Obejmując we władanie pod koniec lat 60- tych ubiegłego wieku, leśnictwo Łodyna, stanąłem przed ogromnym problemem braku dróg leśnych umożliwiających wywóz pozyskanego drewna z lasu. Musiałem być na łasce właścicieli gruntów przez, które był dojazd do lasu jak i teren składowania drewna. W okresie opadów deszczu lub roztopów, wszelkie plany dostaw surowca brały w łeb.
W drugiej połowie lat 70-tych, po powstaniu Ośrodka Rady Ministrów w Arłamowie, zjawiła się w moim leśnictwie grupa geodetów do wytyczenia drogi Krościenko – Młyny - Puchary. Jest to obecnie droga za Brzegami Dolnymi, z dużą metalowa rogatką po lewej stronie jadąc do Krościenka.
Prace terenowe z wytyczeniem drogi szły non stop. Granice pasa drogowego znaczono ciemno-bordową farba nitro, która szybko wysychała na pędzlu. Na dodatek pracownik znaczący drzewa, przechodząc przez krzaki, jeżyny, potoki często lądował z puszką farby na ziemi, rozlewając deficytowy na owe czasy, towar. Farba była słabo widoczna na drzewach. Kolor jej mógł mieć bardzo surowe konsekwencje. Otóż geodeci pomylili się w tyczeniu drogi nad głębokim potokiem i musieli wytyczyć nowy pas. Ale nie usunięto znaków ze starego szlaku. Po kilku miesiącach ekipa drwali przystąpiła do wylesienia terenu. Ciągłe kontrole z nadleśnictwa i poganianie tępa prac. W feralnym dniu byłem na naradzie w nadleśnictwie i nie mogłem nadzorować prac wylesieniowych. Wieczorem przychodzi jeden z drwali i mówi, że zgubili w lesie nad potokiem znaki na drzewach. Godzina 6, wyjazd z ludźmi do lasu. Po przejściu ok. 1,8 km po wylesionym pasie, dochodzimy do potoku w tym miejscu, gdzie geodeci popełnili błąd i nie skasowali znaków. Powstał pas wylesionego lasu około 100 m x 80 m. Poniżej, 100 metrów przebiegał prawidłowy pas, który odnaleźliśmy. Telefon do geodetów w tej sprawie. Zjawili się następnego dnia. Jedziemy na miejsce, widzę ich zakłopotane miny. Pytam dlaczego nie poszli pierwotnym szlakiem, jest płytszy potok i mniej stromy. Wówczas okazało się, że drogę projektował na mapie pułkownik Doskoczyński (szef Arłamowa), zaznaczając ją czerwonym flamastrem. I tak miała przebiegać w terenie bez żadnych modyfikacji. Wylesiony błędnie pas drogi, przeznaczyłem na skład drewna i nazwałem „Pomylony skład”.
Budowa tej drogi miała wymiar strategiczny. Otóż teren miał być dołączony do „Księstwa Arłamów”. Lata 80-te ubiegłego wieku, zakończyły pewien rozdział historii, a nam leśnikom pozostała wspaniała droga przez Młyny-Puchary do Ropienki. Złe moce jednak ciążyły nad tym odcinkiem drogi. Powódź w 1998 roku spowodowała rozmycie nasypu drogi i zawalenie przepustów. Musieliśmy wykonać nowy objazd, który był w odległości ok. 50 metrów od pomylonego, pierwotnego pasa. Las na stoku góry „Laworta” był w znacznej części niedostępny i nie było możliwości dojazdu. W lipcu 1995 roku przystąpiliśmy do wylesienia terenu pod drogę nr 39 – od wyciągu narciarskiego w Brzegach Dolnych w kierunku Dźwiniacza Dolnego do Stefkowej. Powstał pierwszy kilometrowy odcinek drogi wywozowej z tłucznia kamiennego. Przystąpiono do budowy 2,5 km z płyt betonowych. Płyty były zbrojone o długości 3 metrów i szerokości 0,9 metra, ułożone podłużnie i oddzielone od siebie pasem tłucznia o szerokości 0,9 metra. Po obu stronach pobocze również było z tłucznia. Płyty były posadowione na warstwie piasku o grubości 0,3 metra uprzednio ubitego ciężkim walcem. Miała to być droga pokazowa. Pracę wykonywało Przedsiębiorstwo „Prohanbud” z Uherzec. Nie byłem obecny przy układaniu pierwszych płyt, gdyż miałem poddać się zabiegowi operacyjnemu „wymiany stawu biodrowego”.
Po powrocie ze szpitala, poprosiłem zastępującego mnie podleśniczego o podwiezienie na budowę drogi. Z trudem wsiadłem z kulami do „malucha”. Jakież było zdziwienie ekipy wykonującej prace, gdy zobaczyli „kalekę” podpierającego się dwoma kulami i kuśtykającego po płytach. „- Co pan tu robi? – pyta kierownik budowy. - Przyjechałem zobaczyć po czym ja i moi następcy będą jeździć.” Powstała z płyt droga o długości 2,5 kilometra. Następny odcinek drogi budowano z tzw. „kaczego mydła” przechrzczonego przeze mnie na „kacze g…o”. Po deszczach ,samochody grzęzły w rozmiękłym kamieniu , a podczas suszy tumany kurzu ciągnęły się za autami, co przypominało „Rajd Sahara- odcinek specjalny”. Ale ten odcinek budowała już inna władza w nadleśnictwie Ustrzyki Dolne. Może incydenty z budowa tego odcinka drogi, szykany jakim mnie poddawano za tę drogę betonową opiszę szczegółowiej tzn. „pojadę po bandzie” jak mówi teraz młodzież i do czego namawiają mnie dziennikarze. „Co się odwlecze, to nie uciecze.” Już na emeryturze, często przebywałem na wyciągu krzesełkowym na Lawortę. Latem była grupa turystów z Niemiec. Wyjechali krzesełkiem na szczyt Laworty przeszli szlakiem w kierunku Dźwiniacza Dolnego, zeszli na drogę betonową prowadzącą do wyciągu. Nie wierzyli, ze w Polsce w lasach buduje się drogi, po których mogą jeździć czołgi. Nie komentowałem tego. XXI dotarł też do naszych bieszczadzkich lasów.
Darz Bór