Ustrzyki Dolne
czwartek, 16 sierpnia 2018

Tu zajmuję się importem

Tu zajmuję się importem

Jeden z największych przetwórców drewna w Bieszczadach przeniósł część swojej firmy pod Stalową Wolę. - W Bieszczadach zajmuję się głównie importem i sprzedażą drewna, które pochodzi nie z Bieszczad, ale głównie ze Skandynawii czy Rosji – mówi Ryszard Szukalski, prezes firmy „Dankros” z Ustjanowej Górnej.

Zachowanie naturalnego i unikatowego charakteru Bieszczad i Pogórza Przemyskiego oraz zaprzestanie niszczenia Puszczy Karpackiej postulują członkowie grupy Inicjatywa Dzikie Karpaty, którzy obecnie przebywają w Bieszczadach. Czy rzeczywiście jest tak, że bieszczadzkie lasy są wycinane w sposób inwazyjny? W poprzednim wydaniu „Gazety Bieszczadzkiej” przedstawiliśmy opinię członków grupy i przedstawiciela Lasów Państwowych, teraz o opinię poprosiliśmy właściciela jednego z większych zakładów zajmujących się przetwórstwem drewna - prezesa Ryszarda Szukalskiego z firmy „Dankros”.

Ustrzycka firma produkcyjna „Dankros”, zajmująca się produkcją m.in. więźby dachowej, kantówki czy tarcicy powstała w 1990 roku. Zakład zaczynał od 100 proc. aktywności na naszym terenie. Teraz, jego działalność w Bieszczadach, to ok. 15 proc. produkcji całego przedsiębiorstwa, a właściciel działalność gospodarczą przenosi do powiatu stalowowolskiego. - Obecnie przemysł drzewny w Bieszczadach nie jest już podstawową działalnością lokalnej gospodarki. Kiedyś rzeczywiście tak było, teraz już nie - mówi stanowczo Ryszard Szukalski.

Prezes przypomina, że przemysł drzewny od wieków był podstawą działalności gospodarczej w naszym regionie, ze względu na dużą zasobność lasów i duże możliwości pozyskania drewna. - Mimo iż zasobność lasów wzrosła wielokrotnie, przemysł zanika. Kiedyś był to jeden z gęściej zaludnionych obszarów w Europie, ale z uwagi na zmiany demograficzne i względy historyczne - między innymi przesiedlenia, dziś jest to region, o bardzo małej populacji i bardzo słabym rolnictwie, a właśnie z dużym przyrostem terenów leśnych. Dodatkowo na taki stan rzeczy nadkładają się na siebie działania przyrodnicze, administracyjne i mechanizmy rynkowe - wyjaśnia i dodaje, że w ostatnich latach, jego firma odnotowała spory spadek obrotów na bieszczadzkim rynku, co pociągnęło za sobą redukcję etatów z prawie 200  do 40.

Krościenko to głównie import
Jednak czy rzeczywiście jest tak, że za spadek obrotów można obwiniać aktywistów i ekologów, którzy chcą ratować karpackie lasy czy wpływ na to, mają też inne czynniki? - Tu nie chodzi o „ratowanie” przyrody, tu nie ma podstaw do używania tego słowa. „Ratowanie” kojarzy się z tym, że coś ginie. Nasza przyroda, bazując chociażby na opiniach ekologów wspaniale się tu przedstawia, mimo iż ten region był przedmiotem eksploatacji przemysłowej przez wieki. W związku z tym, przyrównywanie eksploatacji lasu do ratowania przyrody jest zakłamaniem. Lasy mogą być racjonalnie eksploatowane i ich dzisiejszy stan, którzy przez leśników i ekologów jest oceniany jako bardzo dobry, jest wynikiem działalności człowieka - przekonuje właściciel „Dankrosu”. - Widzę wśród swoich pracowników niepokój związany z działalnością ekologów na naszym terenie. Myślę, że wszyscy się tego obawiają, bo są to zachowania w części ekstremalne.

Obecnie działalność zakładu produkcyjnego w Krościenku w znacznym stopniu opiera się na handlu i sprzedaży drewna z importu. - Drewno sprowadzamy z krajów bałtyckich i Skandynawii, które tam jest przerabiane, a w znaczmy stopniu pochodzi z Rosji - mówi prezes Szukalski. Jednak przyznaje, że wynika to nie tylko z ograniczeń pozyskania drewna w Bieszczadach ale też i ceny - tu rządzi rynek. Okazuje się, że nawet bieszczadzcy leśnicy, na remonty swoich leśniczówek często kupują drewno skandynawskie lub rosyjskie. - Jeśli ten trend zostanie dalej utrzymany, to nasza działalność tutaj ograniczy się wyłącznie do handlu, a my będziemy dystrybutorem drewna importowanego. To zjawisko ma niestety dynamikę rozwojową. Dalsze ograniczenie pozyskania drewna, dalsze rzucanie bieszczadzkim leśnikom kłód pod nogi, finalizować się będzie eskalacją tego zjawiska. W regionie o najwyższej lesistości w Europie, jeśli znajduje miejsce import wyrobów drzewnych, to nie jest to sukces społeczny czy administracyjny gospodarzy regionu – to porażka i na dziś tak jest - dodaje stanowczo.

(Cały tekst w GB nr 16)

 

Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
Tu zajmuję się importem
autor: paba