Ustrzyki Dolne
czwartek, 31 sierpnia 2023

Bohaterzy nie noszą peleryn. Student PR uratował tonące dziecko.

Bohaterzy nie noszą peleryn. Student PR uratował tonące dziecko.<br/>fot. FB Politechnika Rzeszowska
fot. FB Politechnika Rzeszowska

Student Politechniki Rzeszowskiej Rafał Nazarko uratował chłopca, który topił się w Jeziorze Solińskim. - Dochodząc do samego dna przeczesywałem je rękami. Zacisnąłem rękę i wyruszyłem na powierzchnię. Cudem na niego trafiłem - relacjonuje Rafał.

 

 

- Bohaterzy nie noszą peleryn. Bohaterzy są wśród nas – czytamy na profilu Facebookowym Politechniki Rzeszowskiej. To tu opublikowano historię Rafała Nazarko, który odpoczywając nad Jeziorem Solińskim uratował topiącego się chłopca. - Nie nadużywamy w swoich mediach słowa „bohater”. Chyba pierwszy raz go używamy. Warto jednak mówić i pisać o takich zachowaniach. A z Rafała Nazarko, studenta informatyki na PRz, jesteśmy bardzo dumni!

Poniżej publikujemy cała relację Rafała, którą udostępniła Politechnika Rzeszowska.

„15 sierpnia br. korzystając z dobrej pogody wybrałem się ze znajomymi na żaglówki na Jeziorze Solińskim. Po udanym dniu żaglowym udaliśmy się w kierunku lądu. Na okolicznej plaży, z racji na Święto i pogodę, wypoczywało bardzo dużo ludzi.

Podczas klarowania jachtu, widziałem że nieopodal nas bawi się grupa dzieci. W momencie gdy już mieliśmy zabrać rzeczy i udać się w stronę lądu, naszą uwagę zwróciło jedno z dzieci wołając „On się topi! On się topi!”.

Przez pewną krótką chwilę myślałem, że to głupkowate wybryki dzieci, bo przecież nie znajdowały się daleko od brzegu. Zanim się zorientowałem o które dziecko chodzi, na ratunek ruszyła mu jego matka. Sytuacja zaczynała wyglądać coraz groźniej, dziecko co chwilę na ułamek sekundy pojawiało się ponad taflą wody, a później znikało pod nią.

Zanim matka do niego dotarła, chłopak ostatni raz pojawił się ponad powierzchnią. W tym czasie zdążyłem wyrzucić wszystko co miałem w kieszeniach, zrzucić buty i wziąć rozbieg po kei celem oddania skoku. Gdy przypłynąłem na miejsce gdzie ostatni raz widziałem chłopca, okazało się, że jest tam głęboko.

Ja przy wzroście 190 cm nie mogłem dosięgnąć palcami dna. Zanurkowałem, aby spróbować znaleźć chłopca, jednak próba zakończyła się niepowodzeniem. Gdy wynurzyłem się po raz pierwszy, pomyślałem sobie „to koniec, już po chłopcu”. Podjąłem próbę po raz drugi. Dochodząc do samego dna przeczesywałem je rękami. W pewnym momencie udało mi się na coś natknąć. Zacisnąłem rękę i wyruszyłem na powierzchnię. Gdy się wynurzyłem okazało się, że cudem trafiłem na chłopca - udało mi się go złapać za ramię. Jednak na tym trudności się nie skończyły. Trzymając chłopca z całych sił, zacząłem wzywać pomocy - bo do tego czasu nikt z ludzi na plaży nie zdecydował się pomóc.

Niestety nie posiadam umiejętności ratownika, więc ciężko było mi się utrzymać z chłopcem na powierzchni, dodatkowo z zaczepioną gdzieś o moje ciało jego matką. Na zmianę wynurzałem się ja - aby zaczerpnąć trochę powietrza - a później wystawiałem chłopca ponad wodę, jednocześnie próbując się choć trochę przybliżyć w stronę brzegu.

Po którymś wynurzeniu zauważyłem dwóch mężczyzn biegnących w naszą stronę. Jeden z nich zabrał mi dziecko z rąk i wyciągnął je na plażę. Drugi zaś starał się mi pomóc dopłynąć do brzegu wraz z matką chłopca, pchając mnie w plecy w kierunku lądu. Kiedy byłem w stanie już dosięgnąć nogami dna, wiedziałem że jesteśmy bezpieczni. Wszyscy wyszliśmy z wody.

Na miejscu pojawili się ratownicy z pobliskiego strzeżonego kąpieliska. Położyli chłopca bokiem, aby mógł wykrztusić całą wodę, która mu zalegała, a następnie podali mu tlen i owinęli folią NRC. Chłopiec przez cały czas był przytomny i już po paru minutach samodzielnie usiadł. Według mnie miał 11, może 12 lat. Widząc, że zaopiekowali się nim ratownicy, usiadłem na brzegu, wykrztusiłem zalegającą mi wodę, ochłonąłem z emocji i po parunastu minutach odpoczynku, udałem się w swoją stronę, wiedząc że sytuacja została opanowana i chłopiec jest bezpieczny. Po paru minutach przybył ambulans wodny. Dalszy ciąg zdarzeń jest mi nieznany.

Cała ta sytuacja tylko cudem nie okazała się wielką tragedią. Nabrzeże przy którym bawiły się dzieci było bardzo zdradliwe. Po spokojnym obniżaniu terenu nagle następował spory uskok i to w niewielkiej odległości od brzegu.

Jedyną „stratą” są moje okulary przeciwsłoneczne, których przed skokiem do wody nie zdjąłem - a teraz pewnie gdzieś podróżują po dnie Jeziora Solińskiego”.

Politechnika Rzeszowska, chcąc wynagrodzić stratę Rafałowi prowadzi teraz zbiórkę… okularów słonecznych.

Można je przesyłać na adres:
Politechnika Rzeszowska im. Ignacego Łukasiewicza - Biuro Promocji
al. Powstańców Warszawy 12, 35-959 Rzeszów
Z dopiskiem „Dla Rafała” - okulary zostaną mu przekazane.

Rafałowi gratulujemy i dziękujemy za zachowanie zdrowego rozsądku i bohaterskiej postawy!!

 

autor: paba


powiązane artykuły: