać ma naród w głosowaniu powszechnym, stworzyły podstawy ustawowe dla samorządu terytorialnego, uchwaliły pakiet ustaw reformujących gospodarkę.

Wydarzenia w Polsce, w tym wyniki wyborów czerwcowych, miały ogromne znaczenie dla ruchów opozycyjnych w innych państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Znacząco ułatwiły one i przyspieszyły zmiany demokratyczne zachodzące w naszej części kontynentu.
W 2013 roku Sejm upamiętnił w przyjętej uchwale czerwcowe wybory, ustanawiając 4 czerwca Dniem Wolności i Praw Obywatelskich.

 

O przygotowaniach do czerwcowych wyborów oraz o oczekiwaniach ze strony społeczeństwa opowiedział nam były opozycjonista z czasów „Solidarności” i uczestnik Strajków Ustrzyckich, obecnie członek Rady Konsultacyjnej do spraw Działaczy Opozycji Antykomunistycznej oraz Osób Represjonowanych z Powodów Politycznych przy Urzędzie Kombatantów Jan Kot.

- Ja nie świętuję tego święta, ale nie ma co urywać, że to było ogromne wydarzenie. Ogromny ruch społeczny uruchomiony został nie dzięki Lechowi Wałęsie ale dzięki generałowi Kiszczakowi i ówczesnej komunistycznej władzy, która wiedziała że system komunistyczny jest nie do utrzymania. Nadeszła sprzyjająca chwila po odwołaniu stanu wojennego i po kilku latach  pozornego spokoju – mówi Jan Kot. - Uważam, że te wybory spowodowało  ciśnienie społeczne, bo ten system socjalistyczny był nie do utrzymania, chociażby ze względów ekonomicznych. Wiele młodych ludzi nie zdaje sobie chociażby sprawy z tego, że zakłady pracy otrzymywały wtedy z budżetu państwa środki pieniężne i stawiano im zadania do wykonania. Dzisiaj nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, że aby pieniądze zdobyć trzeba coś wyprodukować albo kupić i sprzedać z zyskiem.

- W listopadzie 1988 roku dochodzi do debaty telewizyjnej pomiędzy Alfredem Miodowiczem, który był przewodniczącym związków zawodowych tych socjalistycznych i przywódcą „Solidarności” z lat 1980-81 Lechem Wałęsą. Teraz już wiemy, że ta rozmowa w znacznej części była wyreżyserowana, chociaż wygrał ją Lech Wałęsa. Po tej debacie, w grudniu w jednym z warszawskich kościołów powstał Komitet Obywatelski przy Lechu Wałęsie. Wtedy już nawet prasa będąca w rękach komunistów pisała o tym, że potrzebne są zmiany, że potrzebny jest nowy porządek. Doświadczenie lat komunizmu, represje, aresztowania były jednak zbyt świeże i ludzie nie mieli zaufania do tego co słyszeli czy czytali.

Jan Kot wspomina, że pracował wtedy w ZBL, które zatrudniało ok. 800 osób. - To właśnie u nas powstał wtedy pierwszy związek zawodowy w Ustrzykach. Ja dość często jeździłem wtedy po Polsce i przywoziłem do nas najnowsze informacje o tym co się dzieje. Opowiadałem ludziom o „Solidarności” i udało się. Powołaliśmy komisję zakładową i wręczyliśmy pismo dyrektorowi. Ten wściekł się i powiedział, że nasze działanie jest nielegalne. Ale w końcu związek uznał. Był to marzec 1989 r. a więc na długo przed ponowną rejestracją związku przez Sąd w Warszawie.

Opozycjonista dodaje, że przed wyborami skontaktował się z Adamem Pęziołem, który miał bezpośredni kontakt z KORem (Komitet Obrony Robotników). - On miał kontakt z ważnymi dla nas wtedy autorytetami jak Bronisław Geremek czy Adam Michnik. Zmiany powoli nabierały tempa. W Ustrzykach powstał Komitet Obywatelski, którego nieformalnym szefem został Stanisław Socha z PPD. Czekaliśmy na wybory.

Opozycjonista wspomina, że wtedy proboszczem w Ustrzykach był ks. Julian Jakieła, który bardzo zaangażował się w sprawy „Solidarności” oraz w budowę kościoła na oś. PCK. - Prowizoryczny sztab początkowo powstał u mnie w domu i to tam spotykaliśmy się planując przyszłość.

Zbliżał się dzień wyborów. - Jacek Fedorowicz pokazywał w telewizji jak głosować, bo wtedy wybory wyglądały inaczej niż dziś. Na kartach do głosowania nie było organizacji z jakich startowali kandydaci, a skreślić trzeba było wszystkich i zostawić tylko tę osobę na którą się głosowało. Bardzo wtedy nam pomógł kościół, użyczając chociażby sal katechetycznych.

Jan Kot wspomina, że ludzi wtedy nie trzeba było namawiać do tego by szli na wybory. - Każdy czuł, że zmiany są konieczne. Nie baliśmy się też, że ktoś sfałszuje wybory, bo w komisjach byli członkowie KO i mężowie zaufania. Wybory z resztą nie zostały sfałszowane co jasno pokazały wyniki. Senat w 99 proc. był nasz, z wyjątkiem senatora Stokłosy, który można powiedzieć kupił sobie u wyborców miejsce w Senacie.

- Z krośnieńskiego, w którym wtedy leżały Ustrzyki Dolne do Sejmu kandydowało czterech „naszych”: aktor Gustaw Holoubek, pisarz Andrzej Szczypiorski, rolnik Paweł Chrupek i profesor Wiktor Osiatyński. Dopiero po latach okazało się, że większość kandydatów, praktycznie w całym kraju to byli tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Przed wyborami praktycznie każdy z kandydatów miał zrobione zdjęcie z Lechem Wałęsą, co dawało mu w zasadzie 100 proc. przepustkę do parlamentu.

Jan Kot wspomina, że czterech członków KO spotkało się u Stanisława Sochy dwa dni po wyborach. Doszło wtedy do bardzo nerwowej rozmowy - Już wiedzieliśmy, że wygraliśmy, a ja wiedziałem, że skończyła się dawna „Solidarność”. Czułem, że to co było już nie wróci i zaczęła się bezpardonowa i bezlitosna walka o władzę. „Solidarność” się rozpadła, a Jan Olszewski 3 lata później też 4 czerwca ale 1992 r. z trybuny sejmowej tuż przed głosowaniem nad odwołaniem jego rządu - zadał pytanie - Czyja będzie Polska? Lech Wałęsa odporny na argumenty ludzi miłujących Ojczyznę doprowadził do odwołania tego rządu i na wiele lat pozwolił na dalsze niszczenie Polski.

Opozycjonista mówi, że nie świętuje czerwcowych wyborów, ponieważ jako „Solidarność” odnieśliśmy zwycięstwo, ale okupione okropnym cierpieniem społeczeństwa. - Mam wątpliwości czy dobrze zrobiłem, że przyłożyłem do tego rękę. Dumny jestem z tego, że komunizm upadł ale przez taką transformację zlikwidowano zakłady pracy, wyprzedano majątek który był własnością całego społeczeństwa. Polska po okrągłym stole stała się inna ale to nie oznacza, że sprawiedliwa. Działania, które prowadzono nie były dla dobra naszej ojczyzny. Każdy kto chciał otrzymał ten przysłowiowy paszport i mógł jechać gdzie chciał, ale ludzi w większości nie było stać na to by pojechać odwiedzić rodzinę w sąsiednim powiecie. Doszło do wielu dramatów, nawet tu w Ustrzykach ludzie stawali na krawędzi i kończyli załamani ze swoim życiem. Wielu naszych rodaków opuściło wtedy Polskę. Straty były zbyt duże.

 

30. rocznica czerwcowych wyborów
30. rocznica czerwcowych wyborów
30. rocznica czerwcowych wyborów
30. rocznica czerwcowych wyborów
30. rocznica czerwcowych wyborów
30. rocznica czerwcowych wyborów
autor: oprac.paba
źródło: NCK/sejm.gov.pl