Ustrzyki Dolne
sobota, 26 grudnia 2015

Potocki, czyli smarkanie na Bieszczady

Potocki, czyli smarkanie na Bieszczady<br/>fot. Jerzy Lubas
fot. Jerzy Lubas

Dopóki jesienna aktywność Andrzeja Potockiego związana ze spektaklem „Wyżej niż połonina”, powstałym w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, sprowadzała się do szukania sposobu na „wyciągnięcie kasy” od tego teatru, nie zabierałem w tej sprawie głosu. Na ambicjonerskie ględzenie Potockiego o plagiacie można było machnąć ręką, bo po co komentować czyjeś „widzi mi się”. Ale kiedy ten promotor zakapiorstwa wziął się za rozkopywanie grobu bieszczadnika Wasielewskiegio na Kulasznem, milczeć się już nie da.

Oto mamy człowieka, który poszedł do teatru i dowiedział się, że Bieszczady można widzieć jednak inaczej, niż on. Dowiedział się, że w Bieszczadach nie mieszkają tylko biesy, ale jest to również miejsce dla Pana Boga. I że opisywani przez niego ludzie pozostawili po sobie coś więcej niż puste flaszki po alkoholu. Gdyby nie zamykał oczu i nie zatykał uszu, to dowiedziałby się również, że te góry to przede wszystkim ziemia ciężkiej pracy i ziemia ciężka od łez i krwi. Wszystko to jest w spektaklu „Wyżej niż połonina” i wszystko jest utkane z losów sześciu scenicznych postaci. Trzeba dużego oportunizmu, aby wypaczyć tak jasny przekaz, w którym podobieństwo bohaterów spektaklu do postaci rzeczywistych jest po prostu przypadkowe. Nie jest problem znaleźć stanowisko twórców dzieła w tej sprawie. Na przykład 23 VIII br. w rzeszowskiej mutacji Gazety Wyborczej w artykule Anny Gorczycy pt. „Bieszczadzkie Zakapiory bohaterami sztuki. Premiera w cerkwi” czytamy: Kto kim jest? O kim mówi On? Kim jest Ona Jego? Reżyser przestrzega przed przypisywaniem tych postaci jednej osobie, ale ludzie żyjący w Bieszczadach na pewno rozpoznają, czyje losy złożyły się na kolejną opowieść.

Kuriozalny tekst Andrzeja Potockiego opublikowany w Gazecie Bieszczadzkiej wymaga komentarza, albo konkretniej to ujmując – powiedzenia prawdy. Przygotowując się do realizacji spektaklu sięgałem do wielu źródeł oraz rozmawiałem z wieloma ludźmi. Jeszcze w ubiegłym roku skontaktowałem się z panem Potockim. Liczyłem także na jego pomoc. W tym duchu korespondowałem z nim emailowo, rozmawiałem telefonicznie. Spotkaliśmy się również i to trzykrotnie, ostatni raz u niego w domu. W trakcie tych kontaktów pan Potocki odpowiadał na wiele pytań dotyczących Bieszczadów, których celem było ukierunkowanie mojej pracy nad scenariuszem. Podjął również sam próbę zapisana swoich pomysłów i przesłał mi je do wykorzystania. Nigdy podczas tych wszystkich spotkań i rozmów nie warunkował udzielanych mi informacji, czy sugestii korzystania z jego książek czy filmów jakąkolwiek klauzulą honoraryjną. Były to spotkania dwóch ludzi, którzy kochają Bieszczady. Tak przynajmniej ja to traktowałem. Wiosną, kiedy zaplanowałem wyjazd studyjny w Bieszczady z zespołem przygotowującym spektakl, pan Potocki miał jechać z nami. Niestety nie pojawił się. Później nie dotarł na żadną z prób generalnych, na które był zapraszany, ani na premierę do Baligrodu, gdzie także był zaproszony.

Pomimo tych absencji, bliskich zwykłej obstrukcji, uznałem, że jesteśmy zobowiązani pamiętać o jego wcześniejszej pomocy i dlatego we wszystkich materiałach Teatru Siemaszkowej dotyczących spektaklu „Wyżej niż połonina. Saga w sześciu aktach”(w tym w folderze i na plakatach) pojawiła się adnotacja: „Realizatorzy dziękują Andrzejowi Potockiemu, znawcy Bieszczadów”. Dzisiaj, tenże Andrzej Potocki udaje, że nie rozumie, iż dziękowanie komuś to przejaw kultury i takowy nie wymaga czyjejkolwiek zgody.

Potocki, autor „Sagi w 7 plagiatach”, nawet cytując wprowadza w błąd Czytelnika. Nie tylko dlatego, że pod swoją tezę dobiera czyjeś słowa wyrywając je z kontekstu, ale nawet tak przykrojone fragmenciki odziera z sensu, wycinając z nich bez zaznaczenia całe zdania. Już we wstępie do swego tekstu kaleczy moją refleksję ściągniętą ze strony Teatru Nie Teraz (dodajmy – refleksję odwołującą się do folderu spektaklu). W oryginale odnośny akapit wygląda tak: Pewnie podobnie można byłoby moich bohaterów zobaczyć gdzieś na Półwyspie Helskim, może gdzieś w lasach nad Narwią, albo jeszcze dalej, np. w Kornwalii czy koło Dubrownika. Wszędzie jest pięknie, gdy człowiek w środku bywa piękny. Ale, cytując siebie jeszcze raz, „to piękno, zupełnie niespodziewanie dla jego wyznawców, potrafi zabić i – jakby przy okazji – odbiera całą wolność. Ludziom tutaj twardnieją dłonie od ciężkiej roboty. A robić trzeba, aby żyć, aby w ogóle przeżyć. I bywa, że wtedy kamienieją serca. Ze zdradą pije się bruderszaft przed południem, „na kaca”, a potem chla się do rana z szatanem. Czymś przecież trzeba wypełnić miejsce po wypalonych marzeniach i wyrzuconej za drzwi miłości”. I tym właśnie jest „Wyżej niż połonina”. O tym, co ludziom się zdarzało i zdarza. O tym, co zawsze znów zdarzyć się może. Czy to Jędrkowi Wasilewskiemu „Połoninie”, czy mnie, czy Tobie. Bo tylko taki teatr warto robić, który mówi prawdę, a człowieka potrafi uczynić lepszym. I wiecie, Moi Drodzy, to się chyba właśnie udało!

 

(Więcej w GB 25)

autor: Tomasz A. Żak, autor i reżyser dramatu „Wyżej niż połonina. Saga w sześciu aktach”


powiązane artykuły: