Ustrzyki Dolne
sobota, 19 sierpnia 2017

Niedźwiedzie podchodzą pod domy. Ludzie się boją.

Niedźwiedzie podchodzą pod domy. Ludzie się boją.<br/>fot. Bogusław Kowalczyk
fot. Bogusław Kowalczyk

- Niedźwiedzi jest więcej. Podchodzą pod domy, a my boimy się zdrowie o nasze i naszych gości. Trzeba coś z tym zrobić, zanim dojdzie do tragedii – alarmują mieszkańcy gminy Lutowiska, którzy pisma opowiadające ich „przygody” z misiami wysłali do Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

12 lipca w Lutowiskach odbyło się spotkanie mieszkańców gminy z wójtem, przedstawicielami okolicznych Nadleśnictw, a także dr Wojciechem Śmietaną z PAN i przedstawicielami WWF i RDOŚ. Po spotkaniu pismo do Wojciecha Wdowika, dyrektora RDOŚ wysłał wójt gminy Lutowiska Krzysztof Mróz, w którym prosi o szybką interwencję. „(...) w ostatnim czasie na terenie kilku miejscowości Gminy Lutowiska, bardzo często spotykanie są niedźwiedzie. Są to osobniki młode, jak również w Ustrzykach Górnych niedźwiedzica z dwoma młodymi. Niedźwiedzie widywane są na prywatnych posesjach, w bezpośrednim sąsiedztwie domów mieszkalnych i na drogach publicznych – co budzi strach i zaniepokojenie mieszkańców. Niszczą kompostowniki i pojemniki na odpady znajdujące się przy zabudowaniach oraz kosze na śmieci na przystankach autobusowych. W ostatnim czasie wpływają do mnie pisma od mieszkańców wsi Muczne, Dwernika, Dwerniczka, Stuposian i Ustrzyk Górnych z prośbą o interwencję, w sprawie zagrożenia bezpieczeństwa dla nich, jak również dla gości i turystów, ze strony systematycznie pojawiających się w pobliżu zabudowań niedźwiedzi.”

Wójt w piśmie dodaje, że na spotkaniu 12 lipca wyciągnięto wnioski, z których wynika, że na terenie gminy pojawiły się niedźwiedzie cechujące się zmniejszonym lękiem przed człowiekiem, które żerują na kompostownikach i przy kubłach na śmieci. Według mieszkańców stwarzają realne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi, a turyści boją się wychodzić na szlaki turystyczne. W załączeniu przekazano też pisma, w których mieszkańcy Bieszczad opisali sytuacje wywołujące panikę wśród ludzi.

Turyści odwołują rezerwacje
Właściciele gospodarstw agroturystycznych dotąd nie chcieli rozmawiać o niedźwiedziach, bojąc się utraty gości. Teraz jednak goście sami zaczęli odwoływać rezerwacje, a ludzie doszli do wniosku, że jedynym wyjściem jest nagłośnienie tematu.
- Nie chcemy do miśków strzelać, jednak ten problem należy jak najszybciej rozwiązać, bo dochodzi do sytuacji, które są niebezpieczne dla naszych dzieci i gości – mówi Jarosław Nowak, właściciel agroturystyki z Dwernika. - Jak idę do lasu i spotykam niedźwiedzia, to mu schodzę z drogi, bo wiem, że to jego naturalne środowisko i ja tam jestem gościem. Jednak kiedy niedźwiedź wpada mi na podwórko i straszy mi dzieci, to mam ochotę chwycić za widły.
- Mieszkam tu od zawsze i 40 lat temu takie wypadki się nie zdarzały. Jestem przekonana, że pod nasze gospodarstwo podchodzą dwa młode niedźwiedzie, które w zeszłym roku, żerowały w okolicy z matką. Niedawno się zdarzyło, że w tym samym czasie jeden podszedł pod dom, a drugi w tym samym czasie rozwalił ogrodzenie do serowni – opowiada Małgorzata Nowak. - Żadne ogrodzenie nie jest w stanie powstrzymać niedźwiedzia, a pastuchem kilkuhektarowego gospodarstwa nie ogrodzę. Wokół naszej posesji wciąż znajduję odchody niedźwiedzi, w których bardzo często znajdują się nieprzetrawione worki foliowe. Szkoda tych zwierząt, bo cała ta sytuacja odbija się również na ich zdrowiu.
Inni mieszkańcy Dwernika i Dwerniczka systematycznie „spotykają” niedźwiedzie na kompostownikach i przy koszach na śmieci. Ślady jego bytności są widziane również po drugiej stronie Sanu. - Wożę codziennie rano teściową do pracy i praktycznie nie było dnia, byśmy na drodze nie spotkali misia, lub nie widzieli rozwalonych koszy na śmieci czy jego odchodów – mówi nam mieszkaniec Pszczelin. Jedna z mieszkanek Stuposian ostatnio „znalazła” pod werandą swojego domu niedźwiedzicę z dwoma młodymi. Zbieracze jagód mówią, że miśków najwięcej jest właśnie na dole, przy domach, a wyżej dzikie zwierzęta są praktycznie niespotykane. Sytuacja zaczyna robić się rzeczywiście poważna, bo niedźwiedzie wychodzą z lasu w „biały dzień” i nie boją się ludzi. - Kiedy widzimy niedźwiedzia z daleka, to mamy czas zareagować i uciec. Nie daj Boże na niego najść, wtedy to może nas uratować tylko modlitwa, bo on broniąc się, zareaguje impulsywnie  - mówią nasi rozmówcy i dodają, że dużo winy leży po stronie myśliwych i osób, które przy czatowniach dokarmiają zwierzęta.

Cały tekst w GB 16

 

autor: paba


powiązane artykuły: